Napisane przez: pirath | 12 stycznia 2017

AXE – Signature, Adrenaline i Urban, czyli o tym jak producent majonezu i tanich dezodorantów „zaorał” komercyjny mainstream…


trzy-nowe-wody-toaletowe-axe

No może nie tyle zaorał, co zawstydził – ale co tu dużo mówić, tytuł nie pozostawia złudzeń… Wprawdzie  czuć, że pewne składniki których użyto do namieszania bukietów Oud Wood & Dark Vanilla, Iced Musk & Ginger i Tobacco & Amber chwilami trącą olejkami do ciasta (zresztą w przypadku Tobacco Vanille Toma Forda kosztującego circa 1650 zł za 250 ml chwilami odnoszę podobne wrażenie), tudzież wyjęto je z zestawu „mały perfumiarz” – a szumne nazewnictwo raptem „prowizorycznie i umownie” pokrywa się z deklarowanymi nutami przewodnimi. Ale przypominam że AXE na co dzień robi tanie dezodoranty, które i tak najwięcej zyskują dzięki „z jajem” nakręconymi reklamami… Zresztą Topór (ang., Axe) to tylko jedna z marek należąca do koncernu Unilever, giganta który skupia w swym portfolio takie marki jak Dove, Domestos, Knorr, Hellmann’s, Algida, czy Signal… Ciekawe jak to jest nazywać się np. Mr Burberry, czy Dior Sauvage i mieć świadomość, że zostało się pokonanym przez producenta pasty do zębów i keczupu?… A tak na poważnie, marka AXE od lat kojarzona jest z nazwiskiem Ann Gottlieb* – perfumiarz, która stoi za sukcesem min. CK One Shock i Reveal, CH 212 i Bang! Jacobs’a, więc nie byle jaki nos.

*ja kojarzę ją również z Estee Lauder oraz Firmenich, firmą zrzeszającą perfumiarzy „do wynajęcia”, którzy komponują do szuflady lub na specjalne zamówienie klienta.

ann-gottliebAnn Gottlieb

A tu się okazuje że  producent tanich massmarketowych dezodorantów, skopał tyłki i posłał na deski 80% komercyjnego, drogiego i wysoko lokowanego (głównie przez działania własnego napuszonego marketingu i przeświadczeniu o własnej „zajebistości” u najbardziej rozpoznawalnych brandów) mainstreamu**. A jest kogo deklasować, bo mowa o takich tuzach jak Dolce& Gabbana (seria Light Blue), Paco Rabanne (Invictus), Dior (Sauvage), Azzaro (Wanted), Burberry (Mr. Burberry), Gucci (za całokształt), Lacoste (seria L.12.12), Carolina Herrera (za serię 212 Vip), a nawet Cartierowi (za najnowszego L’Envol), którzy zaproponowali ostatnio kompozycje tak żenująco słabe i banalne, że przy nich taniutkie (koszt ~30 zł) wody toaletowe AXE, to kwintesencja dobrego smaku i iście niszowej elegancji… I nie ironizuję, na serio wody toaletowe AXE deklasują powyższe w całej rozciągłości!.

**w świetle poziomu i jakości ich najnowszych i jakby nie patrzeć, świadomie sygnowanych premier.

axe-signature-adrenaline-i-urban

Nie, nie przesadzam… W moim odczuciu za wyżyłowaną ceną, aspiracjami i prestiżem marki, powinna stać jakość zarówno samej kompozycji (niebanalność, wirtuozeria i niepowtarzalność konceptu) oraz jakość wyrażona poprzez jakość użytych ingrediencji oraz trwałość i projekcję gotowej mikstury. Niestety pod tym względem największe tuzy komercyjnego perfumiarstwa coraz częściej zawodzą, w dodatku każąc sobie coraz więcej płacić za sygnowane swym markowym logo, popłuczyny… I nagle okazuje się, że drogeryjna taniocha za równowartość dwóch paczek papierosów, przebija lub co najmniej dorównuje jakością i formą kompozycje wycenione na dwie lub trzy sztangi/wagony tychże fajek… Wstyd prawda?

