Napisane przez: pirath | 22 Maj 2014

Montale – Blue Amber, czyli ambra w pięciu smakach…


To ci dopiero fart (nie pierd)… z pośród dwóch milionów zapachów, które ma w swej imponującej ofercie Montale, około milion dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset osiemdziesiąt dwa – to kompozycje oudowe… więc wyobraźcie sobie moją minę, gdy metodą „na chybił trafił„, wyłuszczyłem ze skrzyneczki z próbkami fiolkę z Blue Amber… to jak wygrana na loterii, nieprawdopodobne zrządzenie losu i coś o czym chce się opowiadać wnukom, najlepiej nie swoim… a w dodatku jest to nieziemsko przyjemne zrządzenie losu – a już myślałem, że tendencyjne i koniunkturalne Montale, niczym przyjemniejszym już mnie nie zaskoczy… to nie błąd, celowo napisałem przyjemniejszym, zamiast nowym – bo inwencji i świeżości, próżno się w tych diabelnie przyjemnych perfumach doszukiwać…

Montale - Blue Amber

Montale Blue Amber to wspaniały przykład niszowego oldskulu, usadowiony w szczodrej pod względem treści stylistyce Lutensa i Parfum d’Empire (i nie same marki mam tu na myśli)… jest niczym chińska wieprzowina w pięciu smakach (oby nie jakiś słodki kundelek) – albowiem Montale zaserwowało tu ambrę dopełnioną aż pięcioma wyrazistymi akcentami, które nie sposób zignorować… przeplatając się wzajemnie, a chwilami nawet przekrzykując – tworzą niesamowitą, dobitną, porywającą i niebanalną mieszankę wszelkiej maści najszlachetniejszych wspaniałości… bez nich te perfumy nie byłyby niczym szczególnym, ot kolejne ambrowe smuty – ale dzięki nim ten zapach żyje i przepięknie rozkwita na skórze… nie odbieram też tych perfum jako niebieskie – są niczym płynny, złocisty miód

miód

Całość pachnie tak zmysłowo, upojnie, otulająco, pieszczotliwie i uwodzicielsko, z wyraźnie zaakcentowanym w pierwszych taktach, orientalnym zacięciem – iż za noszącym go mężczyźnie lub kobiecie,  automatycznie zacznie tworzyć się ich prywatny harem… ale przede wszystkim to jedna z najpiękniejszych, najbardziej obfitych, słodkich i dorodnych ambr, z jaką miałem dotąd przyjemność – po prostu poezja dla zmysłów… bujne otwarcie rozkwita misterną, głęboką, waniliowo cynamonową słodyczą – nieznacznie jedynie liźniętą dodatkiem symbolicznych cytrusów… następnie przez bukiet przewala się i prześlizguje szereg naprawdę apetycznych, czasem wręcz kulinarnych akcentów – miotających bukietem we wszystkie strony i gatunki olfaktoryczne…

krople miodu

smaczek ambrowy – dominujący, czego jak najbardziej należy się spodziewać po perfumach z ambrą w nazwie… piękna, bujna, niemiłosiernie krągła i zniewalająca ambra – ściele się grubym kobiercem, szczelnie wypełniając obszerne, sute ramy kompozycji… nic tylko wąchać, wchłaniać i napawać się jej dorodnością i obfitością…

smaczek tytoniowy  – przez chwilę daje się tu wyczuć nieco samcze klimaty tytoniowe… wprawdzie nie są tak jednoznaczne i chropowate jak u Toma Forda (Tobacco Vanille), ani Cartiera (Santos), ale nuta tytoniowa pięknie zrównoważyła bukiet, wymykający się w stronę rozwiązłej nieco owocowej słodyczy, rodem tej z Aziyade

smaczek skórzany – reprezentuje niuans ocierający się o słodką, licowaną, miękką skórkę pławiącą się w niemalże miodowej słodyczy i jakże podobnej do tej z Cuir Ottoman i Alien Les Parfums de Cuir od Muglera… w prawdzie to tylko subtelny detal, którego obecność w tle obfitego bukietu kompozycji może równie dobre być złudzeniem, fatamorganą – ale naprawdę odnoszę wrażenie, ze czuje tu dyskretną, ciepłą skórę

smaczek koniakowy – kto choć raz zakosztował wysublimowanego, specyficznie rozgrzewającego ciepła, jakim emanują alkoholowe kompozycje Frapinów – w lot pojmie, co mam na myśli… subtelne, wyrafinowane tchnienie szlachetnego trunku, który dojrzewał – leżakując w drewnianych beczkach przez dziesięciolecia… bogata w akcenty owocowe i lekko przydymiona woń, wkrada się w brzmienie także i tych perfum…

smaczek paczulowy – a konkretnie kawowo czekoladowo paczulowy, głęboki, obły i kompletnie wyzbyty częstej w przypadku paczuli agresji i epatowania zatęchłą, zapleśniałą piwniczką… tu paczula jest krągła, głęboka, uwodzicielska, miękka, słodka i zmysłowa – niczym kobiecy głos z nawigacji samochodowej… pięknie ściele się, wypełniając sobą dolne partie kompozycji, cudowne wręcz uzupełniając się i łącząc z równie przysadzistą ambrą

