Ktoś kiedyś napisał, że jeśli chce się przeżyć nieliniowe i wielowątkowe RPG, pełne NPC, zaskakujących zwrotów akcji i z dużą dozą czynników losowych – trzeba pójść załatwić jakąś sprawę, w polskim urzędzie… 🙂 Sorki nie mogłem się powstrzymać od zacytowania tego suchara, ale jakże pięknie obrazuje on specyfikę rodzimej biurokracji. Analogicznie (i mniej hermetycznie) można odnieść powyższą sytuację do próby kupienia perfum, bazując na doradztwie większości konsultantek i posiłkując się runami, tfu etykietami na samych flakonach. Na półkach aż roi się od świeżutkich Cologne, Intese, Extreme i Parfum, tyle że ich nazwy mają niewiele wspólnego z zawartością tak oznaczonych flakonów. Oczywiście nie wszystkie konsultantki są niekompetentne, a nazwy perfum wprowadzają w błąd, ale w dzisiejszych czasach coraz trudniej kupić zapach, sugerując się tylko deklaracją producenta.
Demonizuję? No to wyobraźcie sobie sytuację, że idziecie do spożywczaka i wrzucacie do koszyczka masło, kawę i ser np. gouda. W końcu ich etykiety nie budzą złudzeń, co do zawartości. Jednak po rozpakowaniu okazuje się, że zamiast masła był smalec, kawę udaje kakao, a ser gouda to paprykarz szczeciński… Już pomijam sytuację, że u nas „masło” to najczęściej tłuszcze roślinne – masło jedynie emulujące, a ser to produkt sero podobny, zaś wędliny to w zasadzie solanka i sojowe zagęstniki. Chodzi mi o niezgodność zadeklarowanego opisu z samym produktem (rodzaj asortymentu). Normalnie poszlibyście do sklepu z awanturą i obsługa bez szemrania wymieni Wam takiego bubla na produkt bez wad lub przeprosi i zaproponuje zwrot gotówki, ale nie w przypadku perfum. Mam wrażenie, że producenci perfum żyją w rzeczywistości alternatywnej i zdają się nie widzieć problemu w tym, że serwują klientom zapachy nie mające nic wspólnego z tym, co deklarują w nazwie. Owszem zapach jest stosunkowo lekki jak na 1 Million i w ogóle, ale określanie go per „cologne” to spore nadużycie – podobnie jak nominowanie Stalina do pokojowej nagrody Nobla…
tło zdjęcia reklamowego zdradza, że tak naprawdę jest to zapach wodny…
Pomijając powyższe, Paco Cologne to sam w sobie, gniot nad gnioty. Zapach był ewidentnie i z premedytacją inspirowany YSL L’Homme, a ponadto aż zionie od niego tanią i ordynarną chemią. Wyobraźcie sobie najgorsze, najpodlejsze i najbardziej denne mainstreamowe perfumy, pokroju Gucci Guilty, Jimmy Choo, Kenzo L’eau Intense, czy najnowszy YSL Silver Kouros (notabene tego samego duetu perfumiarzy) i związaną z nimi miałkość formy. I wyobraźcie sobie, że ta miałkość pachnie początkowo do złudzenia, jak klasyczny YSL L’Homme. Pytanie brzmi, czy rozglądając się za czymś kolońskim (dość specyficzny rodzaj perfum), szukacie niezobowiązującego i dość smętnego casualowca jakim niewątpliwie jest ulubieniec większości pań, L’Homme? Nie wątpię, że część klientów złowionych na nowość od Paco Rabanne będzie zachwycona, wszak L’Homme sprzedaje się wyśmienicie – ale po pierwsze jest to ordynarna zrzynka z YSL, a po drugie producent robi ludziom mętlik w głowach. Jak nauczyć się rozróżniania brzmień i charakterów poszczególnych rodzajów kompozycji, co by móc trafnie dobierać je na różne okazje i pory roku (lub po prostu wyłuszczyć czego się szuka), skoro ktoś kawę nazywa herbatą?
