Napisane przez: pirath | 31 lipca 2013

poradnik: perfumowy savoir vivre, czyli dobór perfum w zależności od okazji…


Oczywiście to tylko luźny zbiór porad i sugestii i nie należy traktować go obligatoryjnie – jednak uważam, że o perfumeryjnym savoir vivre trzeba wreszcie zacząć mówić… statystyczny polak lubi wiedzieć, że inni wiedzą, że czymś dobrze pachnie (czasem robi to nieświadomie, gdyż jego nos zanadto przyzwyczaił się do noszonych perfum i mimowolnie zwiększa aplikację, by samemu móc je czuć) – jednak elementarne zasady kultury nakazują, by dla uzyskania najlepszego efektu używać umiarkowane, lub stosunkowo niewielkie ilości perfum… perfumy mają być dyskretnym dodatkiem podkreślającym naszą toaletę, a nie znakiem ostrzegawczym – tworzącym ogłuszający krąg w promieniu kilku metrów (czasem szczelnie wypełniając całe pomieszczenie), krzyczący „wchodzisz na moje terytorium!„, albo „uwaga jestem!„… czemu marudzę?

Siedzę przedwczoraj ze znajomymi na werandzie pewnej kawiarni – wieczór gorący, 33 stopnie Celsjusza i zero wiatru… do stoliku obok dosiada się dobrze ubrane państwo w średnim wieku – pan w garniaku, pani w eleganckiej sukni wieczorowej, zapewne wracają z filharmonii… ledwie zajęli swoje miejsca, a już dotarła do nas przejmująca woń męskiego Opium i damskiej Euphorii, użytych w nieprzyzwoitych ilościach (w lipcu, srsly?)… pani było gorąco, więc zaczęła zawzięcie wachlować się menu, zwielokrotniając morderczą siłę rażenia swoich perfum… moi znajomi tracili kolory i więdli w oczach, a z ich oczu i uszu płynęła krew… gdybym rzucił siekierą w stronę tamtego stolika – nie doleciałaby, grzęznąc w okalającej stolik, gęstej atmosferze… w końcu ktoś nie wytrzymał i rzucił – ewakuacja!, więc dopiliśmy napoje, zapłaciliśmy i uciekliśmy w popłochu, łapiąc łapczywie świeże powietrze… wspomniane małżeństwo osiągnęło efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego…

jesuuu, co tu zdechło

W tak zwanym cywilizowanym świecie przyjęło się, że przesadne zlewanie się perfumami to gafa towarzyska, buractwo, oznaka braku klasy oraz dobrego wychowania i coś w tym jest… należy pamiętać, iż każdy z nas ma odmienne gusta i wcale nie jest powiedziane, że nasze ulubione perfumy, którymi obficie się zlejemy – odpowiadają preferencjom osób do których potencjalnie adresujemy ich działanie, osób postronnych, partnerom biznesowym i pasują do okoliczności… o ile w domu, prywatnie lub podczas luźnych okazji możemy dosłownie wykąpać się w ulubionych perfumach – ale już podczas oficjalnych wyjść i specjalnych okazji, zwłaszcza kolacji biznesowych – przede wszystkim trzeba mieć na uwadze komfort i dobre samopoczucie otoczenia…

Perfumy na dzień i na wieczór – to chyba najbardziej płynna i dyskusyjna zależność, poniekąd wylansowana na siłę przez samych producentów perfum – którzy zawsze chcą nam sprzedać dodatkową flaszkę… oczywiście wszystko zależy od okoliczności, aury i jest bardzo względne – ale istnieje zauważalny podział na zapachy dzienne i wieczorowe, często drastycznie różniące się od siebie charakterem… kiedyś usłyszałem opinię, że producenci w pewnym stopniu ułatwiają nam rozróżnienie co jest czym, za pomocą koloru korka/nasadki flakonu… ponoć zapachy na dzień mają zatyczki jasne lub srebrzyste, a kompozycje na wieczór lub specjalne okazje posiadają nasadki czarne lub ciemne… w praktyce ta teoria rzeczywiście ma pewne odzwierciedlenie, ale nie polegałbym na niej w 100%… za dnia, zwłaszcza rano sięgamy po wonie stosunkowo lekkie, niezbyt absorbujące, dość transparentne, tzw. casualowe… wieczorem, gdy nasze przytępione po całym dniu zmysły mają nieco ograniczoną percepcję i nie ogranicza nas jakikolwiek dresscode – można sięgnąć po kompozycje bardziej zdecydowane, wyraziste i zwracające na siebie uwagę i często właśnie o to chodzi… tym niemniej sporo zależy tu od temperatury otoczenia, bo w letni, parny i gorący wieczór ciężkie, ostentacyjne wonie robią wrażenie raczej odwrotne od zamierzonego (przykład powyżej) – a zaaplikowany w mroźny dzień świeżak, zniknie ze skóry w tempie topnienia rezerw budżetowych… działa to oczywiście i w drugą stronę, bo jeśli warunki są sprzyjające, czemu nie pokusić się o mocniejszą, bardziej wyrazistą kompozycję?… w końcu noszenie perfum zwłaszcza nam ma sprawiać przyjemność…

