Długo się zbierałem do przetestowania tego zapachu… podchodziłem do niego kilka razy, by wyrobić sobie jak najbardziej pełną i obiektywną opinię, co by nie skreślić go już w przedbiegach… w końcu Issey Miyake – L’eau D’issey pour Homme powstały w 1994 roku, reprezentuje moją znienawidzoną grupę olfaktoryczną, lecz profesjonalizm nie pozwala mi na pochopne wysnuwanie wniosków….
zatem niech horror na skórze się zacznie 8)
Początek jest całkiem znośny i przyjemny za sprawą yuzu, cytryny i mandarynki, nadającej kompozycji rześkiej lekkości i nieinwazyjnego charakteru… Tłem zapachu pozostają zioła, tworząc lekko drapiące nos, drapieżne połączenie…
Mocne i przekonywujące wejście jak na zapach wodny i punkt dla Miyake za zachowanie wytrawnej przejrzystości…
Późniejsza faza serca już tak przyjemna nie jest, bo do głosu dochodzą akcenty typowo wodne… mdląca lilia wodna jest tradycyjnie rozlazła i sprawia wrażenie jakby pływała w zatęchłym, stojącym bajorku… bliska rozkładu lilia (zapewne dzięki nałożeniu się z niezbyt ostrą nutą róży) znacząco dominuje kompozycję w tej fazie… co prawda sytuację ratuje ostrzejsza nuta gałki muszkatołowej, spolegliwy szafran i delikatne geranium, lecz z trudem co rusz podnoszę nadgarstek do nosa….
Issey Miyake jest kompozycją stosunkowo złożoną, jak na tę grupę zapachową i bardzo dobrze wyważoną… im dłużej trwa na mojej skórze, tym bardziej staje się przystępna i strawna…. wraz z przejściem zapachu do akordu bazy wygasa marudna nuta lilii – powodując, że zapach znów staje się przyjazny dla mojego nosa… Finisz to subtelny meander tytoniu, drzewa sandałowego i delikatnej ambry unurzanej w wetiwerze i piżmie… zapach pozostaje delikatny, ale nadal bardzo wyrazisty i czytelny…
Zdecydowanie akordy otwarcia i bazy to najprzyjemniejsze fazy tego zapachu… jestem pewien, że gdyby wykastrować zapach z tej nudnej nuty lilii wodnej, kompozycja znacznie zyskała by na ostrości… ta lilia znacznie zapach wypłyca i czyni go niewyraźnym, zlewającym się w bezkształtną masę klocem… Sytuację ratują wszechobecne w każdym akordzie przyprawy ziołowe, dbające o zachowanie wyrazistego charakteru kompozycji…
Gdyby nie one, zapach zanudziłby nosiciela na śmierć…
Trwałość i projekcja jak na wodniaka są bardzo przyzwoite i pozwalają cieszyć się dobrze wyczuwalnym towarzystwem przez dobre 6-8 godzin…
Flakonik utrzymano w bardzo surowym, minimalistycznym stylu, pasującym do klimatu kompozycji… wyblakłe kolory i miękkie linie bryły flakonu podkreślają niezobowiązujący i stonowany charakter zapachu…
L’eau D’issey pour Homme jest idealną kompozycją na lato i cieplejsze dni, gdy zależy nam ma delikatnym zaakcentowaniu zapachem swojej obecności i zachowaniu względnej świeżości przez wiele godzin… Wzorcową percepcję kompozycji utrudnia jedynie IMO całkowicie zbędna nuta lilii, psująca swą obecnością całokształt… z tego właśnie powodu zapach jest u mnie skreślony, choć doceniam poprawność całokształtu kompozycji…
Głowa: yuzu, cyprys, kolendra, mandarynka, szałwia, werbena.
Serce: błękitna lilia wodna, gałka muszkatołowa, szafran, geranium, cejloński cynamon.
Baza: tytoń, ambra, piżmo, indyjskie drewno sandałowe, haitańska wetyweria, cypriol
Wiesz Co… Muszę to napisać! Jest to masakrator jesli chodzi o dusiciela nosiciela i otoczenia. To tak jak ktoś go kiedyś określił jako podbny do tych takich maści rozgrzewajacych typu pferde balsam itp, tamte średnio znoszę a tu o zgrozo nie da się wytrzymać. Nie pamiętam czy to wina lili wodnej czy czegokolwiek innego, ale ja nie chciałbym go kiedykolwiek wyczówac w swoim otoczeniu, a wyczuję go na km bo intensywny jest skurczybyk…yuck:/ Gryzą się wszystkie nuty w nim zawarte…:/ drewienko w róznych postaciach, cytrusy w wielu postaciach, kwiatki o przybijajacym zapachu i na dokładke zielsko!
