Dziś na mym nadgarstku zagościło istne olfaktoryczne objawienie roku w dwóch kategoriach: świeżak i unisex jednocześnie… taka koniunkcja pozytywów zdarza mi się równie często – jak politykom dotrzymywanie obietnic wyborczych… pamiętajcie o tym, nim sięgniecie po pęto kiełbachy wyborczej…
Eau de Lalique to kompozycja z 2003 roku i wprost nie mogę uwierzyć, że to arcydzieło wpadło w me łapki dopiero teraz (stokrotne dzięki krzysiekk)…
Niestety Lalique nie jest zbyt popularnym brandem w krainie Bossem i Lacostą płynącej… a szkoda, bo naprawdę mają czym się pochwalić… 😉
Moja znajomość Lalique obejmuje w zasadzie wszystkie ich męskie kompozycje, które czasem można znaleźć w nielicznych perfumeriach… Ponownie dziękuję uroczym konsultantkom z zaprzyjaźnionego Douglasa, za celowe wciskanie flakonów (ściągnięte do perfumerii dzięki własnej inicjatywie wyrobionego personelu) Lalique w moje dłonie… naprawdę było warto – szczególnie, że z perspektywy czasu już wiem, jakim rarytasem są na półce testery tej marki…
Dlaczego więc Lalique jest tak słabo znane i niedoceniane? przecież każdy z ich zapachów jest absolutnie niepowtarzalnym i niesamowicie oryginalnym dziełem… niepodobnym do czegokolwiek innego… Zapachy Lalique to ambitne, wyrafinowane i niesamowicie urzekające kompozycje…
Może właśnie przez ich górnolotny indywidualizm, niepokorny, nazbyt wyrafinowany przebieg i oryginalność – są porzucane w przedbiegach… ponieważ nie schlebiają w łatwy sposób gustom masowym… podobnie zresztą komponuje swoje zapachy Guerlain…
Jedno jest pewne – jeśli szukasz czegoś unikalnego, nie poddającego się masówce – sięgnij po Lalique… nie zawiedziesz się…
Miałem niesamowite szczęście zakochać się bez pamięci w Encre Noir…. mrocznym hołdzie dla wetivery… cenię White, pociąga mnie Equus i Lion… nie zdążyłem jedynie powąchać Faun’a… to niesamowite pachnidła… a teraz przyszła pora na ten z pozoru banalny zapaszek na lato…
o nie! z banałem i oklepaniem Eau de Lalique nie ma nic wspólnego…
Eau de Lalique intryguje już na samym wstępie…. został osadzony jakby w klimacie któregoś z ogródków Hermes’a… nie pomnę którego… niesamowita, hiper oryginalna mieszanka – oparta na mariażu kopru, kardamonu, ziela angielskiego i cytrusów… wyszło wprost bajecznie!… urzekająco pięknie!… otwarcie intryguje, kusi i wciąga bez reszty… w życiu bym nie powiedział, że można tak kunsztownie sklecić unisexowego świeżaka na lato…
W akordzie serca robi się spokojnie i błogo… delikatny ciepły zefirek muska nos subtelnymi nutami ziół i kwiatów… zjawiskowo przedstawiona frezja pławi się w orientalnym hibiskusie, tworząc lekką i niesamowicie oryginalną kompozycję… Akord ten jest delikatny jak mgiełka… ale wpadając w nozdrza, niemiłosiernie intryguje i wprawia w konsternację… to się nazywa nietuzinkowe podejście do spisu nut… 😉
Zwieńczeniem dzieła jest niezwykle ciepła balsamiczno piżmowo drzewna baza… absolutnie nie przytłaczająca, doskonale korespondująca z całkowitym przebiegiem zapachu… moi drodzy czapki i tupeciki z głów… takie cuda tylko u Lalique… 😉
Jedyne do czego mogę się przyczepić, to że ten cudownie złożony i oryginalny akord otwarcia i serca nie pociągnięto dalej… chciałbym się w nim pławić nieco dłużej… Zatem jeśli szukasz powalającego na kolana wirtuozerią i oryginalnością zapachu na lato i nie chcesz pachnieć jak przysłowiowa „ulica” – obowiązkowo polecam Eau de Lalique….
