Napisane przez: pirath | 6 sierpnia 2013

Bentley – Bentley for Men, czyli dyskretny urok brytyjskiej elegancji…


Mający tego roku premierę Bentley jest szykowny, taktowny i elegancki… nieco powściągliwy, by nie powiedzieć skostniały niczym brytyjska arystokracja – jednak pomimo tych licznych przymiotów ideału, czegoś mu brakuje… zdecydowania?, ekstra polotu?, czegoś rdzennego i ponadczasowego? jakiegoś dystyngowanego smaczku, odrobiny szaleństwa i ekstrawagancji w postaci obluzowanego krawatu i zmierzwionej grzywki… a może szofer powinien założyć swą czapkę daszkiem do tyłu?… jaki jest Bentley każdy widzi… piękny, wysmakowany flakon, nawiązujący swą wyszukaną formą do eleganckich, statecznych i luksusowych samochodów, których rodowód w prostej linii wywodzi się od elitarnych brytyjskich limuzyn… ale Bentley for Men bynajmniej ultra konserwatywną wonią nie jest, podobnież szczytem wyrafinowania i zdecydowanym hołdem dla nowoczesnego minimalizmu… to raczej dyskretny ukłon w stronę dawnych czasów, równoważony wyważonym duchem współczesności… prawdopodobnie chodziło o próbę pogodzenia tradycji z nowoczesnością, od której marka nie chce uciec – ale wymusza się na niej liczne kompromisy… jeśli o to chodziło, to odnoszę wrażenie iż kompozycja ta, choć piękna – stanęła się na rozdrożu, gdyż jej nawigacja straciła zasięg…

1953 Bentley 4loto wspaniały, rdzennie brytyjski Bentley 4L z 1953 roku…

Bentley Mulsannenajnowszy, bardzo elegancki Bentley Mulsanne…

Miły zapach poprzedza gustowny flakon, ale miła dla oka flaszka to jeszcze nie wszystko… największy wpływ na kształt tych perfum miał sam Bentley, a nie da się nie zauważyć, że marka ostatnio ewoluuje (szczególnie od czasów gdy przejął ją Volkswagen), zmienia się, podąża za trendami i ekstrawaganckimi oczekiwaniami złaknionych luksusu klientów… to już nie tylko poważne limuzyny dla lordów i pomniejszych książąt (Prince od Wales wciąż wozi kuper Rolls’em) ale prawdziwe wyścigówki, robiące setkę poniżej 4 sekund – ukierunkowane pod schlebianie gustom rosyjskich oligarchów i nowych elit, które szczególnie sobie Bentleya upodobały… chcesz rzucić furę 2 cm nad glebę? kubełkowe fotele Sparco i 20″ chromowane rimmsy od OZ?… telewizorki w zagłówkach, PS3 i 5 kilowatowe Car Audio to też nie problem ziomuś… pozłacana, malowana w moro, albo różowa karoseria? żaden problem! – wysyp się tylko z ekstra hajsu, zrobim pimp my Bentley i jeszcze tego sezonu będziesz się woził po Saint Tropez w nowej bryczce… optymizmem również nie napawa rzucenie brandu w segment SUV’ów, co ewidentnie zalatuje ekspansywnym marketingiem VW, próbującego zaistnieć w każdej niszy na rynku… z napięciem oczekuję odpowiedzi BMW w postaci hot hatcha i terenowego Rollsa… 😀

Bentley Continental Supersportspimp my Bentley beybe! (a w tle muzyczka z Szybkich i Wściekłych)…

Bentley SUVpiekło zamarzło, jest i SUV od Bentleya…

ale ja nie o autach chciałem…

Nie powiem, jest całkiem sympatycznie, elegancko i poprawnie – zapach ma swój indywidualny styl i udało się Bentleyowi (podobnie jak Bugatti) uniknąć obciachu i massmarketowej tandety, w którą popadły (że wymienię jedynie twory znane mi osobiście) Mercedes Benz, Lamborghini, Ferrari, Hummer, Porsche i Ducati… przyznam, że po Bentleyu oczekiwałem nie tyleż śmiałego puszczenia wodzy fantazji – co głębi i z finezją oraz przepychem zaserwowanej klasyki… po części już ją odnalazłem, ale mniemam iż więcej znajdę dopiero w wersji Intense… stylistycznie nowy Bentley przypomina dyskretnego przyprawowca z delikatną nutką wyrafinowanego orientu… zapach miarowo pomrukuje na skórze, niczym pracujące na wolnym biegu, potężne 6 litrowe, przeszło 600 konne W12… brzmi to trochę jak Dirty English zmieszany z Carbone, Tumulte i Lubionwym Idolem – a wszystko zestrojone do roli cichego i dyskretnego drzewno skórzanego casualowca o szlachetnym rodowodzie, majestatycznie sunącego lewą stroną szosy…

