Siedziałem sobie smutny i osowiały na kawiarnianym krześle (wciąż pogrążony w żałobie po przedwczesnym odejściu Guerlain), gdy pojawiła się nieco spóźniona koleżanka i postawiła przede mną na stoliku próbkę Bvlgari Man In Black… pogłaskała mnie po głowie i cmoknęła w czółko, mówiąc:
– proszę, to cię postawi na nogi…
i wiecie co, nie żartowała… tym razem Bvlgari naprawdę mnie zaskoczyło, bo choć bukiet tych perfum sam w sobie rewolucją nie jest (jest za to miłą odmianą po nieśmiertelnym wątku marynistycznym), to ich wysublimowana aranżacja, zwiastuje prawdziwy hit tegorocznej jesieni… dyskretny, wykwintny, szlachetny i lekko powściągliwy bukiet, wprawdzie kłania się w pas Tedowi Lapidusowi Black Soul Imperiale, Pradzie Amber Pour Homme Intense, CK Dark Obsession, Burberry London, a nawet Bentley’owi Intense – ale czyni to subtelniej i doprawdy urzekająco… kompozycję cechuje wyrafinowana, acz wysoce stonowana projekcja i pod tym względem zapach przypomina równie powściągliwego i także pławiącego się w delikatnym kadzidle, Diora (teoretycznie Fahfenheit) Absolute… powiem więcej, zapachu tak szykownego i ujmującego swą niewymuszoną lekkością kroju, nie powstydziłaby się żadna szanująca się marka… jeśli czekaliście na bombę, pokroju zeszłorocznego Sir Avebury od Oriflame – to tegoroczna właśnie spadła na ziemię i eksplodowała, z głośnym bvvvvm!…
In Black startuje lekką, kameralną słodyczą, przetykaną wianuszkiem nieco pylistych przypraw i delikatnie zaakcentowanym wątkiem alkoholowym – skąd skojarzenie z przypominający woń ciepłego wiśniowego grzańca, Burberry London… w tle rzeczywiście i to już od pierwszej minut biegu, snują się nad wyraz dyskretnie ujęte kwiaty – dosłownie muśnięte odrobiną imbiru i muszkatu, które przydają nieco mdłej tuberozie ostrości, zaś całości masywności… serce kompozycji sprawia wrażenie odrobinę pudrowego, pylistego i zdecydowanie nie jest to głębia soczysta, jaka cechuje wspomnianego Londona… In Black bliżej do jowialnej, wprawiającej w błogostan, snującej się miękkości z jaką finiszują kaszmirowy CD Dark Obsession oraz kadzidlana Prada i Bentley Intense – zmieszane z aksamitnym Armanim Eau de Nuit… z tym, że irys jest tu zdecydowanie bardziej płowy, cofnięto go na dalszy plan i przyprószono suszonym oraz zmielonym imbirem, muszkatem i szczyptą bobu tonka… a fasoli tonka jest tu dokładnie tyle ile trzeba, by przydał przyprawowemu, raczej suchemu brzmieniu odrobinę ocieplającej słodyczy i głębi – nie terroryzując delikatnego brzmienia, swą nazbyt dobitną i natarczywą artykulacją… idealny constans, pomiędzy przyprawami, szczyptą kwiatów i otulającą, balsamiczną słodyczą, układającą się na podobieństwo kadzidlanego kakao…
