Osobiście uważam klasyczne Acqua di Gio (choć za nim nie przepadam), za niedościgniony archetyp (w kontekście ponadczasowego świeżaka) męskości, charyzmy i trwałości oraz tytanicznej projekcji, z którym może konkurować jedynie klasyczne Bvlgari Aqua i pierworodny Issey Miyake. Toteż strasznie się zdziwiłem, widząc czarny flakon i dopisek Profumo, ale wiecie – moda… Przecież mająca zaledwie kilka lat Essenza, to kapitalny zapach, którym pięknie odświeżono bukiet, tej liczącej już niemal 20 lat kompozycji. Co więcej osobiście uważam, że doskonały krój Essenzy przebił nawet oryginał, co w perfumiarstwie niezbyt często się zdarza. No cóż Alberto Morillas kolejny raz potwierdza, że jest mistrzem w swym fachu i wypada jedynie się od niego uczyć jak wybornie pogodzić tradycję (parametry i zgodność ze wzorcem) z nowoczesnością (populizmem i trendami).
Odmłodzony, odświeżony, mniej ostry i napastliwy, wreszcie nieco bardziej na czasie niż zmurszały klasyk – ale wciąż piękny i wciąż ma jaja, choć z tym Profumo bym się zanadto nie rozpędzał. W końcu mowa o letnim, ozonowo morskim świeżaku, którego natywne parametry i tak zawstydzają nowożytną konkurencję, w całej rozciągłości. Intensyfikowanie jego JUŻ potężnego brzmienia, wydaje się zbędne i zakrawa pod zamach biologiczny na żywych organizmach, które mają go używać oraz ich otoczeniu. Kto będzie płacił odszkodowania, gdy te perfumy wybiją komuś zęby, albo uszkodzą wzrok? Mimo wszystko uważam, że akurat TYM perfumom, czysto populistyczny manewr migracji, do teoretycznie intensywniejszej kasty Perfum, paradoksalnie wyszedł na dobre. Piszę teoretycznie mocniejszej, bo w praktyce edycje perfumowane zawsze pachną delikatniej, płycej i bardziej powściągliwie oraz są mniej inwazyjne niż wody toaletowe. A w moim odczuciu i tym konkretnym przypadku, ta swoista „wada” (cecha) przyniosła pewne niezbywalne korzyści – zwłaszcza dla osób, które nie lubią wyciskać swoimi perfumami pryszczy, u przechodzących obok nastolatków.
Szczęśliwie owa intensyfikacja i migracja AdG do konwencji perfum, zgodnie z moimi podejrzeniami – ma bardziej charakter taktyczno wizerunkowy, niż rewolucyjny. Armani potrzebował modnej nowości, zgodnej z obecnie obowiązującym kanonem na wdrażanie Intense/Extreme/Parfum – czyli wzmacniania i intensyfikowania dobrze wszystkim znanych zapachów. Jedyna zauważalna na pierwszego niucha różnica, to że zapach jest bardziej dyskretny i powściągliwy w epatowaniu swym wybujałym (w wersji klasycznej) bukietem. Profumo jest bardziej taktowne, wstrzemięźliwe i oszczędne w projekcji, jest bardziej obłe, intymne i eleganckie – ale spokojnie (że sobie pozwolę zacytować reklamę), „zapach i smak, wciąż ten sam”. Zatem moja solucja i przewodnik dla kupujących, po rodzinie di Gio wygląda następująco:
– chcesz wersji o tytanicznej mocy, nośności i trwałości? – kup klasyczne EdT
– jesteś zmęczony lub przytłoczony powyższym i chciałbyś delikatnej modyfikacji? – kup Essenzę
– chcesz pachnieć AdG, ale nieco delikatniej i bardziej elegancko? – kup wersję Profumo
Klasyk jest bardziej chropowaty, ostrzejszy, bardziej morski i nośny niż wersja perfumowana i wypada to jasno zaznaczyć. Klasyczne AdG, jak przystało na kompozycję starej daty, ma wielkie owłosione jaja, beka i wyskoczy z Tobą „na solo„, gdy go szturchniesz przy barze – gdy wersja perfumowana jest wyczuwalnie dyskretniejsza, gładsza i bardziej ją ucywilizowano. Zapach zdecydowanie goli lub skraca owłosienie na swych atrybutach męskości i wysławia się nieco kulturalniej, jest też dużo spokojniejszy – ale gdy podasz mu grabę na przywitanie, wciąż zmiażdży Ci palce swym stalowym, męskim uściskiem. Profumo nieznacznie utemperowano poprzez ucywilizowanie i przytemperowanie brzmienia, nieznacznie je zagęszczono – ale to wciąż stare dobre AdG, choć wyraźnie lżejsze. No nie czuję tu miażdżącej różnicy, ale i nie zostałem przytłoczony odmiennością i niekonsekwencją w kreacji. Zastałem tu coś, co od zawsze było i na szczęście wciąż jest nienagannie samcze.
