Odbierając od Poli (pozdrawiam serdecznie) próbki obu Bentleyów, (wcześniej trochę o nich poczytałem) miałem cichą nadzieję, że oto doświadczam narodzin nowej Prady mainstreamu… wprawdzie sama Prada to świeżynka, płotka i olfaktoryczny nuworysz, który przebojem wdarł się w szeregi najbardziej utytułowanych elit europejskiego perfumiarstwa (Dior, Hermes, Chanel, Givenchy, Guerlain, Lalique) – ale co by nie mówić, gdy Prada wypuszcza jakiś zapach, jest to wysmakowana perełka… a sięgając po nowe Bentleye (zwłaszcza po poznaniu pierwszego) żywiłem przeświadczenie, że oto rodzi się nowa, wykreowana wybornie i ze smakiem ikona wyrafinowanego mainstreamu – zakładająca kłam marazmowi i wszechobecnemu upadkowi ideałów… chciałbym móc napisać, że nie jedna marka stricte niszowa mogłaby uczyć się od młodziutkiego Bentleya (podobnież od Prady) jak się robi szykowne, wyrafinowane perfumy – i że Intense zawstydziło gustownym powiewem renesansu, gnuśniejące mainstreamowe towarzystwo wzajemnej adoracji… ale nie napiszę…
Są trzy główne czynniki odróżniające ten zapach od toaletowego braciszka: kolor, dopisek Intense i stopień koncentracji EdP -, zwiastujący prawdziwą orgię dla tych, których dyskretny, może nazbyt asekuracyjny bukiet protoplasty, okazał się niewystarczająco porywający… Intense to prawdziwe EdP i o ile Bentley EdT gościł na mojej skórze długo – wersja Intense jest po prostu monstrualnie trwała, choć spodziewałem się bardziej wybujałej projekcji i zdecydowanie bardziej wyrazistego, złożonego i wyrafinowanego bukietu… a tym czasem Intense choć sprawiające w pierwszej chwili wrażenie pełniejszego, bogatszego i bardziej wypasionego pod względem wachlarza nut – w istocie pachnie równie dyskretnie i niezbyt wylewnie… z jednej strony jest to wada, ale przecież Bentley to nie głośny i ostentacyjny 1000 konny Bugatti Veyron – tylko stateczna, elegancka limuzyna i może po prostu Anglicy stwierdzili, że nie wypada?…
Owszem, otwiera się z gęściej, nieco pudrowo, pełniej i bardziej słodko niż pieprzna wersja toaletowa, uwypuklono również stanowiący filar kompozycji wątek przyprawowy z liściem laurowym na czele – ale jeśli spodziewaliście się miażdżącego kopniaka z półobrotu w rodzaju Diora Homme, Gucci Pour Homme, L’Instant de Guerlain i Bugatti Pur3 Black, będziecie rozczarowani… w wykonaniu Bentleya, „intensywny” znaczy tyle, co bardziej wymownie i pełniej – ale niekoniecznie mocniej i głośniej… we wnętrzu Intense, wyłożonym drewnem i obszytym najlepszej jakości skórą – nawet przy ostrym ruszaniu wciąż panuje cisza, a mocarny silnik pozwolił sobie jedynie na nieco głębsze mruknięcie… jak przystało na dobrze ułożony samochód dla gentlemana o nienagannych namiarach – nawet uciekając nim przed paparazzi, nie ośmieszy nas obciachowym wyciem silnika, piskiem opon i popierdywaniem z zamontowanej w części bagażowej tuby… nie zalecam jedynie uciekania przez tunele…
– Danka, dzwoń po szwagra, niech pożyczy lawetę od Zdzicha!
– ciekawe czy AC pokryje naprawę, jak pan myśli panie władzo?
– a mówiłam Władziu, nie szarżuj (tu zamachnięcie się torebunią)
– eee powiedz w ubezpieczalni, że sarna albo dzik ci wyskoczył…
– no coś ty na Manhattanie?