Podział na pory roku – tu wpływ czynników atmosferycznych jest na tyle wyraźny, że dobór perfum ze względu na porę roku i aurę za oknem staje się poniekąd oczywisty… gdy gorąco i parno, sięgamy po lekkie, zwiewne, niezbyt nachalne kompozycje, skomponowane w oparciu o niezbyt absorbujące i przytłaczające swym ciężarem nuty… perfumeryjne półki dosłownie uginają się pod naporem całej gamy cytrusowych, wodnych, owocowych i ozonowych kompozycji (tzw. świeżaków) na cieplejsze pory roku… zimą, ze względu na sprzyjające warunki (zwłaszcza gdy spotkanie ma miejsce na dworze lub chłodnym miejscu) z powodzeniem można użyć woni ciężkich, przyprawowych, korzennych, kwiatowych i orientalnych… tu kłania się czysta fizyka, bo im zapach posiada cięższy bukiet (cięższe cząsteczki), tym zimą (przy niskich temperaturach) wolniej unosi się i mniej inwazyjnie emanuje ze skóry – dzięki czemu upojna, ciężka woń takich perfum niezbyt doskwiera otoczeniu… zapachy na lato składają się zazwyczaj z nut o lżejszych cząsteczkach, wymagających mniej ciepła do efektywnego działania i są to głównie nuty wzbudzające umiarkowaną atencję i obdarzone stosunkowo najmniejszą trwałością – więc nawet przedawkowane, krzywdy otoczeniu wielkiej nie zrobią… ciężki zapach użyty latem skutecznie zmęczy zarówno nas jak i może wpłynąć niekorzystnie na samopoczucie osób z naszego otoczenia, a przecież chcieliśmy zrobić dobre wrażenie…

pielucha panu przecieka

Perfumy, a praca – zdecydowanie w najbardziej komfortowej sytuacji są osoby pracujące samodzielnie, wykonywające wolne zawody, lub pracujące na powietrzu… tu można poszaleć, nie bacząc na rodzaj, porę roku i siłę aplikacji… gorzej mają osoby pracujące w biurach, mających licznych współpracowników i bezpośredni kontakt z klientem, np przedstawiciele, urzędnicy, pracownicy biur obsługi klienta… tu zalecana jest nie tyleż abstynencja, co umiarkowanie – zwłaszcza jeśli pracujemy w niewielkim powierzchniowo pomieszczeniu… woń naszych perfum, zwłaszcza jeśli preferujemy wonie ciężkie i przesadzimy z aplikacją może przeszkadzać, męczyć, a nawet irytować współpracowników… spotkałem się z sytuacją, gdy ludzie pracujący w obrębie jednego biura umówili się, że po prostu do pracy nie używają żadnych perfum i trzeba przyznać, że jest to bardzo rozsądne i sprawiedliwe rozwiązanie… przy okazji udało im się uniknąć kakofonii zapachowej, którą czują wszyscy wchodzący do pomieszczenia okupowanego przez kilka osób, gdzie każda pachnie czymś innym (niektóre zapachy potrafią paskudnie się ze sobą gryźć)… jeśli już musimy, sięgajmy po zapachy lekkie i niezobowiązujące, a przede wszystkim w niewielkiej ilości… to miło gdy ktoś mijany na korytarzu lub jadąc z nami w windzie zwróci uwagę, że ładnie czymś pachniemy – ale zapewniam, że najlepszy efekt uzyskuje się wtedy – gdy ogon, który za sobą zostawiamy jest dyskretny…

Tu jednak ciekawostka… zauważyłem, że garnitury parające się agresywnym biznesem, ostrą negocjacją warunków umów, prawnicy i niektórzy handlowcy – świadomie i z premedytacją sięgają po wonie ostre i bardzo wyraziste: Terre d’Hermes, Mugler A*Men, Dior Fahrenheit, Joop! Homme, Chanel Egoiste… prawdopodobnie chodzi o zrobienie wrażenia dominacji, nieustępliwości, pewności siebie i wzmocnienie swojej pozycji w trakcie negocjacji… osaczony perfumami adwersarz, może być podświadomie bardziej skłonny do ustępstw, albo bardziej podatny na nasze sugestie… są to przypadki, gdzie używane perfumy stanowią element oręża, wzmacniający spektrum form manipulacji i wpływania na inne osoby – choć dość wątpliwy etyczne, bo przecież w używaniu perfum chodzi przede wszystkim o sprawianie sobie i innym przyjemności…

