Znacie moją słabość do Deklaracji – Elleny z 1998 roku… przepiękna męska kompozycja… pełna temperamentu, ostra i nie pozostawiająca złudzeń, że powstała z myślą o mężczyźnie… Mam na myśli mężczyznę… takiego, który goli się od lat – a nie „hoduje” na swej brodzie pierwsze poskręcane kępy koziego włosia…
Dlatego byłem niezmiernie ciekaw, jak pachnie odświeżona Deklaracja Essence z 2001 roku… i kolejny raz dzięki uprzejmości kolegi 1kemoT’a, mam przyjemność obcować z sequelem genialnego Declaration… czy okaże się godną nazwy własnej i nazwiska autora wariacją? W tym wypadku po kilkudniowych testach mogę śmiało powiedzieć (choć łatwo nie było), że TAK!
Ellena stanął na wysokości zadania i po pierwsze – udało mu się zapachu nie zepsuć (co w przypadku olfaktorycznego bóstwa, jest zresztą niemożliwe 😉 ), a po drugie – udało mu się wycisnąć z Essence ostatnie soki… i to dosłownie…
Pierwszy niuch stawia na baczność…. jest wyraźnie inaczej… głębiej… trochę się przeraziłem tej obcej, ziołowej i gorzkiej wytrawności… w pierwszym momencie stawiałem na oleisty majeranek, tudzież inne zioło (bazylia) nadające zapachowi tej nieco przytłaczającej, duszącej momentami barwy…
Dopiero później dotarła do mnie myśl, że przecież to Ellena… mistrz minimalizmu i niedościgniony w zwodzeniu nosa geniusz!… konsternacja i emocje opadły…
Wspomniałem wcześniej o wyciskaniu z Essence ostatnich soków…
Jeśli wyciskacie sok z cytrusów do ostatniej kropli, to często da sie wyczuć charakterystyczną, gorzkawą i oleistą woń olejku z jego skórki… I taki jest początek i serce kompozycji… przesycony intensywną, gorzką nutą cytrusowego olejku… Ingrediencja ta jest na tyle silna, by niemal zdominować zapach i nadaje mu innego, niż znany z klasyka przebiegu… Jest wytrawniej, ciężej, nieco ziołowo na pierwszy niuch… a całości dopełnia dobrze znana barwa deklaracji…
He he, ale ziół tu nie ma… to nuta wytrawno różanego geranium przebijająca się z serca i mieszająca się z kardamonem i akordami cytrusowymi… niech no teraz któryś heretyk otworzy swe bluźniercze usta i śmie zbrukać geniusz Ellenowego blotera!… ja nie czuję się godny, by go choćby powąchać 🙂
Niejednoznaczność, zwodnicza konstrukcja i przewrotność – to właśnie oręż Mistrza Elleny… na kolana niegodni!
Zabieg, który poczynił Władca Bloterów, polega na wzbogaceniu klasycznej deklaracji gorzkimi olejkami cytrusów, słodyczą lawendy i sążnistym geranium… Kompozycja zachowała swój styl i nadal pachnie klasyczną Deklaracją, ale wyśrubowano i podkręcono ją tak – by sprawiała wrażenie skoncentrowanej esencji pierwowzoru…
niniejsza starożytna rycina (zero fotoszopa) przedstawia Ellenę
zasiadającego na tronie Olimpu 8)
Zabieg udał się wybornie… Jeśli komuś intensywna, „tradycyjna” barwa Declaration nie wystarcza i poszukuje silniejszych wrażeń, to Essence jest odpowiedzią na jego modlitwy (Ellena dba o swe owieczki 😉 )…
Początkowe akordy wzmocniono gorzkawymi olejkami cytrusowymi, środek różanym geranium i słodką lawendą (nieco burzącą przez moment porządek środka – poprzez gwałtowne zderzenie gorzkiej wytrawności z przesłodzoną lawendą) i morzem wetivery, bodziszka i sandałowca w akordzie bazowym…
IMO tuning pierwowzoru wyszedł znakomicie i bez szkody dla kompozycji… Choć przyznam, że na początku przygody z Essence, miałem nie lada zagwozdkę jak ją ugryźć… Z zapachem trzeba się po prostu oswoić – a szczególnie z goryczą z otwarcia i lawendą z serca…
Serce Deklaracji wciąż mocno bije w Essence… mocniejsze i bardziej wyżyłowane… zachowało swój koloryt, a nawet zostało wzbogacone o nowe szlachetniejsze i głębsze ujęcie… Nie chcę popełnić świętokradztwa, by nie zostać trafionym piorunem w d… – przez zasiadającego na „olfaktorycznym Olimpie” Ellenę, ale w tym przypadku zapach przebił kunsztem swój pierwowzór… przyznacie, że to niezwykła rzadkość w świecie zapachów?