A teraz dodajcie sobie te wszystkie pięć akcentów i spróbujcie sobie wyobrazić jak spektakularnie i zarazem donośnie pachnie to razem… Blue Amber to prawdziwa orgia dla zmysłów… w dodatku bardzo solidnie namieszana orgia (zupełnie jak te, za ostatnich dni Kaliguli), a trwałość tych perfum jest wręcz przerażająca… pomimo kąpieli, zmywania garów i wielokrotnego mycia dłoni – zapach utrzymał się na wierzchu dłoni ponad dobę!… tytaniczna trwałość, nienaganna projekcja i bogaty w rozliczne akcenty oraz kunsztowne detale bukiet – przypadnie do gustu miłośnikom Tobacco Vanille Toma Forda i Frapin 1270 oraz Obsession Men Calvina Kleina i Guerlain L’Instant Extreme… wprawdzie wspomniane tytoniowo skórzano koniakowe konotacje (których nie ujęto w oficjalnym wykazie nut)  są prawdopodobnie jedynie złudzeniem, wynikającym z niesamowicie zmysłowego połączenie ambry z paczulą oraz obfitej artykulacji bukietu – ale nie od dziś podkreślam, że wykaz nut do niczego twórcy perfum nie obliguje, podobnie jak polityków ich postulaty wyborcze…

lejący miód

Nie bez powodu wspominam o szlachetnej nucie alkoholowej – tej samej co we wspomnianym Frapin 1270 i 1697 oraz Courvoisier L’edition Imperiale i będę się upierał, że coś jest na rzeczy… jest tu też coś powłóczyście skórzanego, ale nie na tę swoistą, ewidentnie animalną modłę – lecz jest to skóra obła, miękka, jakby nasączona olejkiem lub alkoholem, niczym nasączony ponczem, czekoladowy biszkopt… zresztą zapach przypomina mi pod tym względem moje ukochane (i niestety damskie) Le Baiser Du Dragon od Cartiera i coś mi mówi, że miłośnicy Alien Les Parfums de Cuir od Thierrego Muglera, potwierdzą podobieństwo brzmienia obu kompozycji… Blue Amber to uwodzicielski, głęboki, słodki, otulający zapach, którego ambra wybornie stapia się ze skórą… no i ta przepiękna, głęboka, kawiarniana, lekko czekoladowa paczula, uraduje miłośników jej obfitego, post Muglerowego ujęcia…

łyżka miodu

reasumując: Blue Amber prezentuje się bardzo niszowo, słodko i upojnie – stylistycznie przypominając dosadne i odrobinę przytłaczające (zwłaszcza w nadmiarze) kompozycje Lutensa i przede wszystkim Parfum d’Empire, autorstwa Marca Antonio Corchiciato… przepięknie zaserwowane perfumy i pomimo ich głębi oraz obfitości bukietu – wcale nie są ociężałe, nosi się je lekko i bez wrażenia, że zapadają się pod nami płyty chodnikowe… zapach swym klimatem i wykończeniem przypomina, a wręcz bezpośrednio nawiązuje do Ambre Sultan Lutensa i Ambre Russe Parfum d’Empire oraz Patchouli od Profumum Roma – stąd ten przytyk na wstępie, o wybitnym braku inwencji i świeżości… ale szczerze?, Blue Amber pachnie tak cudnie i zmysłowo – iż mam gdzieś, że Montale kolejny raz wzorowało się na innych (Red Vetiver aka Terre Hermesa) … paradoksalnie w efekcie ubocznym ich odgapiostwa – udało im się wcisnąć w jedną flaszkę nawiązania, do kilku różnych i swoją drogą przepięknych kompozycji…Montale - Blue Amber EdP

2006

Pierre Montale

Skład: bergamotka, geranium, paczula, wetyweria, kolendra, ambra, wanilia i pierdylion niewymienionych…


Odpowiedzi

  1. jeśli ten zapach jest choć w połowie tak dobry jak go opisałeś, to zdecydowanie muszę go poznać. do tej pory jakoś z zapachami montale nie było mi po drodze, ale widzę, że czas to zmienić.

    • gorąco polecam, nie będziesz zawiedziona, pozdrawiam 🙂

  2. Ambry wszelakie uwielbiam. Montale skutecznie obserwuję i poznaję. Mimo, rzeczywiście podobieństw do innych istniejących już kompozycji (Co mnie nie uwiera) bardzo lubię za to ‚coś’ a może nawet za oudy (?)… których i tak poznałem na razie garstkę.

    Dotychczas to Ambre Orient od Armaniego wydawało mi się bardzo upojna, esencjonalna i słodka. Choć nie była w stanie zagrozić ukochanej Amber Absolute. Teraz widzę po tak konkretnej recenzji że pora się zainteresować tą Niebieską. Dziwne bo właśnie za sprawą tego ”Blue” w nazwie dotychczas miałem opór by sięgnąć po tą kompozycję. A miód uwielbiam ! 🙂

    • ni mnie właśnie to odgapiostwo i powielanie w nieskończoność pewnych wątków mierzi – ale bez wątpienia mają w swoich zasobach kilka zacnych kompozycji…


Dodaj komentarz

Kategorie