Okazje formalne – tu mniej zawsze oznacza lepiej… idąc na oficjalną kolację, do teatru, restauracji, lunch biznesowy, albo nawet pogrzeb – nasz zapach zdecydowanie nie powinien zwracać na siebie uwagi, a zwłaszcza terroryzować otoczenie… nie każdy jedząc posiłek lubi wdychać, nie subtelną woń dania (to dzięki powonieniu odczuwamy w pełni smak potraw) tylko cudze perfumy… savoir vivre sugeruje też, by nie zagłuszać wonią swych perfum toalety obecnych na spotkaniu pań, więc umiarkowanie na atomizerze jest szczególnie zalecane podczas okazji oficjalnych – albo nawet całkowite zrezygnowanie z perfum w przypadku odświętnej kolacji… zlewanie się perfumami na okoliczność pogrzebu to również okrutna gafa i brak taktu – porównywalny z pojawieniem się na ceremonii w różowym garniturze i okularach przeciwsłonecznych z żaluzjami… generalnie podczas wizyty w teatrze, operze, proszonej kolacji, spotkań biznesowych i odświętnych ceremonii, w których nie odgrywamy istotnej roli – staramy się by woń i ogon noszonych przez nas perfum, nie emanowała dalej niż metr i była wyraźnie wyczuwalna dopiero przy dość intymnej bliskości z innymi osobami biorącymi udział w uroczystości… na takie okazje można z powodzeniem użyć perfum bardzo wyrafinowanych, wytwornych i pasujących klimatem do charakteru i okoliczności – jednak zalecany jest duży umiar w ich aplikowaniu, zwłaszcza w przypadku potrafiącej ostro dać czadu niszy…

Okazje nieformalne – tu można w pełni dać ponieść się fantazji, inwencji i postawić w pełni na komfort własny… w końcu noszone perfumy mają sprawiać przyjemność nam samym – więc sięgamy dokładnie po takie, na które mamy aktualnie największą przyjemność i w takiej ilości, która zapewni nam dobre samopoczucie… najwyżej znajomi odchylą się wymownie w drugą stronę, przyjaciele pozwolą sobie na zjadliwą uwagę, że walimy jak stado wielbłądów – a w kinie i autobusie zrobi się wokół nas zauważalnie luźniej… 😉


Odpowiedzi

  1. Nic dodać, nic ująć…kawał świetnej roboty Piracie.
    Tęsknie za stadem więlbłądow, muszę sobie sprawic wiekszą odlewe 🙂

  2. O ile w pełni zgadzam się z postulowanym przez Ciebie umiarkowaniem w stosowaniu perfum wtedy gdy ich nadmiar mógłby przeszkadzać innym tak nie do końca przekonują mnie wszystkie inne zaproponowane podziały i zalecenia nawet z uwzględnieniem ich płynności.
    Ja w ogóle nie lubię wszelkich klasyfikacji i typologii i wydaje mi się, że nadużywamy ich w codziennym życiu. Podział perfum na dzienne i wieczorowe, letnie i zimowe nie przekonuje mnie wcale, sądzę, że jeśli używamy pachnideł w rozsądnych granicach (nie jesteśmy olfaktorycznie agresywni) to wyłącznie nasza sprawa jaką woń wybierzemy. Wszak pachniemy dla siebie, tudzież dla tych, którzy mają prawo podejść do nas blisko w naszą intymną strefę.

  3. trzyrybko – zasadniczo przychylam się do Twojej interpretacji, że nie powinno się noszenia perfum zanadto formalizować – ale zauważ że perfumy i ich miejsce w naszej kulturze ewoluuje i zmienia się wraz z postępem… to już nie tylko dzieło sztuki, dodatek – to już przedmiot użytkowy, ikona naszych rozmiłowanych w przyjemnych woniach czasach, więc siłą rzeczy perfum trzeba umieć używać… w średniowieczu człowiek chodził w jednej szacie aż do jej całkowitego zniszczenia, wiek XVIII przyniósł zwyczaj przebierania się do kolacji, a obecnie rozróżniamy konfekcję ze względu na podział pór roku, porę dnia, okoliczność i każdej takiej metamorfozie zazwyczaj towarzyszy zapach… skoro uczymy się jak się ubierać, aby nie łączyć adidasów z garniturem i napiętnujemy duet sandał + skarpeta – to czemu nie pisać jak poprawnie używać perfum, szczególnie że w naszej kulturze „umiarkowane używanie” to jeszcze bardziej płynne w interpretacji zjawisko… 🙂
    pozdrawiam

    narde – he he dzięki, a co do wielbłądów to wyobraź sobie 15 psików tych perfum w zatłoczonej sali teatralnej, pozbawionej klimatyzacji, latem… ciekawe ilu panów powiesiłoby się na własnych sznurowadłach i ile pań popełniłoby seppuku pilniczkiem do paznokci… 🙂

