Oto trzecie i ostatnia transza zapachów z serii Join the Club Xerjoff’a – pora zatem na niewielkie podsumowanie całości… generalnie zapachy tej marki reprezentują bardzo wyrównany i dość mocno powiązany ze sobą stylistycznie poziom… nie odnalazłem tu dzieł wybitnych i szczególnie wyszukanych – chociaż obcowanie z paroma (40 Knots, Shunkoin, Comandante i Fatal Charme), sprawiło mi dużą przyjemność… niewątpliwie marka wypracowała sobie własny styl, opierając w dużej mierze swoje koncepty o nuty kwiatowe (irys, róża, geranium), przyprawowe (goździk, wanilia) i drzewne (sandałowiec, paczula) oraz tytoń, skórę i nuty pudrowo balsamiczne… kompozycje Xerjoffa charakteryzuje umiarkowana nośność i spokojny, wolny od gwałtowności przebieg… w przeważającej części sprawiają wrażenie ciepłych i stonowanych… to przykład umiarkowanej i wyważonej niszy – skierowana do użytkowników bardziej ceniących brzmienia kameralne, niż stricte niszową awangardę…
Fatal Charme, czyli klub mody…
Moda kojarzy mi się z wygłodzonymi modelkami, które myją zęby raz w tygodniu (czyli po każdym posiłku), a klub modowy z miejscem – gdzie przedmiotem wybitnie egzystencjalnych rozważań, są zagadnienia typu: czy mankiet koszuli ma wyzierać, czy też wystawać z marynarki?… moda to coś czego nie rozumiem i nawet nie próbuję ogarnąć… patrząc na niektóre stylizacje zawieszone na anorektycznych wieszakach – zastanawiam się jak poroniony i sadystyczny umysł, mógł zrodzić i wmówić ludziom ten koszmar, jako wzorzec piękna… Marylin Monroe, kiedyś ideał kobiecości, o naturalnych kształtach – to dziś spasiona świnia w rozmiarze 6?… musicie mi wybaczyć tę świadomą ignorancję, gdyż jestem mężczyzną o dość konserwatywnych zapatrywaniach na ubiór i hołduję zasadzie, że facet może ubierać się modnie, albo po męsku… perfumy wyrażające modę (cokolwiek to znaczy) powinny w moim odczuciu wyrażać szyk, elegancję i wyróżniać się nienagannym krojem bukietu… ponoć perfumowy mainstream to modowe pret a porte, a nisza to ekskluzywne haute couture – więc wypuśćmy tę modelkę na wybieg i oceńmy kunszt olfaktorycznego krawiectwa Xerjoffa…
Opowieść o modzie zaczyna się akcentem mleczno pudrowowym, obficie podlanym otulającą, zmysłową słodyczą wanilii… Fatal Charme pachnie jak gotowany na mleku, zupełnie rozgotowany ryż, z dużą ilością stopniowo dojrzewającej wanilii i odrobiną kwiatów w tle… z czasem tej łagodnej, kuszącej słodyczy zaczyna towarzyszyć nieco ostrzejsza, wibrująca woń złożona z irysa oraz aromatycznych przypraw (kardamon i zielenina) i wytrawnie gorzkich skórek cytrusów… oto zderzenie dwóch żywiołów – otulającej słodyczy i wyrazistej, acz niedopowiedzianej wiązance kwiatów… to nie jest żaden wamp, odziany w wyszukane kreacje od najmodniejszych kreatorów, ale niewątpliwie od Fatal Charme zawiewa dyskretną, chwilami infantylnie dziewczęcą elegancją i przede wszystkim ujmującą delikatnością…
(a to zastałem, choć zawiedziony nie jestem)
