Napisane przez: pirath | 14 stycznia 2014

Creed – Royal English Leather, czyli z wizytą u kaletnika…


Mam po prostu pecha, czy też wszystko co „królewskie” musi być fizjologiczne, fekalne i przerysowane?… piję tu do Musc Ubar od Royal Crown, którego piżmo bardziej przypomina zapuszczony szalet miejski i Complex od Boadicea the Victorious, którego skóra przypomina neandertalskiego jaskiniowca – jednak tłumaczę to sobie bezkompromisowym podejściem do tematu, z którego nisza poniekąd słynie… tym niemniej, wąchając Królewską Skórę Creeda, odniosłem wrażenie, iż w XVIII wiecznej Anglii albo się nie myto – tudzież nie znając innych tkanin, odziewano się w skóry od stóp do głów… innym aspektem który zwrócił moją uwagę jest kuriozalność dzisiejszego stawiającego za wszelką cenę na równouprawnienie i poprawność polityczną – product placement… ten zapach przedstawiany jest dziś jako uniseks, co może dziwić gdy spojrzeć na rok produkcji pierwowzoru – i pamiętając, że Angielki prawa wyborcze zyskały dopiero w 1928 roku, zaraz po Turczynkach i Turkmenkach… 🙂

Creed - Royal English Leather

A może te „królewskie” parcie na elitarność, to swoista forma usprawiedliwienia i usankcjonowania wyrazistego, wręcz krzykliwego bukietu na zasadzie – jeśli królewskie to pewnie najlepsze i tak ma być?… bo czy można polemizować z bukietem docenionym lub dedykowanym najwyższemu majestatowi?… cóż prosty Lach w jednym znoszonym żupanie na grzbiecie może wiedzieć o wonnościach dogadzającym panom na Windsorze?… bez wątpienia Royal English Leather to kompozycja arcy skórzana, dopełniona słodyczą i kwiatami… ale zapomnijcie o finezji, dystynkcji i wyrafinowanym dostojeństwie – te perfumy są w początkowej fazie tak animalne, że aż ordynarne… wynaturzona cywetem, podkręcona kwiatem pomarańczy, wyuzdana skóra – balansuje na granicy dobrego smaku i monarchia jest ostatnim synonimem „wzniosłości” z jakim pożeniłbym te niemal buduarowe perfumy, w kontekście ich nazwy…

warsztat kaletnika

Owszem wyroby kuśnierskie, rymarskie i kaletnicze towarzyszą ludzkości, na czele z niestroniącymi od siodła monarchami od tysięcy lat – ale te perfumy pachną nie skórą królewską – lecz co najwyżej nieco zapuszczonym chłopcem stajennym… owszem Royal English Leather są słodkie, chwilami wręcz upojne i ociekające słodyczą – ale jednocześnie jest to skóra miotająca się od ostrości, przez przaśność i surowość, aż po dzikość i narowistość… być może w realiach XVIII wiecznej Anglii ten zapach był cool – ale od tamtej pory zdążył bardzo sparcieć, tfu zestarzeć się… dopiero akord bazy wnosi sobą odrobinę manier, ogłady, taktu i spokoju – lecz by do niego dotrwać, wpierw trzeba przeżyć otwarcie… mi te perfumy kojarzą się z warsztatem kaletnika, dosłownie przesiąkniętym wonią skóry, od tej surowej i szorstkiej, z której powstaną powrozy i zgrzebne uprzęże – aż po miękko licowane, pachnące słodyczą skórki z których powstanie najdelikatniejsza galanteria…

surowa skóra

Królewska Skóra Creed’ów otwiera się baaaaaardzo staroświeckim otwarciem utkanym z kwiatowej słodyczy, odrobiny zmurszałych cytrusów i czegoś układającego się na podobieństwo kilkudziesięciu letniego kremu do twarzy, odkopanego gdzieś w czeluściach babcinej toaletki… ni to pudrowe (coś ala irys i jaśmin), ni to tłuste (wspomniany zjełczały krem) – za to diabelnie donośne i daleko bardziej retro niż najbardziej hipsterskie oprawki okularów (ala Cybulski)… jedno trzeba sprawiedliwie Creedom oddać – tembr i brzmienie składników udających klimat tych „leciwych” perfum, oddano wręcz perfekcyjnie…

Creed - Royal English Leather EdT

Po chwili w tle pojawia się skóra, wpierw delikatna, ciepła, pięknie korespondująca z kwiatem pomarańczy i odnoszę wrażenie, odrobiną wody różanej… jednocześnie z odmętów bukietu zaczyna wydobywać się nutka fizjologiczno animalna (stawiam na cywet), która wyostrza, wręcz demonizuje dojrzałe stadium serca… wpierw miękka skórka robi się wulgarna, władcza i despotyczna – wręcz ocieka potem zarówno konia jak i jeźdźca… agresywny akord skórzany wysuwa się na pierwszy plan, staje się przejmujący, chwilami nieznośnie i tężeje na podobieństwo tonkowo piżmowo skórzanego oblicza wspomnianego Musc Ubar, zmieszanego z Lutensowym Fleurs D’Oranger… tę ekstremalnie surową, dziką i fizjologiczną skórę próbuje złagodzić i przełamać bardzo ambrowy, wręcz tonkowo migdałowy akcent słodyczy – co poniekąd udaje się, ale zapach staje się zwalistym, przytłaczającym swym ciężarem, klocem…