  4. Piracie, zgadzam się. Z jednej strony. A z drugiej myślę tak. Odzież, a wraz z nią cała sfera mody ewoluuje w jeszcze jednym wymiarze, ściśle sprzężonym z tym, o którym Ty pisałeś ale wartym uszczegółowienia.
    Od zwykłej izolacji termicznej, sposobu ochrony przed warunkami atmosferycznymi, substytutu futra odzież ewoluuje w kierunku sposobu budowania tożsamości i persony.
    To w jaki sposób się ubieramy wpływa na to w jaki sposób widzą nas inni. Ubranie jest komunikatem, sposobem na informowanie o przynależności do jakiejś klasy lub środowiska (garnitur albo lekarski fartuch) albo metodą na podkreślenie własnej indywidualności.
    Wydaje mi się, że coraz większe znaczenie uzyskuje to drugie. Nawet ci, którzy w pracy przestrzegać muszą bardzo opresyjnego dress code w domu przebierają się w nieprzypadkowe ciuchy, podomki i spodnie od dresu odeszły już do lamusa.
    Trendy zmieniają się, połączenia uznawane za obciachowe niespodziewanie okazują się być odważne i godne naśladowania (ostatnio przeczytałam, że modne są skarpety noszone do sandałów albo szpilki i skarpetki)
    Podobnie jest z perfumami, tyle że dominium powonienia jest znacznie bardziej niedookreslone niż to, co można spostrzec wzrokiem. Używamy perfum by jeszcze jeden zmysł wprzęc w budowę naszej persony. Przestrzeganie ścisłych reguł wtedy gdy celem jest budowa indywidualności i oryginalności wydaje mi się nieco absurdalna. Zwłaszcza że, jak uznaliśmy, pachnienie jest sprawą intymną.
    To trochę tak jak z bielizną. Pod formalnym garniturem albo klasyczną garsonką można nosić najbardziej wyzywającą albo wariacką bieliznę i nikomu nic do tego. Bo nosimy ją dla siebie albo dla tej (jednej zwykle) osoby, która mając prawo do pozbawiania nas odzieży wierzchniej to co jest pod spodem ogląda.

  5. Pachnienie przestaje być intymne kiedy czuć nas w całym pomieszczeniu. Zgadzam się ze wszystkim o czym napisał Pirath.

    • dokładnie, wyzywająca bielizna nie powoduje bólu głowy i wrażenia duszenia się

  6. trzyrybko – hmmm perfumy są takim samym komunikatem jak odzież, zachowanie, słownictwo – ale kto wzbrania budowania lub podkreślania czyjegoś indywidualizmu przez wolny wybór perfum? na rynku jest w bieżącej sprzedaży co najmniej kilkanaście tysięcy kompozycji, więc czy w tym całym bogactwie nie można znaleźć czegoś dla siebie, godząc potrzebę olfaktorycznego wyżycia się i jednoczesnego zachowania elementarnych konwenansów społecznych?… zresztą jak wspomniałem tu nie tyleż chodzi o rodzaj kompozycji co siłę aplikacji – ten aspekt najpilniej wymaga edukacji…

    i niekoniecznie trzeba zakładać na siebie w sierpniu futra z norek i butów narciarskich, aby podkreślić swą odmienność od mainstreamu, a tak właśnie postrzegam użycie latem Opium w ilości kilkunastu/kilkudziesięciu psiknięć… sam cenię i podkreślam swój indywidualizm za pomocą zapachu, traktując go jak drugą skórę i stawiając znacznie wyżej w hierarchii niż ubiór (który celowo noszę skromny i nierzucający się w oczy) i nie widzę problemu by pachnieć wciąż awangardowo, a jednocześnie nie robiąc przykrości otoczeniu mym chybionym wyborem i przesadyzmem, który łatwo można zamienić w przykrą groteskę…