To przesłodkie, emanujące wdziękiem, rozkosznie uśmiechnięte dziewczę – nie ma w sobie nic z zepsutej, zgorzkniałej jędzy… młodzieńczy urok, pogoda ducha i flirtujące spojrzenia sprawia, że nie sposób odmówić tej kompozycji pochwały za urok, jaki sobą roztacza… ten zapach przypomina mi główną bohaterkę z Legal Blonde – pozornie niezbyt rozgarniętą, ale o gołębim sercu i niezwykle ujmującym sposobie bycia… i takie właśnie są te perfumy, miłe, niewinne i tak przyjemne, że nie sposób nie polubić ich lekkiego bukietu… i pomimo ujmującej prostoty bukietu, nie są też banalne – gdyż gdzieś w ich głębi zaszyto w nich kiełkującą zmysłowość, finezję i klasę… kompozycja niewątpliwie urocza i choć w dużej mierze ociera się stylistyką o Shunkoin tej samej marki – tym razem jest to propozycja zdecydowanie dla pań, rozmiłowanych w subtelnie pudrowych słodkościach – zaś w kontekście mody, tę kreację charakteryzuje lekki i niezobowiązujący krój pret a porte, z wyjątkowo przyjemnej w dotyku dzianiny…
2012
Skład: aldehydy, korzeń irysa, nuty pudrowe, szara ambra, nuty przyprawowe, tytoń, nuty kwiatowe,
Birdie, czyli klub golfowy…
Klub golfowy kojarzy mi się z podjazdem wypełnionym samymi Porsche 911 (do bagażnika nie wchodzi nic poza kompletem kijów golfowych – co ma swoje zalety, bo żony golfistów nigdy nie wyciągają mężów na zakupy) i stadem facetów w śmiesznych spodniach, ganiających po idealnie utrzymanym trawniku… to oczywiście stereotypowe szyderstwo, bo każda forma ruchu, nawet jeśli ociera się o snobizm – zasługuje na pochwałę… a golfiarze Xerjoffa zaczynają grę od ciężkiego kija, bo od paczuli… trochę ziemistą i nieco vetiverową, bo w końcu to opowieść o urokach trawy i trawników… wróć, to nie trawnik – no chyba, że panowie celowo grają na polu paczuli i do tego deczko się spocili, co momentami czuć…
(a to zastałem – ciekawe gdzie upadła piłeczka)
Nieco później totalitarnie dominująca bukiet paczula staje się nieco piwniczna (w sensie, że zapleśniała), co w odniesieniu do klubu golfowego i związanej z tą formą rekreacji przestrzenią – stanowi kompletną abstrakcję… prędzej skojarzyłbym woń klubu golfowego z zapachem świeżo skoszonej trawy, wiatrem i zapachem tweedu o poranku, niż paczulą… paczulowe pole golfowe ciągnie się aż po horyzont i próżno szukać w jego krajobrazie jakiegoś urozmaicenia… dopiero w fazie schyłkowej wątek przewodni nieco odpuszcza na zawziętości i przeistacza się w ciepłą, słodkawą i miękką otulinę, skropioną balsamiczną, jakby kaszmirową nutą… nie powiem, brzmi to całkiem przyjemnie i choć wyobrażałem sobie ten zapach zupełnie inaczej – zagorzali miłośnicy paczuli poczują się w jej przystępnie wylewnym, acz dość szeroko ukazanym spektrum, jak po zaliczeniu hole in one…
2012
Skład: jabłko, lawenda, pieprz, trawa, nuty morskie, piasek, esencja ziemi, indyjska paczula, wetyweria,
Ivory Route, czyli klub podróżników…
(prawdopodobnie chodzi o afrykańską Ivory Route, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, a którego się spodziewałem)
Klub podróżniczy daje w sumie nieograniczone pole do popisu, jeśli chodzi o perfumy… tu można się popisać niesamowitą inwencją, czerpiąc garściami z dowolnego kawałka globu – szokować mnogością wątków, inspirować i zaskakiwać najdziwniejszymi zestawieniami nut… w końcu Marokański Suk, Birmańska świątynia i Amazońska dżungla to niewyczerpana kopalnia pomysłów na olfaktoryczne wyobrażenie świata – choć jednocześnie jest to najtrudniejsze i najbardziej przewrotne wyzwanie, gdyż ten potencjał można łato roztrwonić lub zmarnować… z perfumami opowiadającymi o Afryce mam pewien problem… ujawnił się już w przypadku legendarnego Idole Lubina… chodzi o permanentny brak wilgoci i przytępioną przez to nośność bukietu, sprawiając wrażenie przesuszenia bukietu…