A tak na marginesie pisałes o kanstracji tego zapachu z tych nieprzyjemnych, irytujacych i przytłączajacych nut wiec polecam Ci Test tej wody w wersji intense-wg mnei jest to jeden z lepszych zapachów ostatnich lat…. zupełnie inny od tego…… hmmm 😉 POLECAM wypróbowanie jesli lubisz takie „drewniane” zapachy w stylu Tumulte…
By: nowy48 on 19 lipca 2011
at 20:12
dzięki, za cynk nie omieszkam skorzystać 🙂
By: pirath on 19 lipca 2011
at 21:36
Dla mnie, lilia wodna, która została tu użyta, jest niesamowita.
Może nie całkiem męski to składnik, ale w połączeniu z cytryną,
która jest mocnym punktem otwarcia, nabiera ciekawego brzmienia.
Nie znam świeżego zapachu, który trzymałby dłużej na skórze i miał
większy zasięg niż Issey.
Wersja Intense nie jest już tak przebojowa.
W dodatku, strasznie syntetyczna.
By: aleksander on 20 lipca 2011
at 20:02
wersja Intense jest znakomita… pozbawiona tego mdlącego czegoś… Czuję cedr cedr drzewo papirus, wszystko wspaniałe, a Zwykły Leau to męczydusza okropny chciałby być świeżakiem ale jest dręczycielem przez coś w nim zawartego czego nie potrafie okiełznać i znieść…. Jest gorszy od Aqua di Gio- nie trawię…
By: nowy48 on 20 lipca 2011
at 21:01
ja ogólnie nie trawię lilii i orchidei w perfumach… przeszkadza mi ten składnik to raz, a dwa uważam go za skrajnie przerysowujący i dominujący kompozycję…
sprawdzę wersje intense…
By: pirath on 20 lipca 2011
at 22:00
W latach 90. – nowatorski, intrygujący.
Dziś – osobliwie archaiczny, drażniący, wulgarny nawet. I oklepany do granic.
By: Paweł on 11 listopada 2011
at 13:36
postrzeganie zapachów zmienia się z każdym pokoleniem jak moda…
o obecnej modzie na zapachy wolę się nie wypowiadać…
By: pirath on 11 listopada 2011
at 13:46
Ja też. 😉
By: Paweł on 11 listopada 2011
at 13:49
Próbowałem zmierzyć się z tą wodą. Pierwszy kontakt tylko na bloterze mnie oczarował. Wziąłem próbkę. To, co się działo na mojej skórze było koszmarem. Miałem dokładnie takie same odczucia co Ty- początek całkiem przyjemny, serce to mocno rozwodnione i mdłe kwiatki, a baza znów przyjemna. Ta lilia właśnie nadaje tego „zwrotnego” charakteru. Źle mi się nosiło tę wodę i nie wrócę już do niej. Szkoda mi czasu i żołądka.
By: pknbgr on 17 czerwca 2012
at 22:30
A mnie ta złowroga lilia kiedyś bardzo przydawała pewności siebie. W swoim czasie był to naprawdę odkrywczy świeżak-penetrator 🙂
By: patison on 12 września 2012
at 22:39
o tak… mi ta lilia penetruje żołądek w stopniu porównywalnym do penetracji okrężnicy ministranta, podczas wizyty w zakrystii 😉
By: pirath on 12 września 2012
at 22:53
chcesz, żebym się zakrztusił białym serem?!!! ehhh, ekkkhhh… 😉
Nieładnie tak się naśmiewać z bliźniego!
By: patison on 13 września 2012
at 00:50
białym serem? to dopiero prowokacja! 😀
By: pirath on 13 września 2012
at 08:04
Issey Miyake urodził sie w 1938r. w Hiroshimie, mnie te lilije kojarzą się ze smutkiem, ale potem jest ok.. Zapach rzeczywiście dla bardzo odważnych.
By: vika37 on 6 grudnia 2012
at 18:19
ciekawa konkluzja z tymi liliami, choć mi z kolei ten kwiat kojarzy się z czystością i niewinnością… dobrze koresponduje z ozonowo wodnym klimatem tego zapachu, choć osobiście unikam tych rytmów jak ognia.. 😉
By: pirath on 6 grudnia 2012
at 21:36
Kiedyś nie mogłem się nadziwić, skąd taka popularność i zbiorowa histeria na tle L’Eau D’Issey . A potem, sam dołączyłem do fanów tego zapachu.