    i podkreślę, mi nie chodzi o modę, której kanony mam głęboko w …., z której drwię, szydzę i napiętnuję na każdym kroku za absurdy i kurioza do których doprowadza… mi chodzi o umiejętność poprawnego używania perfum, a ten aspekt okrutnie w naszym społeczeństwie kuleje… perfumy stają się powoli obowiązkową częścią garderoby, powinny nas zdobić a nie ośmieszać, albo przykuwać uwagę zbytnim dysonansem – no chyba, że komuś oto właśnie chodzi (paczaj hipsterstwo)… swoją drogą kreatorzy muszą mieć zdrowy ubaw widząc na ulicy efekty swych żartów, chwilowych zachcianek i eksperymentów… owszem komuś może się to podobać, proszę bardzo, choć dla mnie osobiście istotna jest tylko praktyczna, użytkowa strona mody (dobre materiały, wygodny krój i dyskretne kolory bez dodatkowych udziwnień)…

    p.s. bielizna to jak sama zauważyłaś sfera intymna, z którą nikt się nie obnosi – a przesadne używanie perfum w dodatku źle dobranych uważam za równoznaczne z założeniem bielizny na wierzchnią garderobę, przez co staje się jak najbardziej publiczna bo i woń którą epatujemy trudno w tej sytuacji zaliczyć do sfery intymnej… 😉

  7. maniuś – też tak to widzę, jeśli stopień projekcji noszonych perfum przekracza sferę intymnego zbliżenia, jest to dla mnie tożsame z publicznym obnoszeniem się, a w ekstremalnych przypadkach naruszeniem czyjejś sfery intymnej, zwłaszcza jeśli woń czyichś perfum wybitnie nam nie leży, a zmuszeni jesteśmy ja wąchać… 😉

  8. Ja mam tak że czasem zdaży mi się(pewnie i celowo lub podświadomie) nie zważając na otoczenie w ogóle a żyjąc jedynie myślą że własnie dziś miałem taką wielką ochotę na taki wyskok.., przeważnie z racji chęci poprawienia sobie nastroju lub szybszego powrotu do równowagi wewnętrznej zrobić tak. Jest upał a ja wrzucam np. Dark Aoud i mimo że jestem na nieformalnej domówce i mijają już dobre godziny to gdzieś tam w oddali słyszę że komuś tu jakoś niezidentyfikowanie dziwnie śmierdzi… Osobiście perfumy nie są dla mnie elementem intymnąym bo jednak istnieją na zewnątrz nas i zawsze mniej lub bardziej je czuć, unoszą sie w powietrzu i przeważnie dochodzą do naszych nosów w przeciwieństwie do bielizny której z reguły nie pokazujemy gdyż noszenie jej ma inny cel. Idąc ulicą nie podkreślamy swojej osoby majtkami, chyba że taki trend i ktoś się go trzyma lub wiadomo w łóżku ale to już inna historia… 🙂
    Sam nie używam nigdy więcej niż 6 psików max w sumie.Zawsze tak bym (znając już daną kompozycję) mógł cieszyć się noszonym aromatem przez jak najdłuższy okres czasu, bo jakoś lubię się dopsikiwać. Wiadomo są wyjątki kiedy jakiś ukochany zapach ze swojej natury pachnie słabowicie to i odleweczke noszę ze sobą. Ale przecież większośc rasowej niszy daje po pi….

    A 15 wielbłądzich psików to dopiero musi być (kuszący) eksperyment.!
    Kto wie co by się jeszcze stało…;)

  9. W pelni zgadzam sie z piratem i mańkiem69-zapach powinien byc dodatkiem i nas otulac,byc przyjemnym doznaniem,a nie bombardowac otoczenie jak wyżej wymieniona para opiumowo-euphoriowa.
    Doceniam w/w zapachy bo je znam,ale np.nie wyobrazam sobie pachniec Joopem Homme w tej chwili.
    A posiadam i lubie .

  10. Krótko mówiąc – dobry art pirath 🙂

  11. Uważam, że powyższa instrukcja obsługi powinna być dołączana burakom do każdego flakonu perfum… 🙂

  12. RoQ, masz w 100% rację, tylko który burak poczyta taką instrukcję, że nie wspomnę o przyswojeniu jej treści ?

  13. Hahaha ! 😀

  14. Halo, jest tu jakiś burak…? 😀

  15. Piracie odrywając się od tematu uprzejmie donoszę o dwóch nowych męskich zapachach Zara.Są teraz dostępne w sklepie w galerii w Radomiu w srebrnej i srebrno szarej butelce z napisem exclusive.Nigdzie w necie nie ma żadnej wzmianki o tych zapachach.Ja uważam je za bardzo interesujące i nowoczesne wśród męskich zapachów,co ciekawe wydaje mi się są trudne do przedawkowania i to nie z powodu marnej jakości tylko z powodu ich specyficznego charakteru.Jak dla mnie obydwa bardzo dobre w inny niż dotychczas miałem okazję poznać piżmowe ale w taki „biżuteryjny” sposób.Bardzo jestem ciekawy Piracie twojej opinii na ich temat.