skóra

Tak wyraziste, przejmujące i dobitne aranżacje trzeba po prostu lubić… bukiet choć przytłoczony siermiężnym i animalnym ujęciem skóry jest bardzo zgrabny, głęboki, spójny i niewątpliwie może się podobać miłośnikom dobitnych połączeń skóry, słodyczy i kwiatów… wprawdzie lubię skórę ujętą na staroświecką modłę (Jovoy, Piver, Parfum d’Empire, Lutens i L’Artisan) – ale to nazbyt wulgarne i fizjologiczne ujęcie, skłaniające się w stronę klimatów stepowo orientalnych, nie przekonało mnie… wprawdzie finisz jest zdecydowanie łagodniejszy, bardziej obły i zdecydowanie dyskretniejszy – ale poprzedzające go skórzane barbarzyństwo wpierw mnie osaczyło, a następnie odstręczyło… zwłaszcza, że jak na taką siekierę, wręcz dziką orgię na skórze – zapach w fazie bazy, staje się zaskakująco nijaki, blisko skórny i sprawia wrażenie niezbyt trwałego, co pogłębia obecność wysoce spłowiałego akcentu drzewnego… może to być efekt przytępienia powonienia, po ekstremalnie przysadzistym sercu – jednak tak potężny dysonans pomiędzy głośnością wulgarnego serca, a dyskretną i skromną bazą, jeszcze bardziej pogłębia to odczucie…

skóry

reasumując: skóra zaserwowana na ostro, z rozmachem i przysadziście… raczej dla miłośników jej surowego, bezkompromisowego, ostrego, fizjologicznego, dzikiego i ostentacyjnego oblicza, które próbowano złagodzić upojną słodyczą kwiatów i tonkowej ambry… wyszła z tego mieszanka iście wybuchowa, nieco buduarowa i dość przytłaczająca swym rozmachem i narowistością – choć w fazie dojrzałej zapach aż zanadto się uspokaja, pogłębiając tym przepaś pomiędzy głośnym sercem i niewspółmiernie cichą i delikatną bazą… projekcja od potężnej po umiarkowaną, trwałość przeciętna…

przypomina mi: mieszankę Complex od BtV, z Musc Ubar od Royal Crown i Fleurs D’Oranger Lutensa – czyli zwaliście i przytłaczająco…Creed Royal English Leather

1781

Głowa: mandarynka, bergamotka,
Serce: ambra,
Baza: skóra, drzewo sandałowe,


Odpowiedzi

  1. Kiedyś już wspominałem że podobnie jeśli chodzi o dosadność i odpychające cechy zwierzęce odbierałem w Al Oudh. Później po kilku podejściach pokochałem go dość mocno. Nie mówie że są podobne bo pewnie zapach L’Artisan’a to pikuś w stosunku do tego, nie mówię też że twoje podejście ma szansę się zmienić ( jeśli w ogóle wrócisz do tego ‚zapachu’) Ale może po prostu nie polubił się z twoja skórą 🙂

    Mnie ostatnio ciągnie jak nigdy do mocnych i zwierzęcych nut, chociaż kojarząc ostry zapach z garbarni mogę obstawiać że też raczej nie podejdzie moim gustom opisywana przez Ciebie kompozycja. Wielkim miłośnikiem skóry nie jestem ale skosztować nie zaszkodzi. Póki co, po recenzji Sabbath napaliłem się na Kinskiego…
    No i nieustannie myślę o pachnidle z innej bajki, czyli Must Essence Cartiera…mmm

    • na mnie Al Oudh nie jest fekalny, układa się ślicznie i miękko… lubię i nie stronię od mocnych brzmień i pomijając to, iż te perfumy to wybitnie nie moje klimaty, są w moim odczuciu bardzo przerysowane, głownie za sprawą kwiatu pomarańczy i fizjologiczne… ten Creed to samcza, niedomyta wersja Fleurs D’Oranger, którego nachalność ledwie toleruję… 🙂

  2. No to grubo 😀

  3. Jest szansa na reckę Aventusa?
    A z innej beczki, gdzie można dostać Creedy do powąchania? Bo nie zauważyłem w Sephorze czy Douglasie, chyba, że przeoczyłem?

    • Creedy to nisza, więc trudno je utrafić w sieciówkach, no chyba, że wybranych, a recencja być może już niebawem 🙂

      • Ah szkoda… całkiem ciekawy skład mają i chętnie bym je sprawdził ale widzę, że chyba szybciej będzie zamówić tester z iperfumy niż szukać po perfumeriach… chociaż przesyłka ponad 2x droższa niż sam tester…

        • a to ciekawe, by przesyłka wyszła drożej niż produkt 😉


Dodaj komentarz

Kategorie