Napisane przez: pirath | 17 Maj 2012

Ramon Molvizar – 4 Elements, czyli substytut jąder dla kobiet w czterech sążnistych aktach…


Akt I

Oto przedostatnia ampułka, zwiastująca rychły koniec sagi Molvizara… nie żebym odczuwał przesyt albo znużenie – ale to Was z kolei nie chcę zamęczać recenzjami czegoś tak egzotycznego (cena + dostępność)… zresztą sam zatęskniłem za czymś przaśnym, mniej złożonym, łatwiejszym w odbiorze i przede wszystkim dającym więcej niczym nieskrępowanej frajdy z noszenia… wirtuozeria Molvizara, choć wysokich lotów – zmusza jednak nos do nieustannego wysiłku i odkrywania na nowo – wręcz naginania dobrze znanych kanonów… absolutnie nie jest to wadą, ale na dłuższą metę działa deprymująco… dzieła Molvizara, to szalenie awangardowe (szczególnie to) i nieszablonowe kompozycje, o szczególnie wyrafinowanej i zaskakującej konstrukcji… ale niestety wymagają podobnego nastawienia ze strony nosiciela… a nie wyobrażam sobie noszenia na co dzień zapachu wymagającego nieustannego spinania pośladów…

Akt II

Odniosłem wrażenie, że użycie kompozycji Molvizara powinny poprzedzać drobiazgowe przygotowania – podobne do tych, których dopuszcza się NASA, przed wystrzeleniem kolejnego promu kosmicznego… bez szytego na miarę garniaka, Pateka na nadgarstku i ekskluzywnego brytyjskiego coupe – czuję się jak profan i ostatni kmiot, sięgając po te wysoce ekscentryczne zapachy… pomijając ten cały sztucznie nakręcony blichtr ekstrawaganckich nut, ekskluzywnych opakowań i kosmicznej ceny – 4 Elements jest dziełem tak niecodziennym, tak złożonym i wyrafinowanym – iż ciężko mi znaleźć okazję do jego godnego przywdziania… a niestety ślub Kate i Williama mógł odbyć się tylko raz i w dodatku nie byłem zaproszony… 😉

że niby to jest zapach dla kobiet? faktycznie, o pardon, ale gafa!…

Akt III

O mamo! jakim trzeba być harpagonem, by unieść i zdzierżyć to dzieło na wątłych kobiecych barkach? (enerdowskie sportsmenki się nie liczą) ileż siły i determinacji potrzeba by nosicielka nie poległa w konfrontacji z awangardowym obliczem 4 Elements? ileż męskich jąder trzeba zmiażdżyć obcasem – aby przeobrazić się w kobietę ze stali – zdolną odgryźć wróbelkowi główkę, bo obsrał jej nowe cabrio?…
tu potrzeba kogoś w rodzaju Wilhelminy Slater z Ugly Betty, albo Mirandy Priestly z Devil Wears Prada… w sumie Margaret Thatcher, jak i jej niedawna interpretacja w wykonaniu Meryl Streep wręcz idealnie pasuje do zobrazowania wzorca tej swoistej „władczości4 Elements… prawdopodobnie każda z tych pań, (gdyby nie wyróżniający się, opięty kostiumem biust i spódnica za kolano) chadzałaby do męskiego kibla i sikała na stojąco, wprost do pisuaru (rzucając czasem okiem na „sprzęt” kolegów lejących obok)… w końcu kobiety też wytwarzają testosteron, a niektóre więcej niż nie jeden facet… 😉

Akt IV

To niesamowicie złożona i odmienna od uczęszczanych szlaków kompozycja… jest trudna, charyzmatyczna i nie sposób ją wpasować w jeden, określony kanon… czuć w niej rękę Molvizara i właśnie w aranżacji 4 Elements jego alchemiczny podpis jest najbardziej wyrazisty… nie ma sensu bawić się w żonglerkę nut, by wyartykułować to co dzieje się na skórze po aplikacji… byłoby to równie adekwatne, co wlanie do jednego naczynia kilkudziesięciu kolorów farby i próba jednoznacznego określenia barwy którą otrzymaliśmy… czuję się jak nieostrożny autostopowicz, potrącony przez piękną ciężarówkę, obwieszoną ozdóbkami od Swarovskiego i w oponach od Blahnika – który w swojej naiwności uznał, że wtargnąwszy na drogę, wymusi jej nagłe zatrzymanie… tuż po aplikacji na skórze szaleje armagedon porównywalny z tłumem na otwarciu pierwszego Media Markt w Uzbekistanie… kakofonia nut przelewa się, tworząc wielowymiarowe kolarze… jest głośno, chwilami duszno, ale i piękniej przy każdym użyciu… aby ogarnąć i oswoić się z rozmachem tego dzieła trzeba więcej niż jednej przygodnej wizyty… kwiaty, minerały, grzyby i przyprawy śpiewają perfekcyjnie zestrojonym wielogłosem… cała ta alchemia wymaga długiego, cierpliwego kontaktu i oswojenia się…

ale powiem Wam jedno – nie ma drugiego takiego zapachu… pięknego w tak specyficzny sposób… nawet kontrowersyjne za sprawą dodatku kawioru Womanity Muglera to raptem waga kogucia w konfrontacji z Czwartym Elementem
zatem moje panie jeśli uważacie, że macie większe jaja niż Wasz facet / mąż / kochanek (niepotrzebne wykreślić) – 4 Elements jest dla Was… 🙂

Głowa: cyklamen, konwalia, melon, nuty drzewne, nuty ziemi, cytryna, róża, malina
Serce:
nuty grzybów, minerały, nuty wilgoci, nuty korzenne, nuty drzewne, róża, neroli, jaśmin, imbir
Baza:
paczula, cedr, balsam, piżmo, ambra, wanilia, vetiver, sandałowiec, oud, miód


Odpowiedzi

  1. Z samego opisu wnioskowałam, że są dla mnie. Kupuję niszę w ciemno już nie pierwszy raz (ryzyko duże, bo potem na prezent dla kogoś nie przejdzie 🙂 ), tym razem ponownie strzał w dziesiątkę. I znów, chyba trzeba być mną, żeby powiedzieć: dobry na co dzień, a że moja codzienność do codziennych nie należy, zapach leży na mnie jak ulał. I nic na to nie poradzę, że jest.. delikatny. Może, aby to nosić trzeba tak żyć – w złym miejscu, o złym czasie.. kto wie.

    • No to gratuluję Ci cojones, skoro tak drogie wynalazki kupujesz w ciemno 🙂


Dodaj odpowiedź do pirath Anuluj pisanie odpowiedzi

Kategorie