Gorąca zawiesistość i niesamowicie silna projekcja pozwala na stosowanie Essence nawet, czy może zwłaszcza wieczorową porą… Klasyczny flakon znany z pierwowzoru, ujęto w nieco innej szacie kolorystycznej… u spodu sprawia wrażenie tworzącej się wewnątrz zawiesiny, która wytrąciła się z kompozycji i opadła na dno flakonu… czyżby przed użyciem trzeba było wstrząsnąć? nie trzeba… zapach wstrząśnie Wami wystarczająco 🙂
Głowa: cytryna, gorzka pomarańcza, limonka, kardamon
Serce: lawenda, geranium, herbata, bodziszek
Baza: ambra, wetiwer, piżmo, drzewo sandałowe
Ależ chciałbym powąchać 🙂 Klasyczna Deklaracja to jeden z moich ulubionych zapachów.
By: Bendigo Vel Palo on 29 sierpnia 2011
at 15:01
oj jest co wąchać… essence jest tego warta… chociaż i tak wolę klasyka… dla mnie jego moc i barwa jest wypośrodkowana idealnie… essence jest deczko zbyt intensywny…
to trudny zapach i trzeba się z nim oswoić, bo z pierwszym niuchem sam chciałem go przekreślić…
By: pirath on 29 sierpnia 2011
at 17:13
haha, pirath, jaki ellena, leże ; >
By: dandys on 3 września 2011
at 14:09
no toć Ellena jak żywy… zero retuszu 😈
By: pirath on 3 września 2011
at 15:01
Lubię oba, a wciąż nie mam żadnego. Fajny tekst.
By: Paweł on 14 listopada 2011
at 22:10
dziękówa 😉
mam klasyczna deklarację i wersję cologne… na lato wręcz idealna…
By: pirath on 14 listopada 2011
at 22:28
Napaliłem sie 🙂
By: Rafał on 15 listopada 2013
at 01:40
absolutnie się nie dziwię, to ciekawy zapach na tę porę roku, przynajmniej nie będzie przytłaczał swym wylewnym, mocnym bukietem… 😉
By: pirath on 16 listopada 2013
at 13:19
A czy nie przypomina on , przynajmniej na początku, CK One ? Czy tylko mi sie tak kojarzy ?
By: kris on 28 listopada 2013
at 16:58
niestety nie jestem w stanie Ci odpowiedzieć na to pytanie, bo CK One (tego najpierwszego) nie dane mi było jeszcze wnikliwie poznać… 🙂
By: pirath on 28 listopada 2013
at 21:00
Dla mnie Essence to Deklaracja w wersji light. Tu także czuję ten klasyczny przyprawowy sznyt(kombo kminkowo-kardamonowe), tyle że słabiej. Na mnie oba pachną tak samo, tylko że po prostu klasyk jest mocniejszy i trwalszy. Essence jest dobrą opcją jako zamiennik dla Declaration na lato, choć i tego ostatniego można używać w ciepłe/gorące dni.