oto Cologne, które jak na ironię oferuje się w konwencji EdT…
Ufff, ciśnienie trochę mi zeszło, więc pora pochylić się nad tym cudem kopiowania… Nowy Paco Rabanne 1 Million Cologne nie wnosi sobą nic nowego, bo stylistyka L’Homme jest już wszystkim doskonale znana, a niektórym te „ciepłe kluchy” zdążyły się już przejeść – głównie przez ich beznamiętność i śmiertelnie nudną poprawność polityczną. Zapach jest na swój sposób przyjemny i swoisty (stylistyka L’Homme, z lekkim przechyłem w stronę klimatów marynistycznych), ale wąchany w pierdylionie łudząco podobnych do siebie wersji – zdąży znużyć i zmęczyć nawet najgorliwszych miłośników gatunku. Reszta nie zwróci nawet na te perfumy uwagi, bo po pierwsze są niemiłosiernie wtórne i nudne, a po drugie nie mają zbyt wiele wspólnego z tytułowym 1 Milion, więc ciężko te perfumy zapamiętać. Trzon kompozycji stanowi, a jakże rozmemłana, rozwodniona, mdląca i lekko glonowata tonka, z której wypłukano większość słodyczy i dla niepoznaki smagnięto ją odrobiną arcy syntetycznych nut wodnych i w ilości homeopatycznej, ziołowych. Cologne to pseudo purystyczny casualowiec, który do stylistyki kolońskiej i z związanej z nią świeżości, nawiązuje wyłącznie nazwą (w dodatku chybioną).
ten zapach przypomina trochę tego kota z filmu Miś, który miał udawać zająca, zresztą równie przekonywająco…
Z czasem, gdy ta rachityczna tonka już przebrzmi, zapach staje się hmmm sprany. Na skórze zostają jałowe i nieco piżmowe akcenty wodne, poprzetykane purystyczną świeżością wysuszonej na wiór zieleniny niewiadomego pochodzenia. Istotę oryginalnego 1 Milion stanowiła sążnista, głęboka i upojna słodycz oraz bogaty, iście barokowy wianuszek aromatycznych niuansów przyprawowych. Tu tego nie ma, więc ani to 1 Milion, ani tym bardziej Cologne – ponieważ wątek cytrusowy, jakże specyficzny dla tego rodzaju aranżacji, praktycznie tu nie istnieje. To wrażenie nijakości podczas obcowania z tym zapachem, pogłębia (co niestety czuć) użycie najtańszych i najpodlejszych jakościowo składników. A więc znów mamy do czynienia z triumfem księgowości i marketingu, nad sztuką perfumeryjną… Perfumiarze prawdopodobnie płakali jak to komponowali… Paco Cologne, to ten rodzaj perfum, o których chce się jak najszybciej zapomnieć. Nie przychodzi to trudno, bo jałowy, wtórny, nudny, beznamiętny i nijaki krój bukietu nijak nie chce zapaść w pamięci. Nie polecam, a wręcz przestrzegam przed zakupem tych perfum. Jeśli jakimś cudem zapach przypadnie Wam do gustu – kupcie YSL L’Homme, bo przynajmniej dacie zarobić marce, która to brzmienie wylansowała.
rok powstania: 2015
nosy: Olivier Pescheux i Michel Girard
projekcja: bardzo dobra
trwałość: dobra
Głowa: mandarynka, cytrusy, nuty morskie, kardamon,
Serce: róża, jagody jałowca,
Baza: paczula, skóra, fasolka tonka,
Weź przestań… 😉
Ze Stalinem odpadłem… 😀
By: narde on 22 sierpnia 2015
at 16:42
ale kiedy to najprawdziwsza prawda. Stalina nominowali dwukrotnie, a Hitlera raz magazyn People chciał obwołać człowiekiem roku, a raz nominowali go do pokojowej nagrody Nobla 🙂
By: pirath on 25 sierpnia 2015
at 13:27
Syphore omijać szerokim łukiem,wiadomo.Świetny wpis.Pozdrawiam.
By: Morawagin on 23 sierpnia 2015
at 21:59
dziękuje i również pozdrawiam:)
By: pirath on 25 sierpnia 2015
at 13:32
Nie zdziwił bym się gdyby Paco zrobił One Milion Cologne Intense, ba lub wersję silver 😀 A jak dolar to dla ciebie chemia to powąchaj w SP Ultrafiolet Man. Detergenty w wersji „extreme” 😉
By: Perfum on 24 sierpnia 2015
at 19:59
oj coś czuję że bęczie, albo Cologne Extreme lub Parfum 🙂 Znam ultrafiolet i choć z założenia mają patrzeć industrialnie, hitech i chemicznie, organicznie nie znoszę tych perfum.