axe-reklama

Ja nie twierdzę, że perfumy made in AXE to jakieś tam górnolotne i wyżyłowane arcydzieła, mogące stawać w szranki z wirtuozerią minimalistycznych dzieł Elleny (nadworny perfumiarz domu mody Hermes), ale pachną naprawdę przyjemnie – i w sumie to nawet niespecjalnie naśladują jakieś inne, komercyjne (chwytliwe) brzmienia. Owszem pewnych podobieństw nie sposób uniknąć, choć by przybliżyć Wam ich krój, pokuszę się o przyrównanie ich brzmienia do czegoś, co już istnieje. A więc pierwszy przypomina mi Romę Laury Biagiotti, drugi figowego Men od Marca Jacobsa, exe quo z niszowym Frederic Malle French Lover – zaś trzeci przypomina właśnie Fordowy Tytoń i Wanilię (acz w mniej taranującej wszystko na swej drodze formie) aka klasyczny Old Spice… Oczywiście nie ma róży bez koców, bo trojaczki od AXE pachną najbardziej spektakularnie, najpiękniej i najokazalej przez raptem pierwszą godzinę od aplikacji, po czym ich bukiet stopniowo blaknie i wychodzą na jaw niedoskonałości (taniość i lakoniczność) użytych składników. Ale śmiem twierdzić, że i tak pachnie to lepiej i dużo oryginalniej niż Paco Invictus, Azzaro Wanted, Dolce Light Blue Living…, czy Dior Sauvage… Zatem kolejny raz potwierdza się teza, że w dzisiejszych czasach wysoka cena i rozpoznawalna marka – absolutnie nie są gwarantem, ani tym bardziej wyznacznikiem jakości… Co więcej, odnoszę wrażenie, że w żadnej innej branży (no może poza spożywczą) nie oszukuje się klienta tak bezczelnie, co w przypadku perfum – wciskając niczemu niepodejrzewającemu nabywcy produkt, hmmm (bądź grzeczny!) kompletnie nieadekwatny do ceny i prestiżu marki…

axe-signature

Ale dość narzekania, pora pochylić się nad walorami artystycznymi trojaczków AXE. Wprawdzie zapachy są trzy ale w praktyce mamy do czynienia z dwoma słodziakami i jednym wiosennym świeżakiem. Wbrew szumnym i obiecującym nazwom własnym, z ciężkim bliskowschodnim orientem, niszową esencjonalnością, ani chwytliwymi nazwami oud, ambra, czy imbir – te zapachy niewiele mają wspólnego… Ale w sumie to dobrze, wszak szczytem orientu jest dla przeciętnego Polaka „korzennyOld Spice i tytoniowaCuba„, więc producent wiedział co robi trzymając w ryzach swe orientalizujące ciągoty. Ale jeśli sądzicie że szydzę i drę łacha to co to to nie!, albowiem trojaczki AXE pachną kilka długości i poziomów lepiej, niż to po co w tym przedziale cenowym statystyczny Kowalski mógł dotąd nabyć w drogerii… Serio, za tę kasę dostajemy trzy naprawdę przyjemne i naprawdę solidnie skrojone zapachy, które swymi parametrami jakościowymi mogą zawstydzić wielokrotnie droższą i markową konkurencję…

axe-urban

Poza Malizią Vetiver i Tabac Original, Brutalem i paroma innymi klasykami ze wspomnianym Old Spice na czele, mało jest zapachów którymi można zadać tak skutecznie i elegancko szyku, co tymi trzema niepozornymi flaszkami… Niepozornymi, ale każda z nich reprezentuje sobą więcej i oferuje dużo więcej niż oferuje wspomniany wcześniej, markowy mainstream. Pierwsza choć straszy z etykiety oudem (na szczęście w praktyce nie stwierdziłem jego obecności) okazuje się być całkiem wyrafinowanym i finezyjnym casualowcem, skrojonym na podobieństwo zniewalającej Romy od Laury Biagiotti, choć z czasem lekki, ciepły i otulający bukiet kompozycji zdaje się przechylać w stronę Mistero i Essenza di Roma. Tak czy siak Signature pachnie wprost zniewalająco, więc w tej kategorii cenowej będą to najlepiej wydane pieniądze w ogóle… Drugi z trojaczków, choć straszy tytułowym piżmem i imbirem to tak naprawdę kompozycja figowa, którą zestrojono na wybitnie orzeźwiającą modłę za pomocą konotacji kwiatowo wodno roślinnych (w tym młode, zielone listki figowca). W efekcie powstał arcy niebanalny świeżak o wybitnie świeżym i figowo imbirowym zacięciu, mogący z powodzeniem robić za substytut wspomnianego French Lower od Frederica Malle. Z tym że konotacje irysowe zamieńcie sobie na figę – tym niemniej wydźwięk i iście wiosenny powiew świeżości prezentuje Adrenaline dokładnie ten sam…