By: Marcin on 1 kwietnia 2014
at 18:38
uwielbiam klasyczne Declaration, ale Essence jakoś mi nie leży… w moim odczuciu zbyt zaciąga majerankiem i gęstą zieleniną, a zapach prezentuje się zbyt wytrawnie i wylewnie…
By: pirath on 3 kwietnia 2014
at 22:28
No cóż, bywa i tak. Ja uwielbiam różę w perfumach, ale z kolei d’Un Soir mi nie leży…
By: Marcin on 4 kwietnia 2014
at 19:08
bo tam jest jej bardzo mało, aby przypadkiem nie zaburzyć „męskiego zacięcia” bukietu…
By: pirath on 6 kwietnia 2014
at 12:47
W ogóle on jest jakiś taki mało „Deklaracyjny”…
By: Marcin on 6 kwietnia 2014
at 13:31
zupełnie jakby główny nurt kompozycji schowano za majerankiem 🙂
By: pirath on 8 kwietnia 2014
at 21:17
Ja też lubię oba (klasyka i Essence), a wciąż nie mam żadnego 😛
By: Marcin on 7 kwietnia 2014
at 18:53
spoko, szewc też boso chodzi 🙂
By: pirath on 8 kwietnia 2014
at 21:19
Ach, i chciałbym dodać, że sam miałem wątpliwości, kto stoi za tą wersją… Długo myślałem, że jest to Mathilde Laurent, ale jednak nie… Wychodzi na to, że Essence pozostaje nietkniętym dziełem Elleny(nie wiem, kto skomponował Soir i Cologne)…
A tak z trochę innej beczki… Widziałeś news o Declaration L’Eau? 🙂
By: Marcin on 7 kwietnia 2014
at 19:27
Cologne namieszała Laurent i nie, nie słyszałem newsa o L’Eau? coś ciekawego mi umknęło?
By: pirath on 8 kwietnia 2014
at 21:23
Najwyraźniej 🙂
http://www.fragrantica.com/perfume/Cartier/Declaration-L-Eau-24711.html
Tylko, że wielką tajemnicą, jak na razie są np. nuty…. I perfumiarz zresztą też…
By: Marcin on 8 kwietnia 2014
at 21:58
wodne Declaration? koniec świata jest nieuchronny… 🙂
By: pirath on 8 kwietnia 2014
at 22:00
No cóż 😀 Ja wciąż się zastanawiam, czy zakupić klasyka, czy Essence. Najpierw wszystko przemawiało za zwykłą Deklaracją, ale Esencja ostatnio u mnie plusuje… Niewykluczone, że mnie przekona do siebie 🙂
By: Marcin on 9 kwietnia 2014
at 20:30
ja mam dwie setki Deklaracji w starej wersji i na tym planuję poprzestać…
By: pirath on 14 kwietnia 2014
at 16:37
Piracie, pisząc „mało deklaracyjny” miałem na myśli d’Un Soir, a nie Essence. Essence, mimo wszystko, to dla mnie Deklaracja, tyle tylko że troszkę odchudzona. I nie czuję w niej majeranku 🙂 Czuję kminek, tak samo jak w pierwowzorze.
By: Marcin on 10 kwietnia 2014
at 00:10
oba są mało deklaracyjne, ale z tej dwójki i tak wybrałbym Dun Soir, bo jest mniej przytłaczający i bardziej uniwersalny… despotycznych pachnideł mam aż nadto w kolekcji 😉
By: pirath on 14 kwietnia 2014
at 16:39
No właśnie dla mnie Essence jest deklaracyjne 🙂 Mógłby się spokojnie nazywać Declaration Light. Za Soir z kolei nie przepadam, wolę inne pachnidła z różą… Np. Voyage lub klasykę – Gentleman’a i oczywiście Egoiste 😉
By: Marcin on 14 kwietnia 2014
at 17:59
a ja przeciwnie, odbieram Essence jako bardziej esencjonalną, aż do przesady odsłonę i tak już mocnej Deklaracji i na niej poprzestanę…
By: pirath on 17 kwietnia 2014
at 14:46