Napisane przez: pirath | 13 października 2013

Rasasi – Amber Oudh (olej), czyli żeńska róża i męski oud pogodzony ambrą…


Poprzytykałem się ostatnio z kumpelą, zdeklarowaną feministką… wprawdzie do zapuszczonego babochłopa we flanelowej koszuli i wąsem jej daleko – ale nie rozumiem nienawiści i pogardy, którą żywi do wszystkiego z „męską wypustką„… normalnie permanentny PMS… owszem zadaję sobie sprawę, że feminizm jest odpowiedzią na szowinizm – ale wychodzę z założenia, że podwaliny pod feminizm stworzyła poniekąd sama natura… przecież gdyby natura chciała, aby kobiety były niezależne i nie potrzebowałyby u swego boku zgnuśniałych samców – ewolucja dała bym im ich mięśnie, siłę i zmysły będące kojarzone jako domena mężczyzn i przede wszystkim byłyby obupłciowe… mężczyźni choć postrzegani jako płeć silniejsza, nie mają z kolei kobiecej odporności na ból, są z natury mniej sumienni i paru innych unikalnych przymiotów, w których prym wiodą kobiety… sądzę, że jedni potrzebują tych drugich w takim samym stopniu – więc po co się spinać?…

Jestem świadomy, że sporą winę ponosi tu nasza patriarchalna kultura, obyczaje i religia – ale czy to powód by odgórni określać którąkolwiek płeć za lepszą lub gorszą – albo desperacko udowadniać na każdym kroku wyższość macicy nad penisem?… nie przeszkadza mi kobieta za kierownicą autobusu, ani za ladą sklepu z częściami samochodowymi – stawiam na kompetencje, choć osobiście uważam, że lepiej gotują mężczyźni i są naukowe przesłanki na dowiedzenie tej tezy… obserwując modę, obyczaje i świat wokół mnie – odnoszę wrażenie, że różnica płci ulega stopniowemu zatarciu, mężczyźni niewieścieją – a noszące spodnie kobiety, coraz częściej noszą je również mentalnie… na szczęście interesy obu płci coraz częściej godzą kultura i sztuka – między innymi perfumiarstwo, które szczególnie stara się pogodzić walczące o dominację płci…

wojna płci

Napisałem tego przydługiego wstępniaka nie bez przyczyny… oto od paru dni bawię nos w towarzystwie olejku Amber Oudh od Rasasi i nie mogę wyjść z podziwu, z jaką lekkością i finezją pogodzono w nim żeńskie i męskie pierwiastki… oto niekwestionowanie żeńska róża, pląsa w ramionach oudowego samca, po przepastnym, ambrowym parkiecie… oto dowód że nawet w ultra konserwatywnych Zjednoczonych Emiratach Arabskich mógł powstać zapach pięknie godzący interes obu płci i bez ujmy dla czci i honoru każdej z dostojnych nut…

Amber Oudh to oud z różą, słodki, upojny i powalający rozmachem, dosadnością i intensywnością rasowo orientalnego bukietu… perfumy występują  formie olejku, lanego w metalowe i bardzo solidnie wyglądające flakoniki o pojemności zaledwie 14 ml – ale zapewniam, że to w zupełności wystarczy… wonności w formie olejku, cechuje bardzo wysoka wydajność i niemiłosiernie potężna projekcja i trwałość… aplikuje się również nieco inaczej, gdyż zamiast klasycznego sprayu – rozcieramy niewielką ilość olejku na skórze… początkowo może to sprawiać pewne problemy, ponieważ w przeciwieństwie do perfum, których nośnikiem jest alkohol – olej wchłania się w skórę zdecydowanie dłużej i przez jakiś czas pozostawia na niej tłusty film…

Rasasi - Amber Oudh oil

Oto najprawdziwszy arabski orient, przy którego tworzeniu nikt zaprzątał sobie głowy prawdopodobieństwem zszokowania wydelikaconych europejskich nosów – choć jak na ich standardy jest to wersja light… ten zapach zaserwowano niemal namacalnie, choć daleko mu do przejmującej gęstości Dhan Al Oudh Al Nokhba… Amber Oudh nie poraża wulgarną dosadnością – on dopieszcza nos głębią swego pławiącego się w słodkiej, soczystej ambrze bukietu… w początkowej fazie jest lekko różany i oudowy, by po kilkudziesięciu minutach, w akordzie serca – dosłownie tonąć w niemal mydlanej nucie upojnej, przejmującej wyrazistością ambry… gdybym chciał opisać bukiet tych perfum jednym zdaniem, napisałbym róża, oud, ambra, ambra, ambra, ambra, ambra, ambra, oud, piżmo, ambra, ambra, ambra…

