Dawno nie trafiła mi się taka katastrofa… wręcz tragedia morska…. dosłownie i w przenośni… Zapach tak słaby, że zatonięcie statku transportującego jego dostawę, wraz z całą załogą i papugą kapitana – należałoby taktować jako fart, dopust i wiekopomną przysługę dla ludzkości…
Eminem ponoć kiedyś wygłosił taką sentencję: „Gdy widzę jak ludzie marnują papier mam ochotę krzyczeć ratujcie drzewa!… Gdy z kolei słyszę muzykę techno – to choć nie mam pojęcia z czego robią płyty CD – ale ratujcie to…” 8)
Wąchając Ocean Dream mam bardzo podobne odczucia i choć pojęcia nie mam, z jakich popłuczyn „wyczarowano” ten zapach – to jestem zdania, że profilaktycznie powinno się spalić rozlewnię… 😉
Zapach jest po prostu skrajnie badziewny i płaski jak panele podłogowe i posiada tyleż samo uroku osobistego… Rozpoczyna się syntetycznym ujęciem cytrusów przypominających bardziej kwasek cytrynowy, albo mleczko do szorowania skrajnie zapuszczonych kuchenek… nie jeden płyn do mycia naczyń pachnie z większym wdziękiem i autentyzmem… Na to wszystko zwala się (a jakże) nuta morska – przypominająca najtańsze damskie dezodoranty po kilka złotych…
Mayday! toniemy…
Im „kompozycja” (w tym wypadku posługuję się tym terminem czysto umownie) „rozkwita” dłużej na skórze, tym robi się bardziej irytująca i płytka… nie jeden płyn do płukania tkanin pachnie poprawniej i wdzięczniej niż ten wrak… Gdybym miał wybór, to wolałbym zlać się przed wyjściem z domu Perwol’em niż tym wynalazkiem…
Dominuje tu chemia, sztuczność i tandetna słabizna… Ale czego spodziewać się po marce, której nazwa bardziej kojarzy się z podstarzałym latynoskim gwiazdorem porno, występującym w budżetowych produkcjach gdzieś w Las Vegas… albo pseudo włoską marką – produkującą kiczowate podróbki butów ze skóry, dla fanów country…
Serce to nieczytelna i mdląca mieszanina „ziół” przyprawiająca o ból głowy i skłonności samobójcze… Aż mam ochotę wysłać flakonik z dedykacją Justinowi Bieber’owi 8)
Ciężko w to uwierzyć, ale nawet słabiutkie wodniaki od CK – wypadają w zestawieniu z „gwiazdorem niskobudżetowego porno” naprawdę przyzwoicie… macie już przed oczami skalę rozmachu tej tragedii?
Przepraszam Was, ale nie będę dalej o tym zapachu pisał, bo wpadnę w depresję z rozpaczy… oszczędzę sobie tortur i idę jak najszybciej to z siebie zmyć…
Miałem próbkę producenta.
Zastanawiałem się nad zakupem.
Dziecinny, prosty zapach grejfruta i mięty lub raczej wyobrażenia o nich.
Ogólnie, nawet mi się podobał.
By: aleksander on 23 sierpnia 2011
at 19:31
dla mnie to tragedia w całej rozciągłości… nie wyobrażam sobie używania tego zapachu a już wydanie na coś tak kiepskiego pieniędzy, choćby złotówki, to dla mnie czysta abstrakcja 😉
By: pirath on 23 sierpnia 2011
at 20:49
Co jest z tym Bieberem?! Czemu wszyscy o nim piszą? Przecież to tylko dzieciak, który wpadł w tryby machiny marketingowej i został przerobiony na produkt. A nawet PRODUKT. Dzieci łatwo się przerabia – że użyję przykładu Michaela Jacksona czy Britney Spears.
A zapach? No… Twój opis nie zachęca do poznania. 🙂
By: Sabbath on 23 sierpnia 2011
at 21:38
Wiesz Sabb, jak ja czytam ze 14 letni dzieciak wydaje uwaga: swoją AUTOBIOGRAFIĘ, to ogarnia mnie pusty śmiech…
Piszą o nim wszyscy, bo po prostu z niego szydzą…. to nie ma nic wspólnego z zazdrością… bo czego mu zazdrościć? zniszczonego dzieciństwa i braku jakże ważnych w wieku każdego nastolatka normalnych znajomych, którzy lubią jego a nie jego pieniądze? wyrośnie z niego podobny do Jacksona, nie umiejący postrzegać realnego świata dziwak… z tą tylko różnicą, że Michael miał rzeczywiście talent… a Justin to tylko produkt marketingowy…
najbardziej mi szkoda tych zakochanych w nim po uszy nastolatek i ich mam… ani to cudo głosu nie ma, ani dorobku artystycznego – ot gwiazdeczka wyprodukowana na potrzeby rynku… dziwisz się, że mnie to bawi? 🙂
a zapach faktycznie koszmarny i cel został osiągnięty 😉
By: pirath on 23 sierpnia 2011
at 22:39
Zapach w rzeczy samej upiorny. Napisz, Autorze wrażliwy, o Giorgio – z pewnością będzie ciekawie. Pzdr.
