Napisane przez: pirath | 6 października 2013

relacja z orientalnych warsztatów zapachowych Sabbath i perfumerii Yasmeen w Krakowie…


Stawianie nowych fotoradarów (oraz ich kosztowna promocja „lubię to”) nie poprawi bezpieczeństwa na naszych drogach – ale można je nieco poprawić inaczej i co najważniejsze, za darmo… po drodze do grodu Kraka, nie obyło się bez irytującej przygody, z wlokącym się 60 na godzinę Pekaesem (przy znaku 90) – sunącym z prędkością dryfującego lodowca, w stronę Strzelec Opolskich… a wystarczyłoby odpowiednim przepisem zmusić (dbających mam wrażenie, przede wszystkim o swój portfel) kierowców, by przemieszali się chyżej lub zatrzymywali co jakiś czas na poboczu – aby przepuścić wlokący się za nimi, gigantyczny sznur samochodów…

A potem są wypadki i giną w nich ludzie – próbujący min. za wszelką cenę wyprzedzić tamującą płynność ruchu zawalidrogę – gdy z naprzeciwka ciągle pędzą inne samochody… ponoć najważniejsze jest bezpieczeństwo – ale czemu odnoszę wrażenie, że za interes mniejszości, znów płaci większość?… pomimo iż kilkudziesięciu kierowców straciło w ten sposób kwadrans – jestem pewien, że premia dla kierowcy za wyjątkowo niskie spalanie, wpadnie do jego kieszeni… chwała ministerstwu za utopienie miliardów w autostradach – bo dzięki nim, łączna podróż do Krakowa zajęła mi nieco ponad 2 godziny… w końcu znalazłem wolne miejsce parkingowe w pobliżu rynku i udałem się w umówione miejsce… przywiozłem z Yasmeen nowe próbki perfum w olejkach, więc ich recenzje już niebawem…

00Kraków powitał mnie piękną, słoneczną pogodą… na zdjęciu wraz z Justyną, właścicielką perfumerii Yasmeen i organizatorką orientalnych warsztatów…

01Sabbath kończy rozkładanie sprzętu i przywiezionych materiałów…

02nieco opóźnione warsztaty w końcu wystartowały i Sabbath ruszyła z lawiną informacji…

Wystartowaliśmy z niemal pół godzinnym opóźnieniem, próbując przysposobić klimatyczne wnętrze salki w Szisza-barze, do optymalnego ustawienia rzutnika i wreszcie warsztaty wystartowały… w międzyczasie zdążyłem poznać osobiście narde i Bendigo (obu serdecznie pozdrawiam) i wysłuchaliśmy prelekcji o historii perfumiarstwa, w wykonaniu prowadzącej warsztaty Sabbath, autorki bloga Sabbath of Senses… opowieść zaczęła swój bieg w czasach prehistorycznych i przemykając przez starożytny Egipt, Grecję i Rzym, skończyła się na Afryce, krajach Arabskich, którym europejska sztuka perfumiarstwa najwięcej zawdzięcza… przed tysiącami lat aromatyzowanych olejków używano do mycia i oczyszczania się, przez wtarcie ich w skórę i starcie specjalną szpatułką – zbierającą ze skóry resztki brudu, sebum i potu… wonne olejki, miały również doskonałe właściwości antyseptyczne i konserwujące – dzięki czemu ludzie z łatwością pozbywali się pasożytów i zdecydowanie mniej chorowali na choroby skóry, utrzymując swe ciała w czystości… tak stosowane wonności miały też działanie kojące, pielęgnujące i przede wszystkim odświeżające i bardzo chętnie aromatyzowano nimi ciało – a były to czasy, gdy wodę do mycia stosowano niechętnie i raczej z przypadku…