axe-a-adrenaline

Trzeci z trojaczków choć na wstępie zapowiadał się na sążnistego naśladowcę Tobacco Vanille, w kilka kwadransów od aplikacji złagodniał, przyjmując pozę na podobieństwo któregoś z lżejszych, czekoladowo waniliowych Muglerów. Tym niemniej pachnie równie apetycznie i w klimatach gourmand, więc jeśli szukacie coś a’la Mugler A*XXX, a dysponujecie budżetem około 40 zł, to gorąco Wam te perfumy polecam!. Zresztą kilka godzin od aplikacji finisz trojaczka numer jeden również wybrzmiewa arcy apetyczną Muglerową suitą i pod tym względem podobieństwo jedynki i trójki zaskakuje. Po tych kilku godzinach od aplikacji niewiele osób zauważy różnicę w brzmieniu pomiędzy tą dwójką jak i samum Muglerem – a przypominam, że mowa o tanich perfumach wypuszczonych przez producenta dezodorantów… 😉 Cała trójka to tak naprawdę komplementarna i w zmyślny sposób dobrana kolekcja trzech wybornie uzupełniających się zapachów na każdą okazję. Zupełnie jak u Próchnika, mamy tu świeżaka, casualowca i coś co można użyć na wieczór (nazwy własne jak w tytule) – z dużym prawdopodobieństwem, że wieczór skończy się śniadaniem w łóżku… 🙂 Poważnie, wody toaletowe AXE to wielkie, ba OGROMNE zaskoczenie, bo w tej kategorii cenowej nie można życzyć sobie lepiej i uczciwiej pachnących czterdziestu złotych – ba czterdziestu złotych pachnących nierzadko lepiej i dłużej niż dwieście, trzysta i czterysta złotych z fikuśną metką, za którą w praktyce niewiele stoi… O ironio… 😉

p.s. Pawle, jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję za próbki! 🙂

 


Odpowiedzi

  1. Na dodatek te wody, znam Urban, mają całkiem niezłą projekcję i trwałość kilka psików w miejsca wskazane pismem obrazkowym, wypełnia bez problemu całe pomieszczenie. 😉 Najlepsze opinie ma Urban, Signature znam tylko z antyperspirantu w białej puszce, ale nawet on pachnie trwale i donośnie. Nie znam Romy, wiem – wstyd, ale jeśli pachnie podobnie, to już mam faworyta na przyszły sezon jesienno – zimowy.
    Jeśli chodzi o AXE, to ciekawe są również wody Excite i Peace. Ta pierwsza to takie bardziej karmelowe Armani Code, natomiast Peace, wbrew nazwie, to nie są żadne hippie kwiatki a farafarowa benzynka. 😉

  2. Wcale nie trzeba wydawać 30, czy 40 zł w drogerii. Wystarczy iść do jakiegoś większego Tesco, tam mają tego na pęczki, nie wiem, skąd i po ile oni to biorą, ale prawie non stop są w promocji po 14,99 zł. A jeśli jakimś cudem akurat tej promocji nie będzie, to standardowa cena jest równie śmieszna, bodajże 19,99, o ile dobrze pamiętam, albo 22,99, ale prędzej to pierwsze.
    Ja już dawno się zaopatrzyłem w Urban i Signature (ten pomarańczowy mi się nie podoba), z rok temu. Tak w ogóle, to chyba mieli te zapachy jako pierwsi w Polsce, bo nawet w Internecie nigdzie nie było o nich żadnych informacji, jak szukałem czegoś gdy je pierwszy raz zobaczyłem w Tesco właśnie.
    Jak ktoś będzie szedł tam po Axy, to niech jeszcze obada nowe Pumy, szczególnie męską, zieloną o nazwie Hub. Dla mnie to było podobne odkrycie, co te Axy, świetny zapach, w stylu Davidoffa CW Game i o ile dobrze pamiętam, to dość mocno go przypomina i ma zadziwiająco dobre parametry użytkowe. Polecam sprawdzić.