Akord schyłkowy jest bardzo delikatny, ciepły i zniewalający intrygującą, subtelną słodyczą, przez którą przebija się delikatny wątek alkoholowo, kakaowo skórzany – zaaranżowany na podobieństwo Frapinowego 1697… na tym etapie zapach dosłownie pławi się w nader hojnie zaserwowanym benzoesie – tworząc niesamowicie przyjemny, lekko balsamiczny i szalenie pieszczotliwy bukiet… po bób tonka i inne „despotyczne” ingrediencje sięgnięto w sposób przemyślany, dzięki czemu nic nie przesłania brzmienia nawet najdelikatniejszych ingrediencji – a wyczuwam tu również paczulę i odrobinę wanilii, które subtelnie dopełniają otulający schyłek… schyłek, który dzięki sporej ilości benzoesu, kakao i odrobiny kłącza irysa, rzeczywiście ociera się o kameralny akcent skórzany, choć klasycznej, „organicznej” skóry próżno tu szukać… jakiś czas temu Sabbath wspominała na swoich wrocławskich warsztatach, że wielu producentów odtwarza i emuluje woń skóry w perfumach – stosując wszelkiej maści mieszanki innych składników, które całkiem zręcznie naśladują zapach organicznej skóry i coś mi się wydaje, że twórca In Black też uciekł się do tego fortelu, z notabene wyśmienitym efektem końcowym… nie da się ukryć, że Bvlgari Men In Black, ma raczej łagodny, kawiarniano ciasteczkowy charakter i naprawdę cieszę się, że jego łagodnego brzmienia nie zmasakrowano przesadną ekspozycją, jakże ostatnio modnego bobu tonka (a mogli pójść po bandzie i zrobić Versace Eros 2.0)…
Pomimo iż schyłek brzmienia In Black jest dyskretny, powściągliwy i kameralny, na pewno nie można go określić mianem nudnego, statecznego i apatycznego… ten zapach ciągle żyje i łagodnie daje o tym znać, niczym bulgocąca na wolnym ogniu zupa – wypuszczając co rusz widowiskowe bąble, przydające brzmieniu odrobinę pobudzającej, przyprawowej jaskrawości… co rusz da się wyczuć tchnienie benzoesu, wanilii, imbiru i muszkatu, których subtelna woń wciąż przenika z ciepłego otwarcia i serca kompozycji, by tchnąć w stygnący bukiet odrobinę życia… pomimo iż to EDP (a może właśnie dlatego) zapach nie jest tytanem trwałości, ale można liczyć na około 6 godzin niesamowicie przyjemnego, dystyngowanego i pociągającego towarzystwa – nim ostatecznie brzmienie zredukuje się do lekko piżmowego, pylistego pogorzeliska, przebąkującego coraz bardziej płowym, ledwie wyczuwalnym, benzoesowo tonkowym „kakao„… gorąco polecam, szczególnie z myślą o nadchodzącej jesieni…
2014
Alberto Morillas
Głowa: rum, przyprawy,
Serce: skóra, tuberoza, irys,
Baza: drzewo gwajakowe, benzoes, fasolka tonka,
Kakao brzmi kusząco, ale tuberoza nieco mnie niepokoi. W każdym razie na pewno przetestuję. Dzięki.
A ta koleżanka to Pola kochana? 🙂
By: Sabbath on 2 września 2014
at 22:05
szczęśliwie obecność tuberozy jest dosłownie symboliczna, irysa zresztą też, ale zapach robi bardzo pozytywne i szalenie ciepłe wrażenie 🙂
he he nie tylko Pola mnie całuje i podtrzymuje na duchu w trudnych chwilach… 🙂
By: pirath on 4 września 2014
at 14:13
no to zamawiam dzisiaj próbeczkę 🙂
By: kapplakk on 3 września 2014
at 15:44
To jest teoretycznie flanker Bvlgari Man. Piracie, dostrzegasz jakieś podobieństwa z Bvlgari Black?