Szczególnie rozbawiło mnie zdjęcie przedstawiające liczącą prawie dwa tysiące lat, arabską aparaturę do destylacji parowej olejków… Sabbath tłumaczyła, że Arabowie byli wówczas bardzo przedsiębiorczą i kreatywną nacją (wtedy jeszcze nie odcinali kuponów od ropy) i postanowili nie przepłacać za importowane w ogromnych ilościach olejki (religia wręcz nakazuje im perfumowanie ciał)… zaczęli sami uprawiać u siebie odpowiednie rośliny i osobiście zajęli się produkcją cennych olejków… uśmiałem się, bo ich sprzęt do złudzenia przypomina współczesną aparaturę do destylacji samogonu – a my Polacy też słyniemy w świecie ze swej przedsiębiorczości… 😉

03orientalne przysmaki przygotowane przez gospodarzy spotkania…

04uczestnicy w skupieniu słuchają szczegółów omawianych zagadnień…

05cudem, udało się zmieścić ekran rzutnika, na którym Klaudia zilustrowała multimedialną prezentację…

Na zakończenie pierwszej części wykładu – mieliśmy okazję obejrzeć popis tańca Bollywood, w wykonaniu zaproszonej przez prowadzącą tancerki… dotąd kojarzyłem taniec orientalny, przede wszystkim z tańcem brzucha i derwiszami… nie przypuszczałem, że z takim wdziękiem, gracją i płynnością ruchu oraz ekspresją wyrażoną poprzez grę całym ciałem, łącznie z mimiką twarzy – można wyrazić koloryt i bogactwo bollywoodzkiego kina… szczególne pozdrowienia dla przesympatycznej Alicji i z nieukrywaną przyjemnością (za jej zgodą) zamieszczam filmik z jej występu i link do jej profilu na FB… Ala tańczy również tańce średniowieczne, strzela z łuku i należy do bractwa rycerskiego – słowem prawdziwa kobieta renesansu…

06-07zdjęcia tego nie oddają, ale dziewczyna fantastycznie pląsa w takt muzyki…

08-09pokaz tańca Bollywood, w wykonaniu Alicji…

przepraszam za jakość materiału video, zarejestrowanego kalkulatorem – ale miałem ze sobą tylko kompakt, a w środku panowały nastrojowe ciemności…

Dodatkową atrakcją była możliwość zrobienia sobie orientalnego tatuażu, wykonywanego henną – z której skorzystało kilka pań… taki tatuaż utrzymuje się na skórze przez około dwa tygodnie i sprawną ręką – można na dowolnej części ciała i zupełnie bezboleśnie wyczarować sobie małe dzieło sztuki, bez konsekwencji trwałego naznaczenia ciała… w przerwie zaserwowano nam arabską, lekko miętową herbatę w specjalnych szklankach, a gospodyni (czyli Pani Justyna z Yasmeen) uraczyła nas typowo arabskimi smakołykami – w postaci przekąsek ze świeżych daktylów, chałwy, suszonych fig i specjalnych ciasteczek z bakaliowo miodowym nadzieniem… pojęcia nie miałem, że świeże daktyle są aż tak słodkie – zupełnie jakby były kandyzowane…

10świeżo wykonany tatuaż za pomocą henny…

W drugiej części prawie czterogodzinnych warsztatów, Sabbath szczegółowo omówiła źródła i metody pozyskiwania oraz zaprezentowała nam część z najbardziej charakterystycznych nut orientu – w oparciu o absoluty i czyste esencje (ambra, róża, oud, labdanum, olibanum, opponax, benzoes, sandałowiec)… oczywiście najbardziej charakterystycznych składników kompozycji orientalnych jest znacznie więcej, ale przez wzgląd na ich wyczerpującą formę prezentacji, liczne anegdoty i porównania – na więcej składników po prostu nie starczyło czasu… wśród uczestników krążyły też blotery nasączone perfumami z ich wyczuwalnym udziałem – pochodzące zarówno z oferty Yasmeen oraz prywatnej kolekcji Klaudii… mnie osobiście najbardziej porwało Labdanum Donny Karan i olejek Amber Oud (ranking na najpiękniejszy i najbardziej składnik – ewidentnie wygrało labdanum)…

14Klaudia omawia poszczególne nuty, a my zawzięcie wąchamy…

15w przerwach usłyszeliśmy masę anegdot i faktów dotyczących pochodzenia omawianych składników…

