Kreatywność niektórych producentów w walce o oryginalność i atencję, czasem aż bawi. Po drętwym niczym ścięte drzewo Light Blue Living in Stromboli oraz równie nijakim co beznadziejnym Light Blue Discover Vulcano, przyszła pora na kuriozalne (przynajmniej z nazwy) Light Blue Swimming in Lipari. Wprawdzie nie wiem jak pachnie najnowszy Light Blue Pour Homme Beauty of Capri, ale coś mi mówi, że kolejne będzie „Light Blue śmigam sobie w klapkach Kubota, po molo w Sopocie„, albo „Light Blue spaceruję po plaży w Juracie i jem kebaba„, czy coś równie fascynującego. A co potem? Light Blue Chodzę i oddycham?, Light Blue Jem zupę? (w wersji specjalnej z miską i autografem Pabla). Ja rozumiem, że Stefano i Domenico mają cel w opiewaniu i reklamowaniu swych rodzinnych stron i regionów turystycznych (tudzież sami chcą na nich zarobić), ale z racji na „reprezentowany poziom tych perfum„, śmiem twierdzić , że robią włoskiej turystyce niedźwiedzią przysługę… 😉
No bo ileż można wąchać ten sam, oklepany i zjechany jak słuchana w kółko płyta na gramofonie Bambino, wątek ozonowo morski – niestrudzenie wałkowany przez wszystkich producentów świata, w pierdylionie podobnych kompozycji, o przełomowej i innowacyjnej stylistyce „ozonowo morskiej?„. I niestety Light Blue Swimming in Lipari, choć naprawdę niezły, dostaje przez te liczne nadużycia i nadpodaż, sromotnie w dupę… A szkoda, bo jak na dość błahą, łatwą i wtórną tematykę, Pływający w Lipari pachnie naprawdę nieźle i może spokojnie stanąć w szranki z innymi, podobnie acz równie dobrze i zgrabnie zaaranżowanymi świeżakami, osadzonymi w tematyce morskiej. A trochę tego jest, więc łatwo można się pogubić – ale śmiem twierdzić że akurat wersja Swimming in Lapari przebija urodą oryginalne męskie Light Blue, a już na pewno nie jest tak syntetyczny co oryginał*.
*męskie owszem, bo prześlicznej wersji damskiej, oba nie dorastają nawet do pięt… 🙂
wyspa Lipari, Sycylia, Włochy
A tym czasem, choć Light Blue Swimming in Lipari nie wnosi do tematu ozonowo morskich świeżaków na lato, kompletnie nic nowego, jest przy tym naprawdę przyjemny i nadzwyczaj poprawny stylistycznie – albowiem co czuć, użyto przy jego produkcji i aranżacji bukietu, naturalnych (a nie tylko syntetycznych) nut zapachowych. I bynajmniej nie ich chemiczny rodowód mam tu na myśli, a to że zamiast syntetycznych nut ozonowo morskich, sięgnięto po przynajmniej „organicznie” je emulujące, odpowiedniki. A te wybrzmiewają na tyle naturalnie i przekonywająco, że rzeczywiście można ulec wrażeniu, iż jest tu prawdziwy rozmaryn, sól, jałowiec i piżmo. Co ciekawe i najbardziej uderzające, cytrusów niemal w ogóle tu nie czuć…
A teraz z cyklu znajdź trzy różnice, pięć zapachów w zasadzie o niczym… 🙂
Największą zaletą tych perfum jest bijąca od nich purystyczna i bardzo wytrawna świeżość, osnuta bardziej na ziołach i nadmorskiej roślinności, niż stricte akcentach morsko ozonowych. Zupełnie jak w przypadku Jaguara Fresh Verte, gdzie ciężar głównego wątku tematycznego, również spoczywa na barkach rośliny… Swimming jest umiarkowanie wytrawne, nieco szorstkie i bez wątpienia męskie, a chwilami tak męskie jak Acqua di Gio Armaniego, czy Bvlgari Aqua, ale mimo wszystko choć projekcję ma równie obfitą co powyższe – jest od nich wyraźnie lżejszy i mniej przytłacza. Wąchając SiL łatwo jest ulec przeświadczeniu o deja vu, zniechęcić się i zbagatelizować ten zapach – co przy nadpodaży tej tematyki nie powinno specjalnie dziwić, ale jeśli lubicie tego rodzaju kompozycje, to zdecydowanie warto dać tym perfumom szansę. Może nie grzeszą oryginalnością bukietu, a trywialnością nazewnictwa wywołują pełen politowania uśmieszek – ale to naprawdę dobrze skrojony morski świeżak, o zaskakująco dobrych parametrach jakościowych.
ten zapach jest jak ta sceneria, ładny i sielankowy, ale i dość powszechny w basenie morza śródziemnego
Wprawdzie sporo mu brakuje do aparycji i osiągów Acqua di Gio Essenza, czy scenerii którą kreuje przed widzem Pro Fumum Roma Acqua di Sale, ale jak na komercyjny mainstream, spłodzony jedynie dla kasy i ruchu w ofercie, naprawdę daje radę. Zwłaszcza jeśli skupić się na jego dojrzałej, umiarkowanie pylisto, purystyczno, piżmowej fazie – nieznacznie tylko złagodzonej niezidentyfikowanymi i spłowiałymi od słońca i wody, akcentami drzewnymi. To bardzo prosty i nieskomplikowany zapach, wręcz banalny, bo niektóre płyny do płukania tkanin mają bardziej złożoną i wielowątkową kompozycję – ale czyż prostota, a w dodatku naprawdę wdzięcznie i przekonywająco zaserwowana, nie jest piękna? Diabeł tkwi w detalach, a te choć jest ich tu niewiele, są czyste, wyraziste i ładnie ze sobą zestrojone, więc naprawdę przyjemnie mi się te perfumy nosiło i chętnie wróciłbym do nich w trakcie upałów…
rok powstania: 2015
nos: anonimowy turysta
projekcja: bardzo dobra
trwałość: dobra
Głowa: grejpfrut, sól morska,
Serce: mandarynka, rozmaryn,
Baza: nuty drzewne, piżmo, ambra,
To Beauty of Capri skojarzyło mi się z zapachami Carthusia (rzecz jasna tylko z nazwy 😉 ). Miałeś może z nimi do czynienia? Zwiedzając ostatnio Capri zajrzałem do ich perfumerii. Imho dość przereklamowane (lepsze wrażenie zrobiły na mnie wody kolońskie Santa Maria Novella). Kompozycyjnie nie najgorsze, ale imho mało wyraziste. Takie sympatyczne, bezpieczne, ale pasują mi do aury wyspy. Większość jest typowo letnia. Dużo cytrusowych, kwiatowych i zielonych akcentów.
By: Artista on 10 października 2016
at 19:50
hej, ja Carthusię znam tylko ze słyszenia, ale instynkt podpowiada mi, że to bardziej produkt oparty na amazingach i marketingowym voodoo… z tego powodu nigdy nie pochylałem się nad ich wyrobami 😉
By: pirath on 25 października 2016
at 09:39
Nie wiedziałem o istnieniu aż tylu wersji klasyka, choć jak widać niewiele straciłem. Na opisywaną wersję też raczej nie będę się zbytnio silił, co jednak nie znaczy że nie niuchnę sobie latem… 🙂
By: narde on 11 października 2016
at 14:36
niestety ilość odsłon Light Blue nie przekłada się na ich jakość, choć w sumie to żadna nowość 🙂
By: pirath on 25 października 2016
at 10:26