Oba zaczynają całkiem podobnie, z tym że EdT w akordzie serca bardziej się wyostrza i stroszy swe wytrawne, morskie piórka – gdy zawartość czarnego flakonu tężeje i obniża amplitudę bukietu o co najmniej dwie oktawy w dół. Najbardziej wyczuwalną różnicą jest większa zieloność (ziołowość) i otulająca balsamiczność, kosztem słonawej morskiej bryzy. Zapach sprawia dzięki temu wrażenie bardziej esencjonalnego i stonowanego, jest bardziej zawiesisty, spokojniejszy i znacznie mniej natarczywy (mniej szorstkości i ostrych akcentów morskich + zdecydowanie powściągliwsza projekcja) – ale to naturalna konsekwencja zwiększenia koncentracji u każdych jednych perfum, niż grzebanie w recepturze. A więc bez obaw, zapachu nie zrujnowano, a jedynie umiejętnie go zintensyfikowano. Uważam też, że niepotrzebnie wprowadzono nim ten zamęt, ale rozumiecie, marketing…
Nie chcę się rozpisywać nad przebiegiem samego bukietu, bo zapach znają chyba wszyscy – a jeśli nie, to wystarczy przeczytać mój wcześniejszy wpis dotyczący klasyka. O tym, że naprawdę niewiele się nie zmieniło, niech przeświadczy fakt, że w Profumo wciąż znajdziecie kwiaty. Nie są oczywiste, przemycono je dyskretnie do bukietu, jak miano w zwyczaju w czasach, gdy swą premierę miało EdT. Tu też są, wzbogacając elegancki i ponadczasowo piękny bukiet Acqua di Gio, podkręcając subtelnie stanowiące trzon kompozycji zioła i akcenty ozonowo morskie. To wciąż kapitalny i bardzo treściwy zapach, z tym że wersja Profumo, dzięki tej swoistej gęstości i bijącej od tej odsłony elegancji – nada się również na bardziej oficjalną okazję i zapewniam, że nikomu nie będzie przeszkadzać fakt iż w zamyśle i genezie, jest to letni świeżak. Świeżak, który choć lekko zmodyfikowany – wciąż jest sobą, czyli Acqua di Gio. A jeśli dodać, że wciąż ma godziwą projekcję oraz imponującą trwałość – klaruje się z tego obraz pachnidła wybitnego. Wybitnego, ponieważ Morillas wydobył w nim głębię Perfum, nie kalając przy tym ducha pierwowzoru.
p.s. obok Diora Homme Parfum i perfumowanego Fahrenheita, to jeden nielicznych przykładów naprawdę udanej i godnej (noszenia nazwy własnej i Parfum) konwersji do kasty perfum.
rok powstania: 2015
nos: Alberto Morillas
projekcja: dobra
trwałość: bardzo dobra
Głowa: bergamotka, nuty morskie,
Serce: geranium, rozmaryn, szałwia,
Baza: paczula, kadzidło,
Ten może mi się bardziej podobać… W natłoku owej mody nie odważyłem się sięgnąć po czarną buteleczkę będąc ostatnio w sieciówce, ale skoro Pirath zachęca to następnym razem nie omieszkam. A że jeszcze cenię sobie twórczość pana Alberta… 😉
By: narde on 20 lipca 2015
at 16:16
no jeśli klasyk wydawał Ci się zbyt ostry i morski, to bardziej stonowana wersja perfumowana, powinna Ci się podobać
By: pirath on 23 lipca 2015
at 09:38
Delikatniejszy i mniej trwały od klasycznej AdG? No bez jaj, proszę… Jest dokładnie na odwrót (zresztą, w przypadku Essenza tak samo), ale ja już chyba wyrosłem z aromatów AdG….
By: Marcin on 20 lipca 2015
at 18:46
Ty wiesz swoje, ja wiem swoje. Klasyk trzymał się u mnie prawie dobę, że o sile projekcji nie wspomnę – gdy wersja perfumowana około 10-12 godzin, więc wiem co piszę.
By: pirath on 23 lipca 2015
at 09:40
Właśnie tak było, do tego balsamiczność i masz mnie..się zobaczy.
By: narde on 23 lipca 2015
at 15:24
Od pewnie już ponad 15 lat podobało mi się klasyczne Acqua di Gio, ale przez absurdalnie wręcz wybujałą projekcję, zbytnią świeżakowatość, zbyt mała dozę powagi oraz popularność wśród pewnej grupy społecznej, powiedziałem sobie, że nie tknę AdG choćby nie wiem co…
No i co… no i Armani postanowił to zrujnować…
Przyznam szczerze – totalnie zwariowałem na punkcie wersji Profumo, to jest stare, dobre, AdG, tylko w odsłonie świeżo-eleganckiej, na dworze nadal niesie wodno świeżą wstążkę, w pomieszczeniu się zmienia i staje się otulający, elegancki, balsamiczny.
W skrócie – stare dobre AdG, ale bez trzech pasków i projekcji strącającej samoloty. W zamian uczucie niesamowitego komfortu i przyjemności w obcowaniu z tym zapachem. Cudo…
P.s. Nie lubię świeżaków… a ten… mniam.