16wśród uczestników krążyły flakony perfum ilustrujące w praktyce omawiane nuty…

Sababth omówiła też metody pozyskiwania poszczególnych i szczególnie cennych składników, których cena za gram – przewyższa wartość złota w sztabie… mowa oczywiście o ambrze i oudzie, których olejki są szczególnie kosztowne – a ich cena rośnie niemal do kwadratu, wraz z ich wiekiem… świeżo poddane mikozie drewno, z którego pozyskuje się agar – zaczyna pachnieć swoiście dopiero po około 50 latach od zarażenia drzewa… najcenniejsze są szczapki drewna mające od 100 lat wzwyż – a olejek mający około lat 300 (trzystu!), ma barwę i konsystencję smoły i pachnie po prostu niesamowicie intensywnie… podobna zależność tyczy się ambry, która jako świeża wydzielina treści żołądkowej kaszalota, śmierdzi po prostu odrażająco… dopiero pływając długo w słonej morskiej wodzie lub dojrzewając, wyrzucona na plażę – oczyszcza się i nabiera swojej charakterystycznej, ciepłej barwy… obecnie naturalna ambra jest tak droga i uciążliwa w pozyskiwaniu, że tylko nieliczne niszowe marki (min. L’Artisan Perfumeur) wciąż przyznają się do jej stosowania – a większość tzw. ambry stosowanej przy masowej produkcji perfum, to jej syntetyczne i całkiem wierne zamienniki…

W międzyczasie, zrobiłem sobie niewielką przerwę i postanowiłem uwiecznić Krakowską starówkę, korzystając z przepięknej tego dnia pogody…

11widok po prawej stronie Szisza baru…

12widok na tył kościoła Mariackiego…

13lewa strona małego rynku w Krakowie…

I tu nastąpiło małe sprostowanie dotyczące attaru… dotąd sądziłem, że attar to najwyższej jakości olejek zapachowy, ale okazuje się, że sam attar to jedynie półprodukt, który poddany dalszemu oczyszczeniu – ewoluuje do rangi absolutu i dopiero w tej formie rozcieńczany jest bezwonnym olejkiem i serwowany jest jako najwyższej jakości olejek perfumowany… następnie Sabbath, przy okazji prezentacji olejków i wód różanych – dokonała podziału róż (damasceńskiej, tureckiej, bułgarskiej i stulistnej), wykazując, że ich nazwa niekoniecznie może znajdywać pokrycie, w ich specyficznym brzmieniu… albowiem różę potocznie określaną jako damasceńską, można równie dobrze hodować w Turcji – zaś różą bułgarską, równie dobrze może być cenna (ze względu na obfitość kwiatostanu) róża stulistna, często prezentowana w kompozycjach, jako róża damasceńska… tu nastąpiło szczegółowe omówienie poszczególnych metod pozyskiwania olejków różanych, ze wskazaniem na najbardziej charakterystyczne różnice w ich brzmieniu – odciśnięte w nich, właśnie przez metodę ekstrakcji ich zapachu…

17losowanie flakonu perfum, spośród uczestników warsztatów…

18wręczenie upominku i pamiątkowe zdjęcie z organizatorami warsztatów…

W trakcie spotkania, padło też interesujące pytanie odnośnie reformulacji dotyczących niszy… Klaudia tłumaczyła, że problem dotyczy nie tyleż zamierzonych reformulacji – ale na kłopot z powtarzalnością samych składników naturalnego pochodzenia, gdyż te również potrafią znacznie się między sobą różnić brzmieniem (wystarczy mniejsza ekspozycja na słońce, w przypadku kwiatów) oraz zmian brzmienia poszczególnych nut, wywołanych choćby zmianą metody pozyskiwania i maceracji składników… jako przykład podała min. Black Tourmalina Oliviera Durbano, którego otwarcie rzeczywiście zelżało nieznacznie w porównaniu z pierwszą serią – a przyczyną jest nieco inna metoda maceracji i łączenia składników, do której Durbano przyznał się jej w jednym z wywiadów… na koniec Sabbath zaprezentowała nam przykłady „podrabianych” i „oszukiwanych” (ze względu na ich wysoką cenę) olejków zapachowych – prezentując nam ich najpopularniejsze i tańsze zamienniki na przykładzie ambry, oudu i róży (często udawanej przez geranium)…