By: Marcin on 3 września 2014
at 16:22
niestety nie znam Bvlgari Black, choć Bvlgari Men bardzo lubię…
By: pirath on 4 września 2014
at 14:14
Ja chyba w końcu kupię w ciemno Bvlgari Black. PS wiesz, że Midnight in Paris jest wycofany? Czytałem gdzieś na fragrantice albo na basenotes…
By: Marcin on 4 września 2014
at 23:02
Marcinie, cóż za cudowną wiadomość mi przyniosłeś! 🙂 poważnie? jakoś nie będę płakał za tym bezpłciowym gniotem… skoro się nie sprzedawał, to widać coś było na rzeczy, bo nierentownych perfum się nie trzyma w ofercie… może następnym razem zaprezentują coś z jajami i sprzedaż wypadnie lepiej?…
By: pirath on 7 września 2014
at 22:34
Nie do końca mi podpasował ten zapach, po słodkim otwarciu przechodzi na mojej skórze w bardzo wytrawne nuty i to mi w ogóle nie pasuje. To trochę tak jakby najeść się lodów z owocami popijając słodziutkie, deserowe wino a później zagryźć to wszystko gorzką czekoladą i zapić wytrawnym szampanem. Można, ale ja nie chcę 🙂 Jutro będzie drugie podejście
By: kapplakk on 9 września 2014
at 09:40
a więc Twoja skóra ma tendencję do znacznego wyostrzania nut schyłkowych i podbijania ich wyrazistości – stąd takie właśnie odczucia, zupełnie różne od moich własnych…
By: pirath on 9 września 2014
at 10:48
Pierwowzór bardzo sobie cenię, dodatkowo Black w nazwie, twoja pozytywna ocena i nie muszę się zastanawiać w co nałożyć do testów jako pierwsze 😉
Kakao w L’Instant oraz tutaj to zapewne dobra opcja na Jesień 🙂
By: narde on 11 września 2014
at 15:47
coś czuję, że nowe Bvlgari Ci się spodoba…
By: pirath on 14 września 2014
at 08:57
Piracie, Midnight in Paris to nie jest bezpłciowy gniot!! Takowym można za to nazwać najnowszy zapach Chanel (Bleu EDP)
By: Marcin on 13 września 2014
at 19:23
akurat tu się z Tobą zgodzę, zarówno Midnight i Chanel Bleu to bezpłciowy gniot… 😉
By: pirath on 14 września 2014
at 09:10
No a ja się z Tobą nie zgodzę 😉 Bleu w najnowszej odsłonie to bezpłciowy gniot, ale Midnight to świetne i bardzo (jak widać) niedoceniane perfumy. PS a Bvlgari Black masz zamiar poznać?
By: Marcin on 14 września 2014
at 10:41
nie oczekuję, że się ze mną zgodzisz, po prostu wyrażam własną opinię… owszem, już rozpuściłem wici wśród znajomych w poszukiwaniu flakonu z Black…
By: pirath on 15 września 2014
at 15:42
Pirath a Bvlgari Man polecasz ? Zastanawiam się między nim a Burberry London (na jesień-zimę). Ponieważ jednak nie znam Bvlgari Man a Burberry London mi się bardzo podoba to przychylam się w kierunku Londyńczyka.
By: Daniel on 24 września 2014
at 15:48
owszem, nie miałem okazji go jeszcze opisać (brak próbki), ale to przepiękne i godne polecenia perfumy… London jest tym wyrazistszym i mi również bardziej odpowiada, ale ludzi używających Londona jest w Polsce ze 6 milionów… 🙂
By: pirath on 24 września 2014
at 19:51
Dziś jeszcze wpadł na nadgarstek Ungaro III i… cholera nie mam kasy, żeby kupić wszystkie trzy 🙂
By: Daniel on 24 września 2014
at 19:56
sprzedaj nerkę… 🙂
By: pirath on 24 września 2014
at 19:59
Taak… Myślę, że nerka teściowej jest jeszcze w dobrym stanie… 🙂
By: Daniel on 24 września 2014
at 20:02
bylebyś zostawił jej przynajmniej dwa zęby… jeden do otwierania Ci piwa, a drugi żeby ją bolał… 🙂
By: pirath on 26 września 2014
at 19:19
Będę miał niedlugo 1 ml. próbkę Bvlgari Man, chętnie prześlę ją Tobie, żebyś mógł wynagrodzić nas, jak zwykle wspaniałą recką
By: Daniel on 24 września 2014
at 20:54
dziękuje, ale nie kłopocz się, już rozpuściłem wici i próbka w drodze… 🙂
By: pirath on 26 września 2014
at 19:20
Dzień dobry,
to mój pierwszy post na arcyciekawej Perfumomanii 🙂
Miło mi czytać o zapachu na który mam straszną chrapkę, już kilka razy uszczęśliwiałem siebie, moją skórę i nos w perfumerii stacjonarnej. Mam nadzieję, że pojawi się również w poczciwych perfumeriach internetowych.
Zapach boski !
By: Andre250 on 4 października 2014
at 20:59
Witaj, miło mi Cię gościć w mych skromnych progach… 🙂 owszem MIB jest śliczny, bardzo ciepły i przyjazny, wprost idealny na jesień…
By: pirath on 6 października 2014
at 15:40
Zapach wybitny!
By: Sartre on 20 listopada 2017
at 22:44