By: Wicher on 26 sierpnia 2015
at 22:30
Wcale Ci się nie dziwię, jeśli o mnie chodzi też wolę wersję Profumo niż klasyka, który też mnie uwiera swą wybujałą naturą. Wolę powściągliwsze i nieco delikatniejsze Profumo.
By: pirath on 1 września 2015
at 15:45
Nie przepadam za AdG. Dla mnie to zawsze były piasek i słona woda, a więc fuj. Jedyna w miarę noszalna dla mnie wersja Gio to inspirowany nim Perry Ellis Red. Do tego dochodzi mega popularność kolejny minus. Gdzieś widziałem materiał wideo, gdy facet chodził po plaży z AdG Proefumo i dawało dziewczynom do wąchania z prośbą o ocenę. Jedna z nich stwierdziła, że pachnie jak „jej Ojciec”. Hmm … Nie wiem czy to komplement, może. Wracając do tematu bardzo mi się podoba wersja Profumo lepsza dla mnie zdecydowanie od Essenzy i od pierszego AdG, ale ze względu na popularność (popularność AdG i podróbek, bo trzeba jasno powiedzieć że mają to samo DNA) chyba jej nosił nie będę.
By: Grzesiek on 27 stycznia 2016
at 22:26
Kwestia gustu jak sądzę, bo wprawdzie sam nie przepadam za AdG, ale doceniam kaliber konceptu i jego jakość wykonania. Swego czasu to była wielka nowość, awangarda i coś naprawdę szałowego, po czym wszyscy zaczęli ten trend kopiować i powielać, więc z czasem AdG się ludziom opatrzyło, znudziło i budzi mieszane uczucia. Też nie przepadam za zapachami wodnymi, ale ten ma coś w sobie, choć też postrzegam go jako zbyt ostry i przerysowany, więc ja z kolei wolę wersję Essenza i Profumo, które jest bardzo udanym kompromisem pomiędzy utrzymaniem podobieństwa do klasyka, a brzmieniem i parametrami.
By: pirath on 28 stycznia 2016
at 13:37
Cześć, mam pytanie. Orientuje się ktoś, czy każda pojemność tego zapachu ma magnetyczny korek ? Zamówiłem na iperfumy.pl 40ml, wszystko się zgadza flakon, pudełko okey, ale nie ma magnetycznego korka. Czy to, że to podróba ?
By: menthor36 on 31 Maj 2016
at 16:32
hej nie wiem jak jest z tym konkretnie zapachem, ale spotkałem się już z sytuacją gdy mniejsze pojemności flakonów miały prostsze, mniej zdobione i pozbawione pewnych funkcjonalności flakony i korki, jak np. Guerlain Leu Boisee, który przy pojemności 80 ml ma korek drewniany, a przy pojemności 50 ml ma bezbarwny i z plastiku. Nie wiem kto jest dystrybutorem marki Armanii w Polsce, ale coś mi się widzi że jest tak jak napisałem, pozdrawiam
By: pirath on 1 czerwca 2016
at 19:54
okey, dzięki za odpowiedź, pozdro 🙂
By: menthor36 on 7 czerwca 2016
at 16:48
A co tam, odkopię starocia…
Po pół roku życia z AdG Profumo, dodam że dość przyjemnego (czasami przeplatane z poreformulacyjnym Egoiste, ale to zupełnie inny temat… zapach który uwielbiałem, a na widok obecnego flakonu robi mi się smutno, a jeszcze smutniej, gdy pomyślę, że za to zapłaciłem…) przyszedł czas na znalezienie czegoś na zmianę, gdyż AdGP po prostu przestaję na sobie czuć i potrzebuję jakiejś odskoczni.
No i co tu powąchać? Chcę coś podobnego sortu do AdGP, nie mówię akurat o wodnym świeżaku, tylko chodzi mi o coś, co będzie jakimś miłym połączeniem świeżaka z czymś bardziej z charakterem i klasą, bo takie własnie jest AdGP…
Cóż doradzisz Piracie do obadania, bo mam jakieś wrażenie, że półki sieciówek są obstawione badziewiem typu Dior Syfage, Chanel Bleeeee itp.
By: Wicher on 23 sierpnia 2016
at 12:05
Z lekkich i orzeźwiających, może Tommy Hilfiger BOLD, a w kwestii morskich świeżaków, jak Ci się widzi nowy Issey w wersji perfumowanej?, pozdrawiam 😉
By: pirath on 25 sierpnia 2016
at 17:23
Chyba znalazłem idealnego na chwilę obecną świeżaka dla mnie – Armani Eau de Cedre 😀
Isseya oryginalnego kiedyś używałem, teraz nie potrafię go znieść i nie ruszę niczego podobnego. 😉
TH Bold nie znam, obadam przy okazji, ale zamówię raczej Eau de Cedre, podoba mi się. 🙂
By: Wicher on 25 sierpnia 2016
at 17:54
oj ten Armani rzeczywiście może porwać swą nieszablonowością, pozdrawiam 😉
By: pirath on 26 sierpnia 2016
at 18:01
I kupiony! Świetny jest! 😀
By: Wicher on 26 sierpnia 2016
at 23:08
w takim razie gratuluję! 😉
By: pirath on 27 sierpnia 2016
at 02:11