By: Paweł on 10 listopada 2011
at 19:00
Nawiasem biorąc, Ocean Dream od lat firmuje Design Perfums Ltd, a nie Giorgio Beverly Hills. Słynne Giorgio For Men i Red – obok kilku jeszcze zapachów tej marki – niedawno i na szczęście wykupiła firma Elizabeth Arden.
By: Paweł on 11 listopada 2011
at 00:03
więc Giorgio powinno zwracać baczniejszą uwagę, na to co firmuje swoją marką… ale zakładam, że zarabia na tym niezłą kasę, więc rzeczona elegancja i wyrafinowanie poszły w odstawkę w konfrontacji z żywym pieniądzem 😉
niestety jest to maniera, którą ostatnio podążyło bardzo wiele uznanych marek… przykre to ale prawdziwe…
By: pirath on 11 listopada 2011
at 00:07
Firma Giorgio Beverly Hills od dawna nie istnieje. Dzięki Elizabeth Arden fani wybitnych woni mogą cieszyć się wymienionymi zapachami GBH, a także m.in. Halstona i Geoffreya Beene’a. Klein też dawno sprzedał swoją produkcję perfum.
By: Paweł on 11 listopada 2011
at 12:55
Co do Kleina to zaskakująca informacja… czy aby chodzi o sprzedaż tego dochodowego poletka, czy też jedynie o zlecenie produkcji zewnętrznej rozlewni?
bo to dość powszechne zjawisko w branży…
By: pirath on 11 listopada 2011
at 13:25
Poletka. Nie pytaj, komu, bo nie pamiętam. Może L’Oreal czy komuś w tym stylu. Jak Armani.
By: Paweł on 15 listopada 2011
at 00:12
nie chce mi się wierzyć CK zrezygnowało z tak intratnego kąska… w sumie trzęsą massmarketem i niepodzielnie od lat okupują rankingi Top Sale…
sądzę, że po prostu powierzyli zewnętrznej firmie prowadzenie tego poletka, albo co bardziej prawdopodobne – korzystają z zasobów ich linii produkcyjnych i logistyki…
By: pirath on 15 listopada 2011
at 19:53
Dla mnie Ocean Dream jest całkiem w porządku albo nawet bardziej niż w porządku. Prosty, cytrusowo-chemiczny zapach dla nastolatka albo mężczyzny w sportowym stroju. Bardzo długo trwa. Bije na głowę adidasy, pumy, lamborghini, benettotny, esprity, pierdycardiny, a i po części nawet ferrari, lacosty i bossy. Za tą cenę na pewno warto jeśli komuś brakuje prostego świerzego czystego zapachu a nie chce wydawać fortuny żeby testować po pierdylion zapachów a na emeryturze z braku funduszy wylądować pod mostem. Powiem tak: kompozycja nie porywa ale po pewnym czasie Issey Miyake PH też już mnie nie porywa i CH212 też nie. Powiem więcej: gdybym miał wybór Ocean Dream który trwa 12 godzin i piękny Zino Davidoff który trwa 4 (niech już pan Zino lepiej robi sianowate papierosy albo czym tam się jego firemka obecnie zajmuje, może buty dla osiedlowej gangsterki – jak Ferrari?) to wybieram Ocean Dream i tyle w temacie. I jeszcze coś: kompozycja może i prosta ale w odróżnieniu od Giorgio for Men i Giorgio Red nie zmienia się po 2 godzinach w rozsypany puder z torebki starszej pani. Dodatkowym, choć malutkim, plusem jest ładna butelka.
By: Marcin on 2 grudnia 2011
at 13:18
trafiłeś w sedno: prosta, cytrusowo chemiczna kompozycja…
leży daleko poza moimi oczekiwaniami i absolutnie minimalnym poziomem jaki założyłem jako zerowy punkt odniesienia… i uwierz mi w przypadku letnich śiweżaków poprzeczkę ustawiłem na poziomie nieco wyższym od krawężnika 😉
ale o gustach się nie dyskutuje, więc jeśli zapach naprawdę Ci pasuje to super 😉
By: pirath on 2 grudnia 2011
at 18:18