p.s. właśnie odkryłem, że autorem jest nieziemskiej kompozycji jest nie kto inny jak Jean Claud Ellena… sądzę, że ten fakt rzuca nieco światła w kwestii wybitności tej kompozycji 🙂
Głowa: koper ogrodowy, kardamon, ziele angielskie, mandarynka, bergamotka, cytryna
Serce: frezja, cynamon, hibiskus
Baza: piżmo, benzoes, drzewo sandałowe, drzewo gwajakowe
Szkoda jedynie że trwałość i projekcja takie słabe. Nawet jak na ,,świeżaka” I nie mogę zwalić winy na to że moja skóra tak reaguje. Znam opinie innych.
By: hanka on 15 września 2011
at 12:12
potwierdzam że trwałość to najsłabsza strona tej kompozycji… dlatego też nie nabyłem wcześniej The Orang Verte Hermesa, z tegoż samego powodu…
p.s. złośliwie nadmienię też, że tej entuzjastycznej recenzji Eau de Lalique nie podpłacono i żadna perfumeria, ani Lalique nie przekupiła mnie w celu jej popełnienia 8) zapach autentycznie mi się podoba 🙂
By: pirath on 15 września 2011
at 13:00
To mnie zmartwiłeś, napalałam się na ,,orange ” . A Eau zażywam w ten sposób że ,,psikam” sobie globalnie po organizmie , i na nadgarstek dodatkowo .I tak siedzę z nosem w skórze…..bo zapach naprawdę śliczny ( więcej nie chwalę bo mało płacą)
By: hanka on 15 września 2011
at 13:35
no niestety trwałość tego Hermesa jest skandalicznie niska… a są dwie wersje… cologne i concentree… obie to padaka pod względem trwałości… ubolewam nad tym faktem okrutnie, bo zapach jest przepiękny…
By: pirath on 15 września 2011
at 14:14
A jednak jest o perfumach. 🙂
Mnie do zapachów tej marki zraził test Perles. Daję słowo, w nos wepchnął mi się kulfon puszystej, gęstej pleśni. Myślałam, że powitam w tej perfumerii dużego, kolorowego ptaka…
Ale męskie „Laliki” już mi lepiej leżą. Eau uznaję za męskie. Leży. 🙂
I jeszcze jedna dygresja: damskie Encre Noire to porażka. 😦
By: Sabbath on 16 września 2011
at 07:44
aż tak jest źle z damską wersją Genialnego Encre? w sumie koleżanki z perfumerii podkreślały, że mnóstwo pań decyduje się na męską (sic!) a nie damską wersję tego zapachu, aż nie mogłem uwierzyć!
Jutro będę w Sephorze i aż sprawdzę!…
Gdy nadciąga „ptak” to znak, że zapach wybitnie nie leży…. a jak już ptak się zdarzy, to się mówi: no co? fax przyszedł! 😉
By: pirath on 16 września 2011
at 10:24
Obym nigdy nie musiała odbierać faxu publicznie. W perfumerii to już nawet sobie nie chcę wyobrażać! 😉
By: Sabbath on 16 września 2011
at 15:31
to mogło by zostać odebrane jako faux pas 😉
By: pirath on 16 września 2011
at 21:44
Ciekawy ten Lalique, ale projekcja i trwałość nawet gorsze niż w Orange Verte. 😦 Jednak Encre i Equus to cuda. Lion mnie nie pociąga, a White na razie obojetny.
By: biral on 18 września 2011
at 21:59
wąchałeś? owszem w bazie robi się dość cichy, ale czuć go te 4-5 godzin…
po unisexowym świeżaku nie oczekiwałbym tytanicznej trwałości… 😉
By: pirath on 18 września 2011
at 23:07
Damska wersja Encre Noire w ogóle nie przypomina wersji męskiej. To zupełnie inny zapach.
By: Bendigo Vel Palo on 20 września 2011
at 15:17
a wiesz, że nawet nie znam damskiej wersji? z ciekawości będę musiał obwąchać przy okazji 😉
By: pirath on 20 września 2011
at 22:17