19na koniec pamiątkowa słitfocia z Sabbath i Justyną… razem ważymy 200 kilo, z czego ja ponad połowę tej liczby… 🙂

20w oczekiwaniu na na zmówione jedzenie oraz napoje…

Na koniec prawie czterogodzinnej sesji,  spośród ponad 20 osobowej grupy uczestników, rozlosowano flakon orientalnych perfum, ufundowany przez gospodarzy spotkania – perfumerię Yasmeen i zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie (którego jeszcze nie dostałem, ale wrzucę je później)… niestety nie ma na nim wszystkich uczestników warsztatów, gdyż część musiała urwać się w trakcie na pociąg… po warsztatach zadekowaliśmy się sporą grupą w pobliskiej knajpce na popas i małą kawę – a tuż przed 21, pożegnaliśmy się… skosztowałem w międzyczasie Langosza – serwowanego w pobliżu węgierskiego specjału, ale szczerze powiedziawszy nie porwał mnie… może gdyby zapieczono w piecu ser, którym go oprószono i dodano doń szczyptę przypraw – smakowałby lepiej, ale wspólnymi siłami udało nam się go jakoś zmęczyć… to był kolejny wspaniale pachnący weekend i fantastyczne spotkanie… mógłbym to robić cyklicznie… 🙂

p.s. z góry dziękuję wszystkim uczestnikom warsztatu za zgodę na publikację ich wizerunku…. tym niemniej jeśli ktoś nie życzy sobie zamieszczenia zdjęcia z jego udziałem – proszę o kontakt, a zostanie niezwłocznie wyblurowany… 😉


Odpowiedzi

  1. Widzę, że sporo się warsztatujesz perfumeryjnie Piracie! 😉

  2. he he, tak jakoś wyszło, ale mógłbym się do tego przyzwyczaić – zwłaszcza, że lubię jeździć na dłuższych trasach… 🙂

  3. Widzę parę znajomych twarzy 🙂

  4. Piracie, dzięki! Piękna relacja! Jak zawsze u Ciebie.
    Zaraz zaproszę swoich czytelników do lektury.

    Mam tylko jedno sprostowanie: z attaru nie pozyskamy absolutu. Attar to efekt destylacji – ciemny, krystalizuje i nie do końca oddaje zapach róży. Absolut to efekt ekstrakcji – nie krystalizuje i wiernie oddaje aromat róży. Dlatego mówiłam, że attar nie jest najszlachetniejszą formą olejku różanego.

    To, co wąchaliśmy to był absolut.

    Uściski serdeczne!

  5. racja, bardzo udane spotkanie, zaluje, ze nie moglem zostac do konca.

  6. To były moje pierwsze warsztaty zapachowe, mam nadzieję, że nie ostatnie. Bardzo fajna atmosfera i ciekawy wykład a przede wszystkim cała masa wonności do wąchania. Cieszę się, że miałem okazję poznać osobiście Sabbath i ciebie Piracie.

  7. Tak..weekend cudnie pachnący.!
    W końcu miałem okazję z prawdziwego zdarzenia odwiedzić Kraków i spotkać was zapachowych maniaków (w jednym na dodatek). 🙂
    Relacja oddaje ducha warsztatów i wyobrażenie tych miodnych smakołyków.