I zapomnij o wersji Intense i pochodnych. Król jest jeden, Mimo wielu rozpaczliwych prób, Issey nie udało się jak dotąd powtórzyć sukcesu L’Eau D’Issey…
By: RoQ on 18 stycznia 2013
at 12:59
nie lubię ozonowo wodnych zapachów… źle się komponują z moją skórą, a efekt jest opłakany, dlatego pass…
By: pirath on 19 stycznia 2013
at 18:50
Mnie osobiście też się nie spodobał ten zapach. Pachnie jak odswiezacz do WC z biedronki tylko ze jest jakieś 30 razy droższy. Moim zdaniem znacznie lepszym swiezakiem na lato jest azzaro chrome. Jest duuuzo tańszy mniej popularny ma ładniejszy flakon trwałość wręcz nieskończona na mojej skórze i projekcje również bardzo dobrą…
By: pachniciel on 9 lutego 2014
at 19:14
zgadzam się, na mojej skórze Issey wypada wręcz drapieżnie, ostro i natarczywie, ale cóż taką mam skórę, bo na papierku pachnie o niebo lepiej, tyle że papierek nie mówi całej prawdy, jak widać… 😉
By: pirath on 9 lutego 2014
at 21:03
też lubię Azzaro ale porównanie klasyka Isseya z odświeżaczem WC to jakaś kpina. Kolega pachniciel albo ma problemy z węchem, albo ze skórą, albo jego kibel niebiańsko pachnie 🙂 Mam nadzieję że to ostatnie jest prawdą 🙂
Moim zdaniem klasyczny L’Eau D’Issey pour Homme jednak wygrywa z wersją Intense. Obydwa zapachy dosć podobne (aktualnie mam na sobie Intense), ale otwarcie klasyka zdecydowanie lepsze! L’Eau D’Issey pour Homme to jak dla mnie obłędny zapach…
By: kapplakk on 10 września 2014
at 12:49
Posiadam wersję YUZU tego zapachu, która jest trwalsza niż ten tutaj opisywany przy czym lżejsza, świeższa i zdecydowanie ciekawsza.
By: marek on 25 marca 2016
at 07:59
nie wąchałem więc nie mam zdania, ale dzięki za interesującą uwagę
By: pirath on 29 marca 2016
at 18:59
Przy innym wpisie zrzędziłem, że nie mam pomysłu na zapachy wiosenno – letnie… i nagle bam! Issey Miyake L’Eau Bleue d’Issey!!! Klasycznego Issey uwielbiałem, ale „to se ne vrati”. Dlatego wybór padł na „niebieskiego”, którego gdzieś kiedyś poznałem blotterowo i zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Po fakcie stwierdziłem, że warto może zapoznać się z opiniami osób, które uważam za autorytety. I zonk! Recenzji brak 😦 A zapach szybko znika, zupełnie inny od protoplasty, już nieprodukowany …
By: thefuzz on 6 grudnia 2016
at 14:46
Ostatnio kupiłem ten niebieski zapach na lotnisku w Wawie. Fakt zapach jest ciekawy. Znika bo teraz moda na nijakosc niestety.
By: Baka on 8 grudnia 2016
at 23:33
moda na nijakość + pazerność producentów, bo przecież koniunkturze trzeba pomagać 🙂
By: pirath on 9 grudnia 2016
at 22:47
heh powtarzam to jak mantrę, będzie próbka i trochę czasu, będzie wpis 😉
By: pirath on 9 grudnia 2016
at 22:39
A z przyjemnością podeślę! Widzę tylko 3 problemy, tzn. wyzwania: 1 zamówić atomizerki (nigdy nie robiłem odlewek), 2. znać adres, pod który mam ją przesłać (thefuzz@gazeta.pl). 3. odnośnie wolnego to nestety czasu nie za bardzo mogę pomóc 😉
By: thefuzz on 10 grudnia 2016
at 09:06
Oj naprawdę szkoda fatygi. W sumie w kolejce mam tak ogromną ilość próbek do opisania (ponad 200), że każda kolejna to w sumie kłopot niż powód do radości, ale dziękuję Ci za chęci 🙂
By: pirath on 12 grudnia 2016
at 10:51