  16. W inny sposób oczywiście 🙂

  17. narde – niezobowiązująca domówka to również miejsce gdzie nawet zalecane jest by poczuć się swobodniej, bo i ciśnienie na poprawność wśród swoich jest daleko mniejsze… znajomi i przyjaciele są skłonni wiele wybaczyć, a że znają nas dobrze to i o naszej perfumowej manii już wiedzą i nic co niekonwencjonalnie pachnie nie jest im dzięki nam obce… 😉
    wśród znajomych można poeksperymentować, można zarazić miłością do niektórych, wcześniej nie znanych im perfum i rozochocić towarzystwo do śmielszych eksperymentów we własnym zakresie… ja nie postrzegam perfum jako coś intymnego, no chyba że eksperymentuję do poduchy, zakładając latem wonie, które zdecydowanie tej porze roku nie przystają i muszę przyznać, że z różnymi efektami… 😉

    a co do 15 psików wielbłądziej kupy – to obstawiam włączenie się tryskaczy przeciwpożarowych… 🙂

    Robercie – też lubię i posiadam (próbkę 2 ml którą męczę od 2 lat) i dwa psiki zimą i jeden skromny latem jeszcze nie wywołały rokoszy w mym środowisku – więc czemu nie, skoro (będąca kluczem) projekcja nie zabija?

    belor – dzięki, po prostu już nie zdzierżyłem i pisałem w afekcie… 😉

    Roq, Mr. Ed, maniek, narde – IMO trud daremny, wszak wiadomo, że Polacy nie czytają instrukcji obsługi (do momentu gdy czegoś nie zepsują)… 😀

    p.s. a nie uważacie, że zamiast religii i istniejącej na papierze etyki byłoby lepiej wprowadzić przedmiot uczący życia i zachowania w społeczeństwie? opiewałby naukę wypełniania PIT’u, czytania ze zrozumieniem umów bankowych, kupowania z głową, pisania podań i korespondencji, etc? czegoś w miejsce skostniałego WOS’u i wychowania seksualnego które (jeśli występuje) to zamiast doprowadzać do zmniejszenia ilości niechcianych ciąż u gimbazy – wywołuje jedynie rumieniec zgorszenia u prowadzących zajęcia?… 🙂

    Piotrze – dzięki a cynk – zara skoczę do Zary i oblukam, choć Zara i exclusive w jednym zdaniu – korelują w równym stopniu co mainstream i elitarny… 🙂

  18. Ci ustawodawcy i maści wszelakiej posłowie a raczej stojacy ‚wyżej’ pociągający za sznurki zbyt wiele by stracili by wprowadzić w życie takie niewinne nowości. Przecież człowiek musi być ogłupiany by był skuteczniej podatny na manipulację i działał jak mechaniczna maszynka. Zdrowie i kultura co ich tam interesuje…a pozory stwarzać muszą.Ukartowali to i sciśle trzymaja sie planu. 😉
    Precz z religią..
    aVe Przebudzenie 🙂

  19. ave!
    owszem im głupszy i słabo wykształcony naród (patrz obecny poziom edukacji i kretyński program nauczania) tym łatwiejszy w manipulowaniu i podatny na robienie wody z mózgu… o dobrodziejstwach religii nie chcę nawet wspominać, bo gdyby nie 1000 lat średniowiecza – dziś zamiast jeździć do pracy prawdopodobnie używalibyśmy teleportu… 😉

  20. A jdenak było jak było i jest jak jest. 😉 – żeby się tu nie rozpisywać zbyt filozoficznie 😛 Trzeba się pogodzić z tą umowną rzeczywistością i doceniać naturalną holarchie wszechświata. Teleport fajny bajer ale w kontekście ‚wszystkiego’ raczej pusty wyczyn. Obecny poziom mentalności to nie mniej średniowieczny stan 🙂

  21. szczególnie w „pomrocznej”, tfu w Polsce to mentalne średniowiecze jest szczególnie głęboko zakorzenione – a kipiąca miłością do bliźniego radiostacja z Torunia, nieustannie ją podsyca… 🙂

  22. Może być tak że niebawem będą obdarowywać swoich wiernych kadzidlakami . A jak już zrobią zrzutę na tą hurtową ilość to możemy być biedni.. I znów kadzidło będzie na wage złota, i trzeba będzie ze świecą szukać… 😀