Chwilami zdawało mi się, że wącham jakieś mydełko różane, którego słodka, balsamiczna woń kojarzyła mi się z luksusowym, przepysznym kosmetykiem do pielęgnacji ciała… woni tych perfum nie sposób zignorować i choć nie żałowałem sobie próbki – ich intensywne brzmienie nie działa jak odstręczająca, niewidzialna kurtyna – od której rykoszetują wystrzelone pociski… pachnie jak dyskretna arabska wonność i nawet w ambrowo oudowo piżmowym akordzie schyłkowym – zaczynającym się około 5 godzin od aplikacji!, nie mają zdefiniowanej płci… w obejściu te perfumy nie są ciężkie, ani nie męczą – natomiast rozwijają się niemiłosiernie długo… pierwszego dnia testów nie doczekałem do akordu bazowego – ale rankiem czułem delikatną woń, przyprószoną delikatnym, prawdopodobnie białym piżmem i wciąż wybrzmiewającą ambrą

reasumując: zaskakująco uniwersalne i moim zdaniem „orientalnie” akceptowalne dla europejskiego nosa perfumy… za sprawą formy olejku obdarzone niemiłosierną projekcją i bardzo powolną ewolucją pomiędzy poszczególnymi akordami… do pełni szczęścia zabrakło mi jeszcze szczypty mirry i szafranu, a byłby ideał…

przypomina mi: sporo jest na rynku kompozycji oudowo różanych, ale z jednocześnie tak ambrową i delikatnie zaserwowaną jeszcze się nie spotkałem…Rasasi - Amber Oudh

Głowa: oud, róża,
Serce: ambra,
Baza: oud, piżmo,


Odpowiedzi

  1. No i znów kolejna świetna kompozycja Rasasi!
    Róża dla mnie to już nie problem 🙂
    Nie niuchałem ale zajmę się na razie Oudh Al Methali.
    Chyba że Rasha mnie nie wypuści.. 😉

  2. Jest tak, jako rzecze Pirath – świetne perfumy (olejek?) różano-oudowo-ambrowe (ale jakem fan róży, mogę być po prostu nieobiektywny) 😉

  3. Ja sobie „szczeliłem” Ferrari Essence Oud edp. Też z różą i oudem. Czekam na dostawę… 🙂

  4. narde -muszę przekopać próbki, głównie te starsze bo mnie zaintrygowałeś… 🙂

    gryx’ie róży i oudu tam w porównaniu z ambrą jest niewiele, ale mimo wszystko to przepiękne, ciepłe i rozgrzewające perfumy…

    Roq – noszący różę i oud? przyznaj się, że kupiłeś go dla flakonu polakierowanego oryginalną farbą Ferrari… 🙂

  5. pirath- to dobrze choć nie wiem czym 😉

    Roq- twoje nowe Ferrari jest przepiękne. To pierwsza róża ukazana w pachnidłach która bezbolesnie złamała moją niechęć i nijakie podejście do tego fenomenalnego kwiatu. I Oudu tyle ile trzeba..plus ta cudowna lekka i błoga miodność.
    Ostatnio rozwaliła mnie i ta w Pink Quartz…

  6. Nie wiedziałem, że ten lakier na flakonie to oryginalny Ferrari 🙂

  7. narde – Methali

    Roq – funkel nówka, oryginalne i nieśmigane Ferrari z pierwszej ręki… Niemiec aż płakał gdy je sprzedawał i jeszcze dzwonił z granicy, by posłuchać jak pracuje silnik… 😀 zresztą jak weźmiesz flakon do ręki to się zachwycisz…

  8. Methali jest dziwne, trzyma mnie na dystans…


Dodaj odpowiedź do gryx1982 Anuluj pisanie odpowiedzi

Kategorie