Napisane przez: pirath | 16 lipca 2015

Bottega Veneta – Pour Homme Extreme, czyli ekstremum pozorowane…


Na pewno słyszeliście o homeoterapii, astralnym voodoo współczesnej medycyny – opierającym się na wierze w „pamięć wody„. Oczywiście autosugestia i efekt placebo (psychiczne nastawienie), może pomóc w walce z chorobą – choć wątpię, by odrobina zasadniczo cukru lub wody, była skuteczniejsza od medycyny konwencjonalnej. No ale skoro całość opiera się na „wierze” w cudowne właściwości samoleczenia – to może wystarczy zmówić jakąś mantrę, w intencji oczyszczenia aury chorego?. Jak wiemy wiara czyni cuda, a producenci perfum uwielbiają wykorzystywać naszą wiarę*, niewiedzę lub błogą nieświadomość, do osiągnięcia wymiernego zysku. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej Bottegi Venty Extreme, która jest po prostu sromotnie przepłaconym szwindlem – z chwytliwą etykietką czegoś extremalnego. To przykre, bo zapach firmują dwa, bardzo utalentowane nazwiska – i co niestety czuć, niezbyt się przy tych perfumach napracowali. Te perfumy są jak lek homeopatyczny – jedynie udając perfumy, ale płacicie jak za perfumy…

*wiarę, że kupując markowy i drogi produkt, kupujemy najwyższą jakość.

Bottega Veneta - Pour Homme Extreme

Założę się, że gdybym wąchał je i oceniał na podstawie blotera (tego papierka z perfumerii), który podkręca, zmienia i nienaturalnie wydłuża żywotność akordów – pewnie byłbym zachwycony. Dopiero test na skórze wykazuje, jak krótko Bottega Extreme emanuje pięknem, swego uroczego i jakże ulotnego otwarcia. Otwarcia zielonego, aromatycznego, żywicznego, niemalże leśnego – ale po jego wygaśnięciu, na skórze nie zostaje niemal nic. Naprawdę nie można było pociągnąć tej melodii dłużej niż przez kwadrans? Najprzyjemniejsze stadium choinkowe, przemija szybko i dość gwałtownie. Zamiast gasnąć etapami, stopniowo wyciszając poszczególne detale kompozycji – W pewnej chwili, jak na komendę, niemal wszystkie instrumenty cichną. Za wyjątkiem jodły lub sosny (whatever, bo nieczytelne), której kwilenie utrzymuje się jeszcze przez około 40 minut – z tym, że bardziej przypomina syrop na kaszel, niż żywego iglaka. Zupełnie jakby ktoś chwycił za pokrętło głośności i zapach ściszył – zastępując tę jakże miłą dla nosa muzykę, monotonnym buczeniem transformatora w trybie stand by

Bottega Veneta - Pour Homme Extreme reklama

Minimalizm, zdawkowość, chorobliwa oszczędność, bezkształtność i jeszcze raz minimalizm. Po pierwsze zapach nic sobą wnosi, po drugie jest po prostu nudny i po trzecie jest absolutnym zaprzeczeniem idei tytułowego Extreme – przy czym biorę poprawkę, że gęstsze (teoretycznie, bo nic gęstego tu nie zastałem) i bardziej skoncentrowane perfumy, w praktyce pachną mniej intensywnie niż teoretycznie mniej treściwe EdT. Smętny, pozbawiony wyrazu i beznamiętny bukiet Extreme w fazie dojrzałej – rozczarowuje tak bardzo, że na usta ciśnie się kolokwialne da faq?. Spodziewałem się, że Extreme będzie ociekać zintensyfikowanym, żywicznym bukietem pięknej, acz dość powściągliwej i rachitycznej pod względem trwałości i ekspresji Bottegi Venety – ale nic takiego, nie ma tu miejsca. Pusto tu, smutno i nijako, a całą pseudo kadzidlano balsamiczną robotę, odwala tu zręcznie przemycone ISO E Super i garść nieczytelnych wypełniaczy. W akordzie serca ujawnia się śladowa (homeopatyczna) ilość olejków z iglaków, nieco później pimento + ISO + benzoes i koniec. Poniżej kilka podstawowych pytań, wraz z odpowiedzią, na najbardziej nurtujące zagadnienia:

P: skoro to nie pachnie tak jak sugeruje nazwa, to skąd pomysł na nazwane tego Bottegą Venetą Extreme?
O: marketing

P: czy Bottega Veneta Extreme jest ekstremalną (bardziej zintensyfikowaną) odsłoną swego protoplasty?
O: nie…

P: To może pachnie nadzwyczajnie długo i intensywnie?
O: też nie…

two Bottega Veneta - Pour Homme Extremeszara i przygaszona (acz elegancka) szata graficzna flakonu, doskonale odzwierciedla szare i przygaszone brzmienie tych perfum

Zapoznajcie się z poniższym, jak najbardziej zmyślonym dialogiem, a który ilustruje prawdopodobną genezę powstania tych perfum:

– cześć Daniela, co robisz?