Z jednej strony jest to wręcz zadziwiające wczucie w klimat tego miejsca, ale z drugiej strony mówimy o perfumach opiewających jeden z najbardziej malowniczych zakątków czarnego lądu – a ja wciąż odnoszę wrażenie, że za chwilę usłyszę beznamiętny głos Krystyny Czubównej, opowiadającej o głodującej w porze suchej sawannie… podróż po legendarnej Ivory Route rozpoczyna się suchym, pylistym i apatycznym akcentem przyprawowo drzewnym… po chwili zapach robi się odrobinę słodkawy, jakby żywiczny i całkiem przyjemny… ale jednocześnie perfumom brakuje życia, charyzmy i nośności… zdają się być osłabione niemiłosiernie palącym słońcem i dręczącym to miejsce niedoborem wody… zredukowana do minimum roślinność więdnie i zsycha, a w powietrzu unosi się niezwykle lotny, drobny goździkowo, paczulowo muszkatowy pył … szkoda, bo w początkowej, nieco żywicznej fazie otwarcia, zanosiło się na życiodajny deszcz – choć nie wątpię, że miłośnikom klimatów Idole, ta kompozycja przypadnie do gustu …
2012
Skład: nuty przyprawowe, bazylia, drzewo sandałowe, paczula, ziele angielskie,
Apetyczne ,rozbudowane i pobudzające wyobraźnię recenzje.Przeprasza tylko ze z jednym się nie zgodzę Piracie.Uważam że moda dotyczy każdego bez wyjątku, kto zakłada na siebie choćby bieliznę ,czy skarpetki i już po tym jaką ma bieliznę i jakie ma skarpetki można o każdym człowieku wiele powiedzieć.Moda dotyczy każdego bo: każdy musi wybrać jaka założy marynarkę, jaką kurtkę,jakie buty,jakie spodnie?Czy te stare sprzed 10 lat czy nowe a jak nowe to jakie i w jakim kolorze? i jakiej firmy czy byle jakiej czy określone.Analizując historię okazuje się tylko że ludzie dzielą się na tych co nadążają za modą szybko lub tych co nadążają wolno lub bardzo wolno.No ale każdy jednak trochę nadąża bo w kontuszu szlacheckim z 18 wieku to chyba Piracie nie chadzasz bynajmniej?;)
By: czarnecki.peter@gmail.com on 20 grudnia 2013
at 23:01
Piotrze, oczywiście, że nie noszę w kontuszu – chadzam za to w todze… 🙂 a tak na poważnie, to nie utożsamiałbym mody z własnym stylem, wizerunkiem i gustami, które go kreują… zakładam to co mi odpowiada krojem i kolorem, pasuje stylistycznie do reszty ubioru, jest wygodne, stonowane, trwałe, czyste, łatwe w utrzymaniu i koniecznie bez metek na widoku… to, że przypadkiem założę coś akurat modnego – wcale nie znaczy, że zrobiłem to z rozmysłem i podążając za najświeższymi kanonami… ja po prostu ignoruję istnienie mody, jej wytycznych i zapewniam Cię, że aby ubrać się poprawnie, wygodnie i przede wszystkim schludnie – potrzeba nie tyleż oblatania w trendach, co odrobinę wyczucia i samokrytyki, co wypada założyć… 🙂
By: pirath on 21 grudnia 2013
at 00:03