Zapach płowieje i obkurcza się w zastraszającym tempie – trzymając się kurczowo swego dyskretnego akordu przyprawowego, niczym wystraszone dziecko maminej spódnicy… spodziewałem się ekspansji, głębi, większego tupetu i czegoś daleko bardziej dorodnego (jak na Intense przystało) i pod tym względem perfumowany Bentley sromotnie mnie rozczarował… cóż z tego że jest nieco bardziej wyczuwalny – skoro znacznie uboższy w detale, niż jego nie stroniący od licznych wysublimowanych niuansów, toaletowy brat?… bukiet Intense w zasadzie sprowadza się do bycia słodkawo przyprawowymi ciepłymi kluchami – teoretycznie mocniejszy, ale cóż z tego, gdy cały jego potencjał ulatuje w gwizdek… nie odnalazłem w nim ani kadzidła, ani spektakularnych drewien, a jedynie delikatny benzoes i mocno spłaszczoną paczulę… w efekcie Bentley Intense wypada mniej ciekawie i brakuje mu wielu smaczków i detali obecnych w edycji toaletowej i po prostu zawiewa od niego niewymowną pustką i nudą… jedyne co zasługuje na szczególne uznanie, to wrażenie obecności nuty orzecha laskowego w fazie schyłkowej…
reasumując: zapach sromotnie mnie rozczarował, choć jest całkiem trwały jak na EdP przystało… brak mu kunsztownych detali, smaczków i wyrafinowania kameralnego bukietu wersji toaletowej, którą osobiście uważam za daleko bardziej udaną i wysmakowaną… Intense jest ciche, dyskretne, przyprawowo słodkie i zupełnie nieskore do ewolucji… ot tkwi sobie cichutko na skórze, popierdując niezbyt porywającym, lekko słodkawym akordem przyprawowym… żeby nie było iż się pastwię – dodam, że jest to całkiem przyjemny zapach, ale nie wniósł sobą nic świeżego i odkrywczego (a mógł) powielając jedynie schemat kompozycji już istniejących, a utrzymanych w posobnej stylistyce…
przypomina mi: charakterem ociera się o nowego CK Dark Obsession, ale wykastrowanego z tego fenomenalnego zamszowego finiszu… Bentley Intense to bardziej kawiarniano cukierniany słodziak, ale niemal pozbawiony apetyczności tego gatunku…
rok produkcji 2013, nos Nathalie Lorson
Głowa: bergamotka, czarny pieprz, liść laurowy,
Serce: szałwia muszkatołowa, afrykańskie geranium, cynamon, rum, nuty drzewne,
Baza: skóra, benzoes, kadzidło, cedr, paczula,
No szkoda… 😉
By: Gryx on 8 sierpnia 2013
at 12:44
I ja spodziewałem się czegoś więcej…
Jednak nadal mam chęć przekonać się na własnej skórze. 😉
By: narde on 9 sierpnia 2013
at 22:12
hm mam zupełnie inne odczucia a na to Sabbath pachniał wręcz zjawiskowo, może po prostu Piracie nie do twarzy Ci z tą furą 😛 ?
Ja planuję flaszkę ale dopiero na jesień.
By: Pola on 10 sierpnia 2013
at 11:31
Polu, nie przeczę jest przyjemny… może się podobać, ale jest nazbyt asekuracyjny i odnoszę wrażenie że zmarnowano potencjał tkwiący w tej nobliwej marce, a mogli śmiało szarpnąć się na coś bardziej wyszukanego niż serwowanie tego co już na rynku jest… 😉
mi do twarzy jest ze zdjęciem Astona Martina One 77, ale nie mam skarpetek pod kolor nadwozia… 🙂
By: pirath on 10 sierpnia 2013
at 14:31
Witaj Piracie:) Myślałam, że jestem na bieżąco, a okazało się, że jednak nie;) Wybacz, że dopiero dziś przeczytałam tę , jak zwykle wyrafinowanie wysmakowaną recenzję. Po prostu zakupując flakon dla męża (Krzysztof, imieniny za chwilę!) posiłkuję się Twoimi opiniami i przyznam, że dziś te skarpetki mnie rozwaliły:)) Dziękuję!!!! A przy okazji poproszę o pomoc. Co kupić facetowi, który po trzech latach przerzucania w swoich szpargałach 10 ml odlewki i NIE używaniu jej,raptem (po jednorazowym użyciu) zakochał się w Interludi Men. Akurat dziś nie stać mnie na całą flaszkę w prezencie, poradź…..co w zamian???
By: Marzena on 18 lipca 2017
at 21:06
Masz na myśli Amouage Interlude? Osobiście nie szukałbym mu na siłę zamiennika, sam powinien go wybrać bo inaczej jest duża szansa że wyrzucisz pieniądze w błoto. Spróbuj kupić mu odlewkę tych perfum, albo uzbieraj na cały flakon, bo perfumy na prezent, a zwłaszcza zamiennik tego co ktoś lubi, to śliski i niebezpieczny temat, pozdrawiam
By: pirath on 24 lipca 2017
at 12:30