– hej Antoine, dostaliśmy nowe zlecenie od Bottegi

– super, a czemu nie wzięli jakiegoś gotowca od Fireminch?

– wiesz, chcą kontynuować Venetę, tym razem z dopiskiem Extreme

– ale naprawdę pozwolą go nam zintensyfikować?

– bynajmniej, zapach musi się wstrzelić w obowiązujący trend asekuracyjnej nijakości

– czyli nie poszalejemy?

– no nie, to musi się podobać i sprzedać w dużej ilości

– a więc zapach musi być miły i zarazem bezpieczny?

– tak, coś lekkiego, maksymalnie prostego i niezobowiązującego, hmmmm….

– to może zastosujemy tani chwyt z ISO i modę na minimalizm?

– jesteś genialny! cena produkcji nie przekroczy 15 centów za 100 ml, a zapach będzie super intrygujący!

– weźmiemy ogólny zarys Bottegi Venety, skorzystamy z magii ISO, które odwali za nas całą robotę, a oni ochrzczą te perfumy jakąś chwytliwą nazwą i gotowe!

– ka cing! wybrałeś już kolor dywaników do swojego nowego Porsche?

Bottega Veneta - Pour Homme Extreme box

Bottega Extreme wprawdzie zaczyna bardzo podobnie do swego poprzednika, tyle że tę spektakularną, rześką żywiczność, znaną z pierwotnej odsłony tych perfum – jakby zagęszczono, doprawiając wątek balsamicznym kadzidłem*. Zapach niby dzięki temu zgęstniał (bukiet zwielokrotnił swą masywność), ale w efekcie został spłycony i sporo znacznie stracił na projekcji i czytelności. Zapach jest blisko skórny i bardzo oszczędny – nawet w swej początkowej fazie, gdzie powinien być najgłośniejszy i najżwawszy. W fazie dojrzałej, perfumy sprawiają wrażenie pudrowo piżmowo drzewno skórzano kremowych, a stadium to następuje bardzo szybko, co jeszcze bardziej potęguje niedosyt, a zionąca ot powyższego pustka – konsternację. Można tu wyróżnić tylko te dwa, szybko po sobie następujące akordy (pierwszy jest ładny acz krótki – zaś drugi długi, ale śmiertelnie nudny) i to wszystko.

*~10% roztwór ISO E Super

reklama Bottega Veneta - Pour Homme Extreme

Perfumy przestają pachnieć sobą (Bottegą Venetą) już mniej więcej 10-15 minut od aplikacji. To trochę krótko, zważywszy iż w zamyśle ma to być bardziej intensywna kontynuacja pierwowzoru. Gdy przeminie otwarcie, czuć tu w zasadzie ISO, papryczkę pimento oraz znacznie później, lakoniczny wątek emulujący skórę, do których można zawęzić cały wyszczególniony wykaz nut. Sprawiają też wrażenie balsamicznych i oleistych – niczym woń skóry w którą wtarto jakiś niemal bezwonny kosmetyk do pielęgnacji. Trudno określić tę płytką, bardzo blisko skórną i lakoniczną woń mianem czegoś, czym można się zachwycać – a już najmniej w ich fazie dojrzałej, gdy wszelkie kontury ulegają zatarciu. Przy czym naprawdę przyjemnie robi się dopiero około 8-10 godzin od aplikacji, gdy przebrzmi stadium pimento i roztworu z ISO. Na skórze objawia się coś co pachnie jak skóra, zgrabnie podkręcone homeopatyczną domieszką wanilii i benzoesu. Akcent bardzo ładny i zgrabny, aczkolwiek szkoda, że ujawnił się tak późno i w tak dyskretnej postaci – bo gdyby nastał prędzej, mógłby te perfumy uratować. Nie mogę uwierzyć, że potencjał, urodę i wdzięk wersji pierwotnej tak sromotnie zmarnowano – zwłaszcza, że najdłuższy akord tych perfum, stanowiący epicentrum bukietu jest nijaki, szary i po prostu nudny.