No właśnie 🙂 Umiarkowany,stonowany styl to też jest jednak rodzaj mody.Świadczy o świadomym wyborze tego co lubisz i tego w czym się dobrze czujesz.Moda to trudna sztuka wyróżnienia się za pomocą ubioru a jednocześnie pozostania w granicach tolerancji stylu dla płci,wieku,zawodu,statusu społecznego.Jeden ze znajomych mi powiedział-„ubierasz się dobrze,pachniesz drogimi perfumami ale wybacz za szczerość to auto do ciebie nie pasuje”.Co ja na to?A no właśnie to samo-że motoryzacja mnie wcale nie interesuje,bo auto traktuje wyłącznie jako pomoc w transporcie.Znajomy powiedział jednak że zawsze znajdą się ludzie których zapach nie zainteresuje a ocenią mnie tylko przez pryzmat tego czym ja jeżdżę a nie np w jakim garniturze chodzę.Okazuje się jednak że w życiu wszystkie aspekty są ważne,tylko jedni z nas czują zapach inni widzą ubiór i jego aktualność względem mody,niektórzy sprawność fizyczną i nienaganną sylwetkę i pewna grupa aspekt motoryzacyjny a może jeszcze jakość markę tel komórkowego.Myśle że jeśli wystarczy siły,wyobraźni i pieniędzy dobrze by było zadbać o to wszystko razem bo zawsze znajdą się tacy co powiedzą to po co tak ładnie pachniesz jak „one milion” jeśli nie wyglądasz na one milion,albo po co ci te ciuchy jak auto masz słabe itd.A ja zawsze patrze na drogie ekskluzywne auta a potem na kierowce i myślę-po co mu to auto jak on już po 60tce.Priorytety we wszystkich dziedzinach ludzie mają różne,nie wszystko da się mieć,kupić,wypracować ale chyba jednak jak starczy sił i pieniędzy próbować trzeba;) .Ja tam czasem próbuje jak mam dobry dzień;)
By: czarnecki.peter@gmail.com on 21 grudnia 2013
at 22:41
otóż to Piotrze… moda powinna wytyczać trendy w sposób zdecydowany i odważny, ale nie może zapominać o użytkowej stronie noszenia sygnowanej konfekcji i przede wszystkim dobrego smaku, na którego straży powinna stać… istotnym elementem jest też spójność i estetyka – no chyba, że chcesz świadomie ubrać się jak „choinka” aby zwrócić na siebie uwagę… ja nie lubię zwracać na siebie uwagi, unikam ostentacyjnych kolorów, krojów i fasonów… w przypadku perfum bywa z tym różnie – ale podkreślam, że perfumuję się dla siebie, a nie dla otoczenia – na którego opinii po prostu mi nie zależy… a ludzi, którzy oceniają mnie i innych po ubraniu, samochodzie i przykładowo przynależności wyznaniowej – z zasady trzymam od siebie jak najdalej… 🙂
i na koniec małe foto (przykładowe)…
jak mniemam „polski Justin Bieber” ubrany jest modnie?… w moim odczuciu (ale co ja się znam) gość wygląda jak klaun i wstydziłbym się pokazać tak na ulicy… owszem możliwe że to kwestia gustów, ale jeśli tak wygląda współcześnie moda i na takich wzorcach, budowane są gusta innych ludzi – to ja już wolę być niemodny (zwłaszcza gdy spojrzę na stylizacje Tomka Jacykowa)… 🙂
dlatego uważam, że zapachy też powinniśmy dobierać pod siebie indywidualnie – a nie kupować to co się najlepiej sprzedaje, jest aktualnie modne i wciskane przez konsultantki jako „na topie”… 🙂
By: pirath on 23 grudnia 2013
at 00:23
Do Xejroff’ów muszę na spokojnie podejść, choć po wstępnych oględzinach dupy nie urywają. Ale wczoraj jednak, zdecydowanie nie było miejsca dla tych kompozycji 😉
By: narde on 22 grudnia 2013
at 16:29
he he ja z wczoraj niewiele pamiętam… 🙂
By: pirath on 23 grudnia 2013
at 00:23
Dziwne bo poza kawą nic nie piłeś 😀
By: narde on 23 grudnia 2013
at 18:15
poza kawą i podwójnym espresso… a co jeszcze miałem pić skorom zmotoryzowany?… 😉
By: pirath on 24 grudnia 2013
at 00:39
Coś jednak pamiętasz 😉
By: narde on 24 grudnia 2013
at 17:40