By: pirath on 25 sierpnia 2015
at 13:33
Ja po prostu nie znosze tych perfum Paco Rabanne i tow wersji podstawowej. Cukierkowe, mdłe, obrzydliwe. Kolega chciał mi je dać. Cały flakon za free, a i tak nie mogłem sie przełamać i zrobiłem mu przykrość….
By: ddd on 25 sierpnia 2015
at 10:18
czasem tak, trzeba… noszenie perfum ma poprawiać nam nastrój i samopoczucie, więc po co robić coś wbrew sobie i się męczyć?
By: pirath on 25 sierpnia 2015
at 13:40
Parokrotnie czytałem twój opis zastanawiając się czy może być tak żle..
Komentarz współautorki która wlazła po mnie do łazienki po aplikacji tejże wody toaletowej..
„O nowy odświeżacz do kibla?”
– też tak myślę..
Kurtyna
Pozdrawiam 🙂
By: Andrzej on 12 stycznia 2017
at 08:15
jak mawiają Francuzi – touche! 🙂
również pozdrawiam 🙂
By: pirath on 12 stycznia 2017
at 14:42
Dla mnie Twoja recenzja nie jest recenzją tylko wylewaniem pomyj na ten zapach. W Twojej krytyce nie ma w nic konstruktywnego a jedynie średnie i nietrafne porównania. Twoja opinia jest dla tego zapachu krzywdzaca ale to swiadczy tylko o tym, ze za bardzo nie znasz sie na tym, o czym piszesz. Moze masz problem z układem węchowym?
By: Arche on 25 lipca 2017
at 17:18
I niby Twój komentarz zawiera takową, czyli konstruktywną i merytoryczną krytykę – tych moich ponoć bezpodstawnych i chybionych argumentów? 😉 A może po prostu masz problem ze swoim ego, które poczuło się dotknięte – gdy ktoś tak bezceremonialnie i dobitnie skrytykował zapach, który Ci się podoba?
By: pirath on 25 lipca 2017
at 21:17
Ja tradycyjnie już pozwolę się nie zgodzić z kolegą autorem 🙂
Pewnego dnia pozwoliłem się spryskać opisywanym zapachem i stwierdzam, że to jeden z najfajniejszych, świeżych zapachów, jakie dane mi było poznać w ciągu paru ostatnich lat. Dla mnie Cologne to krzyżówka DIora Cologne z Invictusem i choćbym bardzo chciał napisać, że jest to przereklamowany niewypał, nie potrafię, bo czuję się w nim rześko, a przy tym komfortowo i w dodatku otoczenie też się nim zachwyca. Trwałość jak na „świeżaka” imponująca, a aktualna cena po prostu śmieszna.
Ciągle nie potrafię zrozumieć, za co perfumoholicy nienawidzą firmy Paco Rabanne. Czy za to, że tak bardzo namieszał w zapachach, że największe tuzy perfumiarstwa dwoją się i troją, żeby wyprodukować coś, co będzie przypominało 1 Million, bądź Invictusa i podreperują swoje finanse?
Fakty są takie, że PR od dobrych dziesięciu lat kosi mamonę, o której Guerlain czy Givenchy i wielu innych, może pomarzyć i praktycznie każdy zapach PR okupuje czołówki list perfumeryjnych list przebojów, bo Świat pokochał Rabannowe zapachy i chyba nie bez powodu.
Takie są fakty mój drogi, biały przyjacielu… 🙂
By: Mario Roqfort on 3 września 2018
at 12:02
Często czytałem opinie „znawców perfum” na różnych forach o zapachach. Kilka nich z górnej półki, wychwalanych pod niebiosa z super recenzjami wypróbowałem. Zastanawiam się kto wymyśla te opinie/opisy… Zapach mydła, starego człowieka, drażniący nozdrza a opinie,że najlepszy, gdzie indziej ocena 8/10… Nie lubię zwykłego Milliona bo jest za słodki, nawet nieprzyjemny ale do Cologne nie mogę się przyczepić (może tylko nazwy, bo ta to nie wiem skąd się wzięła)
By: Piotr on 23 września 2018
at 15:42