box Bottega Veneta - Pour Homme Extreme

O ile pierwszą Bottegą Venetą byłem zachwycony, to odsłoną Extreme jestem sromotnie rozczarowany. A wystarczyło zintensyfikować protoplastę, zwiększając jego trwałość i projekcję. Extreme jest przyjemne tylko przez pierwszych kilkanaście minut (nim ulotnią się stanowiące esencję klasycznej Venety, aromatyczne olejki drzew iglastych) – po czym blaknie i staje się pseudo zamszowy, nieczytelny, jałowy, niemrawy oraz totalnie beznamiętny. Wprawdzie far, far, very far away od aplikacji, pięknieje – ale to zbyt długi poślizg, by Extreme mógł jeszcze zrobić sobą wrażenie. Zapach jest bardziej niż dyskretny i próżno szukać w tych beznamiętnych perfumach, niewymuszonego szyku i wysublimowania wersji pierwotnej. Po dosłownie 2 godzinach od aplikacji, zapach niemal stapia się z nią – gdyż jego skórzane konotacje dosłownie zlewają się z neutralnym zapachem skóry nosiciela. Zasadniczo płacimy więcej za coś, co w praktyce pachnie gorzej i jeszcze słabiej niż wersja klasyczna. Normalnie interes życia, a przynajmniej dla producenta tej atrapy… naprawdę, omijajcie szerokim łukiem, oczyszczając za sobą czakramy i odczyniajcie złe uroki, zażywając trzy krople roztworu (1:10000000) z tych perfum pod język 🙂

moja konkluzja: skoro Bottega udaje, że zrobili nowe, i Extremalne perfumy – Wy udawajcie, że je kupujecie…Bottega Veneta - Pour Homme Extreme EdT

rok powstania: 2015

nos: Daniela Andrier i Antoine Maisondieu

projekcja: oszczędna, z czasem mizerna, by pod koniec zapach stał się prawie obojętny dla otoczenia

trwałość: bardzo dobra

Głowa: bergamotka, sosna, jagody jałowca,
Serce: papryczka pimento, jodła, gałka muszkatołowa,
Baza: skóra, labdanum, paczula,


Odpowiedzi

  1. Racja, wąchałem przelotnie i to tylko z pejpera… No cóż, są coraz lepsi a drudzy prześcigają w tym wątku pierwszych 😉

    • ja już sobie odpuściłem próby oceniania zapachów na podstawie papierka. Za każdym razem papierek przekłamywał i to poważnie, więc teraz od razu walę na skórę, bo po co przekłamywać sobie rzeczywistość?

  2. No nie ma sensu, ale nie potrafiłem się nie skusić znając pierwowzór, a że ręce miałem już zajęte… pewnie jakoś tak mogło by się dziwnie zrobić kiedy nakierowałbym atomizer na zgięcia kolan 😉

    • nie wyobrażam sobie takiego hardcoru jak psikanie nóg, bo zabrakło rąk. Jak już muszę to psikam nadgarstki i wierzch dłoni, albo wewnętrzną stronę ramienia (byle nie na włoski po stronie zewnętrznej) bo zniekształcają brzmienie, akordów, wydłużając je nieznacznie.

  3. Mnie się podoba bardziej niż klasyk, bo przynajmniej czuję tu tę skórę… Btw, przypominam, że zarówno Bottega Veneta, jak i Bottega Veneta Pour Homme były „namaszczane” na zapachy skórzane…

    • namaszczane na zapachy skórzane powiadasz? no to kolejna rzecz im się nie udała, bo więcej skóry i polotu ma damski Skin on Skin od L’Artisana niż obie Bottegi razem wzięte. Ja czuję nieudolną zabawę benzoesem i syntetykami, które mają coś tam emulować, ale skutek jest żałosny, więc na miejscu Bottegi, bym się nie chwalił tymi skórzanymi aspiracjami, no ale „forza marketing”…

  4. Na nadgarstkach nie jest tak źle więc i one były zajęte a przy ramieniu antyperspirant może sadystycznie zniekształcić odbiór nie wspominając o tym kiedy ktoś go nie używa 😉


Dodaj komentarz

Kategorie