Bentley for Men EdT

Kurcze coraz bardziej mi się ten Bentley podoba… zaaranżowano go ze szczególnym smakiem i finezją… stosunkowo lekki bukiet wybrzmiewa z gracją i urokliwie… no klimaty Dirty English i Straight to Heaven Kiliana jak w mordę strzelił… niby przyprawowy i męski, a jednak delikatny, grzeczny, taktowny i szarmancki jak angielski gentlemen… zapach gości na skórze dobre kilkadziesiąt minut, wytrawność liścia laurowego gdzieś się zgubiła, ale wciąż czuję delikatną rześką soczystość bergamoty, jakby żywcem wyjęty z któregoś z niszowych Frapinów rum, a dopełnia je bogaty, stateczny a zarazem bardzo męski akord przyprawowy z cynamonem, muszkatem i szlachetnymi nutami drzewnymi wyciętymi wprost z Beckhamowego Homme… całości dopełnia lekki dotyk skóry i benzoesu… w akordzie bazowym czekała też na mnie inna niespodzianka… znajomy, lakoniczny acz zauważalny niuans, wybrzmiewający znajomą oleistą nutą… a więc jest tu też ISO E Super, co niespecjalnie mnie dziwi – gdyż nic lepiej nie buduje wysmakowanego finiszu ekskluzywnych perfum, niż ambra, delikatne żywice i ISO E

brawo Pani Lorson

Bentley for Men

reasumując: jest wprawdzie nieco asekuracyjny i choć brak mu zdecydowanego akcentu optującego za jedną z opcji, które w nowym Bentleyu zawarto – jest naprawdę urodziwy i zgrabny… wciąż elegancki, taktowny i wstrzemięźliwy jak na rdzennego brytyjskiego arystokratę przystało… nosi się go dobrze i przyjemnie, niczym szyty na miarę frak, prezentuje i zachowuje się wprost wybornie, a swymi iście Windsorskimi manierami i finezją bukietu, mógłby z powodzeniem obdzielić kilku innych gentlemanów… subtelnie przyprawowo drzewny, obdarzony umiarkowaną projekcją i dobrą trwałością – uświetni każdą okazję od herbatki u królowej, aż po partyjkę blackjacka w Monakijskim kasynie… za te pieniądze ciężko o bardziej wysmakowany, niemal niszowy charakter…

przypomina mi: klimatem, delikatnością i wyrafinowaniem bukietu przypomina mi Dirty English, Straight to Heaven, Tumulte i Idole LubinBentley - Bentley for Men EdT

Głowa: czarny pieprz, bergamotka, liść laurowy,
Serce: szałwia muszkatołowa, cynamon, rum, nuty drzewne,
Baza: skóra, benzoes, cedr, paczula,


Odpowiedzi

  1. Jeżeli jest choć trochę podobny do Straight to Heaven to już mi się podoba, miałem przyjemność powozić swoje 4 litery Continentalem, oj fajnie. Bardzo fajnie.

  2. jest zbliżony, choć StH jest bardziej złożone i wielowątkowe… ale Bentley ma w sobie coś przypominającego suszone owoce, labdanum i słodkie, delikatne żywice, które kojarzą mi się właśnie z cudownym bukietem Killiana…

    ja z kolei dość długo woziłem się prawie 12 metrowym, kosztującym ponad 2 miliony Mercedesem z szoferem… cóż za komfort, szczególnie zawieszenia, wóz dosłownie przepływał przez dziury… miał 16 głośnikowy system nagłośnienia, pełnowymiarową plazmę i hydro pneumatycznie regulowany prześwit… prawdziwe cudo… ale potem zmienili rozkład jazdy autobusów i postanowiłem dojeżdżać do pracy własnym samochodem… 😀

    a tak na poważnie, to miałem kiedyś przyjemność przejechać a raczej przelecieć trasę Opole – Wrocław Mercedesem S65AMG… piękna maszyna, przyśpieszenie i dynamika wyprzedzania miażdżąca, a komfort taki, że mógłbym w im zamieszkać… 🙂

  3. Za to Cię lubię ;-),

  4. Ten Bentley kompozycyjnie jest zwyczajnie przeciętny do bólu. Wersja Intense także. Za to ma fajny flakon 🙂

  5. Wersja „Intense” podoba mi się ciut bardziej 😉

  6. Nie przepadam za rumem, mimo to ten ujęty w Idole mi sie podoba w połączeniu z żywicznym rodowodem.
    I znów zapach który ostatnio dosłownie mnie prześladuje czyli DirtyEnglish…
    StH pięknie wspominam… Mam chęć poznać Bentley’a choć nie ukrywam że bardziej wersje Intense. Ale jak na razie mam tyle zapachów w planie że nie wyrobie finansowo, niestety i nawet DE muszę opuścić.. 😦 😉

  7. rexie – z wzajemnością 😉

    RoQ – wersja Intense to prawdziwa katastrofa drogowa…

    Gryxie – a mi przeciwnie, wypada strasznie płasko i niemrawo w zestawieniu z edycją toaletową…

    narde – nie ma tu klasycznego rumu (w tradycyjnym rozumieniu dla mnie rum śmierdzi), ale wyrafinowany akord alkoholowy (stary trunek)… mnie Intense sromotnie rozczarował… DE pojawia się czasem w sieci i nie kosztuje dużo…


Dodaj komentarz

Kategorie