    • Edit:
      Przepraszam, chodziło oczywiście o Nike Hub, nie o Pumę. Nie wiem czemu zawsze mi się to myli 🙂

      • no właśnie, przecie jedno ma za logo łyżwę, a drugie rozciągniętego kota 🙂

    • Wiem, sam kupiłem po niecałe 20 zł sztuka, ale to są ceny promocyjne. Tym niemniej coś mi mówi, że Axe zrobił mistrzowskie posunięcie decymując się na tak dobrze zrobione zapachy w tak atrakcyjnej cenie.

  3. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu się nie zgodzę… Przede wszystkim ciężko spotkać Kowalskiego, który używa mniej niż 10 psiknięć perfum 😉 Przy takich ilościach chemia aż nozdrza wypala. Oczywiście nie mówię, że to źle wydane pieniądze, sam bym je założył jakbym nie miał lepszej alternatywy, ale przedstawiłeś je prawie jak zamienniki Tobaco Vanille, Muglera, Romy co jest trochę „z czapy”, nawet jeśli są o 40 razy tańsze od tego pierwszego… Dla mnie to po prostu są perfumy warte swojej ceny, ale bez przesady 😉
    PS Podobno Gucci zaczyna robić dobre zapachy

    • Dlatego Kowalskiego trzeba uświadamiać jak działa mechanizm przyzwyczajenia się nosa do własnych perfum, żeby zamiast rzeczonych 10 psików dawał trzy. Ale by to zrozumiał, wpierw trzeba mu wbić do głowy (najlepiej na przykładzie), że jak będzie używał więcej niż jeden zapach w kółko, to sam zauważy różnicę 😉 Tak, już mi wiewiórki szpiegowskie doniosły że ponoć Envy wraca. A jak pisałem że Frida ściąga firmę na dno to nikt mi nie chciał wierzyć, ale co ja się tam znam 😉

  4. Wiecie co… to nie chodzi o sugestie, że jeden czy drugi to zamiennik Forda, Muglera, czy Diora. Logiczne jest tworzenie ( bo chyba nie kreowanie ; ) mieszanek nut zapachowych odwołujących się gdzieś do tych znanych i lubianych. Smutne jest to, że za 19,99 powstaje zapach muskający ten wielki za 700zł. Ja wiem, że głębia, trwałość, chemia itd. tylko ile w takim razie jest wart ten wielki ? Czy gdyby nie miernota ostatnich lat to wywąchiwalibyśmy nadgarstki po AXE czy Nike’u ( nie ujmując nic tym firmom ). Znowu powraca pytanie gdzie jest granica chciwości wielkich kreatorów ? Tym bardziej, że od jakiegoś czasu obserwujemy sukcesywną reformulację. Czy ktoś zauważył zmianę cen z uwzględnieniem podmiany drogich, naturalnych składników na tanie chemiczne odpowiedniki ? Czy warto płacić setki złotych za coś co po zamianie kilku składników można sprzedawać z zyskiem za 20zł ?

    • Owszem przy ograniczonej i dzięki paranoi min. IFRA coraz węższej palecie zapachowej trudno o autorskie i bezprecedensowe brzmienia (zwłaszcza że dziś tłucze się nowość za nowością) i gdzieś tam zawsze pokaże się zapach do czegoś podobny lub coś tam komuś przypominający, choć zaznaczam że często są to podobieństwa autentycznie niezamierzone. Ja podałem przykłady podobieństw trojaczków AXE do innych istniejących już zapachów poniekąd na siłę, by uzmysłowić czytelnikom z czym to jeść, ale rzeczywiście za słabo podkreśliłem ten fakt i wyszło że to tańsze alternatywy dla już istniejących. Źle, ja naprawdę uważam że to są w pełni suwerenne i dość niepowtarzalne kompozycje, co przy ich cenie czyni z trojaczków AXE coś naprawdę niesamowitego i wartego pochwały. Widzisz w przypadku dóbr luksusowych za jakie uchodzą perfumy trudno mówić o granicy zachłanności, chciwości, wszak jeśli ktoś coś kupuje w danej cenie to trudno oczekiwać by producent strzelił sobie w stopę obniżając cenę i tym samym własne zyski. Przypominam, że my patrzymy w Polsce na ceny perfum przez pryzmat naszych średnio 5 x niższych zarobków niż w europie zachodniej, bo dla przeciętnego Niemca cena w Douglasie jest statystycznie 5 x tańsza, więc jaka drożyzna? My po prostu za mało zarabiamy/jesteśmy zbyt biednym społeczeństwem. 😉