  23. słyszałeś kiedyś aby jakiś kościół obdarowywał zamiast brać od wiernych? i nie chodzi mi o misjonarstwo, caritas i hospicja, bo przy tym strumieniu pieniędzy płynących od rządu i wiernych, to wciąż kropla w morzu… 🙂

  24. No dobra to bedą dawać jako nagroda w konkursach różańcowych zamiast : Savoir Vivre dla dzieci napisanego przez księdza. 🙂

  25. nieeee, w nagrodę za konkursy są ostatnio udziały w wycieczkach połączonych ze sprzedażą garów, koców i magicznych termoforów w promocyjnych cenach… 😉

  26. Dobrze, przecież nie będę się kłucił ze stałym widzem. 😉 Zapytam tylko co wygrałeś? ;D

  27. ekskluzywny zestaw druków wpłat na rzecz ukochanej stacji, sygnowanych osobistym podpisem ojca dyrektora… 😀

  28. W ogóle nie zgadzam się z autorem artykułu… Oczywiście byłoby idealnie gdyby nikt nie miał problemów zdrowotnych, toksyn w organizmie ani tuszy i mógł minimalnie albo umiarkowanie stosowac perfumy, ale ze wzgledu na pewne czynniki nie kazdy jest predestynowany do tak komfortowej sytuacji, i osobiscie wole mocno pachniec perfumami niz gwarantowac nieciekawy zapach mojemu otoczeniu. Poza tym mówi sie o dobieraniu zapachow wedlug typow urody, wiec zgodnie z tym podzialem Panie Zimy moga stosowac bezkarnie mocne, orientalne, ciezkie perfumy.

    Po drugie nie wiem kto i po co przy tym temacie wywolal ojca z Torunia i temat religii i podsyca innych do nienawisci… Ktos pisze, ze gdyby nie sredniowiecze to dzis bysmy sie teleportowali, a nie wiem, czy osoba piszaca to wie, ze w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie jest aktualnie wystawa poswiecona zapachom, i jest tam pokazane, ze najwiecej zapachow zostalo wynalezionych wlasnie w sredniowieczu, a nie w jasnie oswieconej barbarzynsko gilotynujacej Francji…

    Pozdrawiam wszystkich!

    • Droga Ado, takie Twoje prawo, wszak uświadamiać na siłę nikogo o przyjętych na świecie truizmach nie mam zamiaru – ale legendzie miejskiej którą wygłosiłaś – jakoby typ urody miał wpływ na dobór perfum muszę zadać zdecydowany kłam, bo to bzdura…

      jak sobie wyobrażasz dobieranie perfum przez wzgląd na typ urody?… sądzisz, że karnacja skóry i koloru włosów ma jakiekolwiek znaczenie?… to bzdura głoszona przez nawiedzone konsultantki, bo zapach można dobrać pod osobowość i typ charakteru, wedle wieku i płci, pory roku i okazji – ale zapewniam Cię, że typ urody nie ma tu żadnego znaczenia i już Ci tłumaczę dlaczego…

      czy jak pójdziesz na solarium, albo z brunetki przefarbujesz się na blondynkę (i vs) to czy nagle zmienią się Twoje ukształtowane preferencje zapachowe?… otóż nie zmienią się, bo wygląd zewnętrzny, kolor włosów i tzw. aparycja ma się do chemii naszej skóry (która jest niezmienna) i naszych gustów jak grawitacja księżyca do kursu akcji na giełdzie… jeśli mi nie wierzysz, to zapytaj wyedukowanego kierunkowo fachowca z branży, zamiast powtarzać zasłyszane legendy…

      wierz mi, że zlewając się w Twoim mniemaniu mocnymi perfumami, wypadasz korzystnie w oczach otoczenia jedynie we własnej subiektywnej ocenie… to, że Ty się dobrze czujesz wcale nie oznacza, że inni podzielają twoje specyficzne gusta – a przecież mowa tu o savoir vivre, a nie własnym widzimisię…

      co do ojca Tadka, to się nazywa offtop… czasem niewybredny, owszem, ale ja nie uznaję tematów tabu, a mówienie o niewygodnych faktach (zazwyczaj skrzętnie pomijanych) bynajmniej nawoływaniem do nienawiści nie jest – choć nie wątpię, że osoba wierząca i żyjąca w nieświadomości, może poczuć się dotknięta i zaszokowana czytając o pewnych aspektach związanych z jej wyznaniem… religiom (wszystkim) demokracja i wolność słowa jest wybitnie nie na rękę, gdyż obnaża ich ewidentne, niewygodne ułomności, dziury w doktrynie i ciśnienie na manipulowanie oraz bezwstydne żerowanie na naiwności swoich omamionych wiernych… mi nie przeszkadza, ze wierzysz o ile dotyczy to Twojej sfery prywatnej a nie sterczysz z krzyżem pod kancelarią premiera – więc postaraj się uszanować, że jestem osobą niewierzącą i mam prawo do wygłaszania swoich opinii i obnoszenia się ze swoim ateizmem w takim samym stopniu co ludzie wierzący (w cokolwiek by nie wierzyli)…