    Mnie tam rozwaliła tego dnia twoja Norma Kamali- Incense :D…no i Rasha od Rasasi, cudo na pozór nie moje nuty zapachowe a jednak od razu wzieło mnie w posiadanie..to się nazywa magia orientu!
    Aż się dziwię że nie wsponiałeś o jakości obsugi klienta w restauracji, hehe.
    Za to Sabbath wspominała coś o spotkaniach tematycznych w KAto więc mam nadzieję że będzie szansa się widywać częściej bo równy z ciebie gość. No i na odsłuch audio chętnie wpadnę z muzą Bolywood 🙂

    P.S. dziękuje za chojne dary.! teraz nie mogę się opamiętać od namiętnego wąchania… Jak na razie R.Piguet – Bois Noir rozwala.

    Pozdrawiam ciepło/ Lucado

  8. Było rzeczywiście zacnie 🙂 – oby więcej takich akcji na śląsku/małopolsce

  9. gryx’ie – no ba i jedną planetoidę z własnym polem grawitacyjnym… zdjęcie tego nie oddaje, ale Sabb i Justyna naprawdę wokół mnie orbitują… 😀

    Sabb – dzięki!, to były fantastyczne warsztaty, czekam niecierpliwie na kolejne, i mam nadzieję, że nie wrosnę w krzesło… 🙂
    p.s. wiedziałem że coś pokićkam… damn… ale w sumie ja nie rodzaj pozyskanego wyciągu miałem na myśli, a stwierdzenie, że attary (w kontekście gotowego produktu) są najwyższą formą perfum, występującą w przyrodzie… jak Ci się to widzi?

    Arturze – może następnym razem uda Ci się załapać an afterparty… 🙂

    Bendigo – i wzajemnie, fajnie jest poznać osobiście starą gwardię… mam wrażenie, że nie zdążyliśmy się pożegnać (poszedłem po Langosza) więc przyjmij proszę mój zaległy, pożegnalny e-uścisk dłoni…. 😀

    narde – he he o kelnerze już nie pisałem, bo bardziej zirytowała mnie przygoda z driverem aftobósa, ale cieszę się że mogłem Cię poznać osobiście… w realu jesteś tak samo sympatyczny co w realu, co szczególnie mnie cenię u ludzi… 🙂 p.s. co do muzy bollywoodzkiej to bardzo chciałbym wiedzieć, do czego (nazwa utworu) Ala tańczy na filmiku… mama nadzieję, że spotkamy się na kolejnych warsztatach i na koniec wyobraź sobie jak ta Norma Kamali pachnie na skórze… 😀

    da_markos – oj tak, takie spotkania, zwłaszcza prowadzone przez Sabb, powinny odbywać się zdecydowanie częściej… mógłbym jej słuchać godzinami… 🙂

  10. Piracie Miły, jeśli w znaczeniu „najbardziej stężoną” lub jedną z najbardziej stężonych to masz całkowitą rację. :*

    Uściski jak zawsze serdeczne. 🙂

  11. Tylko pozazdrościć pobytu w takim miejscu na takim wydarzeniu 😉

  12. Sabb – dzięki wielkie moja Ty kompetentna wyrocznio… 🙂

    Natalko – no to zapraszamy do czynnego udziału w następnych warsztatach… może do tej pory schudnę i będę w stanie wbić się w którąś z moich marynarek… 😀

  13. Prawie sobie wyobrażam, więc szykuj odewke, hahaa !
    Nie no Casbah też napier….
    O dziwo i mnie nosiło na Bolly Style który zazwyczaj kojarzył mi sie kiczowato, a tutaj było lepiej niż przyzwoicie 🙂
    Dowiem się co to za numer.

  14. I proszę 🙂 :

  15. dziękować, właśnie bujać się do rytmu… 😀

  16. kurcze, na te afterprty to juz licze od spotkania w Pszczynie 🙂

  17. czekanie wynagradzam sobie Armani, Oud Royal, ehhh, piekny, nie?

  18. Artur- Cudowny elixir wymieniłeś ..mmm.!

  19. he he Arturze, trzeba było się jeszcze nie zrywać, choć w sumie nie siedzieliśmy długo, bo przed niektórymi był jeszcze szmat drogi… 😉

    p.s. a tego Armaniego nie znam, coś więcej?


Dodaj odpowiedź do narde Anuluj pisanie odpowiedzi

Kategorie