      • Ależ ja Cię doskonale rozumiem, nie chodzi o mniej lub bardziej zamierzoną wizję podobieństwa klimatów takich zapachów jak AXE, Franck Olivier czy nawet Bentley. Nie do końca chodzi o siłę nabycia dóbr luksusowych przez kapitalistycznych krwiopijców. Chodzi raczej o granicę chciwości… co jest priorytetem przy ustalaniu ceny podaż czy popyt ? Bo w sytuacji, kiedy IFRA szaleje, to reszta z radosną euforią liczy zyski po syntetycznych oszczędnościach ; ) Rozumiem też mechanizm pożądania dóbr luksusowych i jaki wpływ na ich elitarność ma… cena. Tylko, kurcze, gdzieś tutaj źle się w tym wszystkim czuję.
        Oczywiście, nasza pachnąca siła nabywcza w skali Europy jest dość żałosna, ale… pomyśl jak jeszcze niedawno nasze emocje rozpalała puszka piwa DAB ; )

        • wiesz tu jest mowa o konflikcie interesu, którego nie da się rozpatrywać poprzez klasyczną definicję popytu i podaży. W przypadku dóbr luksusowych te nie mogą być zbyt tanie i ich wysoką cenę tłumaczy się właśnie prestiżem, luksusem i jakością, której paradoksalnie w tym produkcie jest najmniej, więc mamy paradoks kwadratury koła. Ma być drogo i elitarnie, tylko nie wiadomo za co tu płacić, skoro za marką nie stoi jakość, która uzasadnia słuszną cenę produktu. Niestety większość ludzi pojmuje wyroby markowe właśnie przez pryzmat logotypu i ich rozpoznawalności, a nie realnej jakości oferowanych przez nie produktów. I dopóki sposób patrzenia nabywców nie przestawi się na powrót na postrzeganie pragmatyczno racjonalne, to wciąż będą nam wciskać sromotnie przepłacony chłam. Też czuję się okradany i okłamywany, za każdym razem gdy kupuję markowy ciuch, który rozwala się szybciej niż teoretycznie chińskie badziewie z bazaru…, pozdrawiam 🙂

  5. Niuchałen, nie powiem całkiem udane przyjemniaczki ale chyba tylko tyle.Szybko stają się nudne, jednowymiarowe i takie nijakie, puste…
    Wolę te 4 czy nawet 2 dyszki dołożyć do czegoś co ma oczywisty perfumeryjny poziom i fascynuje od początku do końca, zawierając w sobie pierwiastek artyzmu czy swoistego geniuszu niż coś zbudowanego tak powierzchownie w przemyślany sposób udające coś co było przed nim. Kolejny grat na półce, po co…Nie dajmy się zwariować. 😉

    • owszem bazy mają po czasie wtórne i zbliżone, zwłaszcza oba słodziaki, ale uważam że w tej cenie i przy tej trwałości trudno uznać to za istotną wadę, zwłaszcza że u wielokrotnie droższej konkurencji wygląda to dokładnie tak samo, różnice z czasem ulegają zatarciu i wszystko zaczyna się zlewać… Jak to po co, perfumoholika będziesz nawracać na racjonalne wydatki w temacie perfum? 😉

  6. Z tym, że np. mój ulubiony zapach CH 212 Men, po wszystkich reformulacjach ma trwałość i głębię średniopółkowego dezodorantu a kosztuje już powyżej 200 zł. gdzie jeszcze parę lat do tyłu można go było kupić znacznie taniej. Gdy ceny lecą w górę a jakość – w dół, to nic dziwnego, że szuka się i wącha również tańsze propozycje. Mam też czasami wrażenie, że to ta cena każe nam szukać artyzmu. 😉