      wreszcie droga Ado, dla mnie średniowiecze symbolizuje upadek cywilizacji, cofnięcie się w rozwoju o całe stulecia, jeśli nie tysiąclecia – barbarzyństwo, upadek obyczajów, kultury, nauki i lata uwsteczniającego ciemnogrodu, w którym prym i dominację twardą ręką wprowadzał kościół… stosy, wojny, zabobony, inkwizycja i bezmyślne mordowanie niewinnych w imię urojonego bóstwa – to nie są powody do dumy i gloryfikacji tych mrocznych wieków… zwłaszcza, że średniowiecze czerpało garściami ze zdobyczy antyku, świata i kultury arabskiej, choć szczątkowo i wybiórczo – o ile było to na rękę miłościwie panującym biskupom, skupionym wyłącznie na władzy i pomnażaniu majątku, co nie zmieniło się po dziś dzień…

      jakich zapachów wynalezionych w średniowieczu?, zechcesz wymienić te dziesiątki szlachetnych ingrediencji, które narodziły się, albo zostały cudownie odkryte w średniowieczu?… owszem było ich kilka, ale podpowiem Ci, że większość tych domniemanych zdobyczy wieków średnich, to zapożyczenia z innych kultur, zwłaszcza zapomnianego już w średniowieczu antyku – bo prawdziwe i najstarsze podwaliny pod perfumiarstwo, które funkcjonuje po dziś dzień dały ludy arabskie, dalekowschodnie i antyczne z Egiptem, Rzymem i Grecją na czele… a więc moja droga, trochę chybiłaś z tą Francją… 🙂

      również pozdrawiam Cię serdecznie…

  29. Też nie jestem zwolennikiem podziałów zapachów na casualowe, do pracy, na lato, zimę itd.
    Ale niestety sam tak postępuję – wprowadzam segregację i samograniczenia. Są zapachy, których chętnie używam do pracy i takie, których używam na imprezę. Na lato czy wakacje też mam swoich ulubieńców. Chociaż jak mam ochotę na jakiś zapach, którego nie powinienem użyć do pracy, albo w ogóle w miejscach publicznych, bo jest kontrowersyjny (większość moich takich właśnie jest chociażby dlatego że nie są z mainstreamu) albo lekko obciachowy (a nie mogę sobie odmówić jego posiadania) a w danym momencie mam na niego ochotę to go używam, ale ograniczam ilość aplikacji.
    Niektóre kompozycje mają wersje light (legere) i intense (extreme, EDP), wiem że nie zawsze te wersje nam pasują, bo różnią się od wersji podstawowej, ale czasami jest to rozwiązanie używanie swojego faworyta na różne okazje i różne pory roku.

    • Wiesz sztuczne podziały są złe bo coś narzucają i sankcjonują, ale niektóre podziały wydają się ok, zwłaszcza jeśli uświadamiają lub pomagają w doborze repertuaru stosownie do pory roku i okazji. Przeciętny klient perfumerii nie ma zbyt wielkiego pojęcia o zawiłościach olfaktorycznego savoir vivre i niekiedy trzeba mu pomóc, coś doradzić, albo zdecydować za niego. Choćby po to by nie zlewał się z uporem maniaka i przez cały rok Terre D’Hermes, YSL Opium, czy Joop! Homme, a sięgnął po ich lżejsze odsłony lub repertuar specjalnie stworzony i nie mogący pachnieć lepiej niż właśnie latem. Bo i kiedy jak nie latem delikatne świeżaki wybrzmiewają poprawnie i adekwatnie? Oczywiście warto mieć umiar i podejść do tematu zdroworozsądkowo, by koniunkturalny producent/sprzedawca nie wyczuł że trafił się frajer któremu można wcisnąć 24 flakony, po jednym na każdą godzinę doby 🙂 Czasem warto pójść na kompromis i poeksperymentować z tym o czym wspomniałeś, czyli aplikacją, która nie wyklucza nawet użycia killera latem, ale tu kluczem jest ilość psików i okoliczności 🙂

  30. świetny art. naprawdę jako instrukcja od flakonów by się nadał.


Dodaj odpowiedź do narde Anuluj pisanie odpowiedzi

Kategorie