    • Słusznie rozumujesz, ale ja i tak twierdzę, że to nie nasz portfel a olewatorstwo samych producentów i specyfika samo nakręcającego się lansu i jarania markami odpowiada za coraz większy marazm i bezpłciowość w ofercie. Kiedyś perfumy kupowało się dla ich brzmienia, a dziś dla rozpoznawalnego logo, wszak kult marek postępuje nieubłaganie z roku na rok… co roku wychodzi kolejny sromotnie przepłacony gniot, za to ze starannie wyeksponowanym logotypem. Ale ta bańka spekulacyjna też w pewnym momencie pęknie, czego nie mogę się doczekać… 😉

  7. Faktycznie bardzo przyjemnie pachną te perfumy. Nie gryzą w gardło. Kupiłem nawet tego czerwonego, soczystego za dwie dychy i jest super do pracy. Największy klasyk tej Pani to dla mnie piątą alejka E. Arden. Pozdrawiam

    • święte słowa, 5th Avenue to też jedne z moich ulubionych damskich perfum!, pozdrawiam 🙂

      • Mój też. Mam spory zapas Ardenki dla żony. Jako ciekawostkę dodam, że żona w ślepym teście lepiej oceniła axe Urban od One million za 200 zł. Nie znała tych zapachów. Natomiast nastoletnia córka powiedziała, że milion lepszy. Pozdrawiam

        • może córka zasugerowała się szeroko rozreklamowaną nazwą?, również pozdrawiam 😉

  8. Pirath co sie z Toba dzieje 🙂 ? Jakos mało piszesz ;(

    • A dziękuję, żyję, tylko męczę się z przeziębieniem 🙂

  9. Po moim dokładnym teście utwierdziłem się jedynie w przekonaniu, że czuć jednak, że to perfumy z niższej półki (jeśli chodzi o kategorię pod którą podlegają)… Za wyjątkiem Adrenaline! To jest dopiero objawienie, a szczególnie w tej cenie! Pierwszy raz czułem go na koledze i wtedy myślałem, że zwrócę specjał kuchni tureckiej, ale w małych ilościach jest dobrze, a nawet bardzo dobrze… Nuta imbiru w nim łudząco przypomina mi tą z Diora Homme Sport! Może to mój nos płata mi figle, ale jeśli nie to już wiem z czego będę korzystał, gdy moja flaszka opustoszeje 🙂

    • no czuć że są zrobione z najtańszych składników, zresztą wspomniałem o tym, ale zważywszy na to jak to jak pachną (efekt końcowy) i cenę, to konkurencja ma powody do wstydu 😉

  10. W dzisiejszych czasach cena nie jest wyznacznikiem jakości, szczególnie w mainstreamie. Te kompozycje z Axe mnie zaciekawiły. Pirath miałeś możliwość testować perfumy z ZARY? Niektóre z nich godne polecenia.

    • niestety nie, widziałem że mieli wystawione testery jakichś damskich, więc nie wąchałem.

  11. Hm, na prezentowanym przez Ciebie opakowaniu „Urbana” widnieje „Cacao&Amber”. A ja mam przed sobą „Urbana” z deklaracją iz jest to ” Tobbaco&Amber”. Czyżby „Lynx” nie znosił tytoniu akceptowanego przez „Axe” ? :-).

    • Faktycznie, heh i szczerze powiedziawszy nie zwróciłem na to uwagi 🙂 Pewnie trafiłem na jakieś wczesne materiały promocyjne i któryś z grafików zrobił babola bo zapach ewidentnie ociera się o tytoń a nie kakao, ale tym bardziej dzięki za czujność i pozdrawiam bystre oko 🙂

  12. Czy te zapachy Axe to woda toaletowa czy dezodorant z pompką? 🙂

    • Nie wiem, czy gospodarz tutaj zagląda, ale odpowiem – to są wody toaletowe opakowane jak dezodoranty z pompką (tzw. natural spray).


Dodaj odpowiedź do pirath Anuluj pisanie odpowiedzi

Kategorie