Zastanawialiście się kiedyś jak upierdliwe i niewygodne byłoby używanie perfum (i nie tylko), gdyby Thomas De Vilbiss nie wynalazł w XIX wieku atomizera? Oczywiście koncept Vilbissa opiera się na tzw. efekcie Venturiego, który opracował włoski fizyk Giovanni Battista Venturi, jeszcze w XVIII wieku. Gdyby nie on, pewnie do dziś na półkach królowałyby flakony w wersji splash (chlapane wprost z butelki, jak niektóre wody kolońskie), słynące głównie z marnotrawstwa i szybkiego psucia się perfum, przechowywanych w tej wersji flakonu. A Wy drogie Panie, zamiast rozpylić prosto w oczy napastnika gaz pieprzowy – prawdopodobnie musiałybyście rzucić w niego butelką lub spróbować go nią ogłuszyć… 🙂
No cóż atomizery np. Diora, to taki Rolls Royce i żywa legenda wśród atomizerów. Czasem mam wrażenie, że atomizer w moim Diorze Eau Sauvage Extreme, mógłby posłużyć jako armatka wodna, do rozpędzania jakiejś manifestacji. Bierzesz flakon, kierujesz atomizer w stronę tłumu i naciskasz do oporu, raz po razie – obserwując jak wycofują się i upadają pod naporem tryskającej z ogromnym ciśnieniem cieczy 🙂 A tak na poważnie, gdy naciskam na cyngiel mocno, atomizer dmucha długą na prawie metr, chmurą idealnie rozproszonej mgiełki. Żadnego lania, skrzypienia, czy sikania rachityczną stróżką cieczy – a solidny, doskonale rozproszony obłoczek. Zwykle wystarczą dwa strzały, by moją skórę pokryła delikatna nano warstwa – nader równomiernie i szczelnie pokrywająca każdy milimetr skóry na szyi lub karku. I wystarczy, bo im większa powierzchnia skóry została pokryta perfumami, tym ich lepsza projekcja. Że o niewielkim zużyciu perfum nie wspomnę…
Niby to banalne i na kilometr cuchnie naciąganym tematem zastępczym – ale zapewniam Was, że nie mam kataru. Jak ważny jest sprawny i niezawodny atomizer, przekonał się każdy, komu trafił się felerny, kiepskiej jakości lub lejący. Jak zużyć powiedzmy połówkę flakonu drogich perfum – zwykle nierozbieralnych, w których wysiadł/jest fabrycznie niesprawny atomizer? W normalnym i cywilizowanym kraju, udajemy się z takim flakonem do perfumerii gdzie go nabyliśmy (nie musimy nawet posiadać paragonu), gdzie miła i przyjazna petentowi, tfu klientowi konsultantka – miast łypać na nas wilkiem jak na naciągacza, przyjmuje od nas niesprawny flakon, przeprasza i od ręki wymienia na nowy. Ewentualnie nasza flaszka trafia bezpośrednio do producenta, który sam wymienia ją na nowy egzemplarz, przeprasza i jeszcze dorzuca furę gratisów na otarcie łez.
Czyżby alternatywna rzeczywistość? Nie, tak się traktuje klientów na zachodzie i w profesjonalnych firmach, troszczących się o klienta i wizerunek (koniecznie w tej kolejności). W Bangladeszu, tfu w Polsce, najczęściej musimy radzić sobie sami, więc jedyna droga to po prostu przebić atomizer i przelać zawartość grawitacyjnie lub odciągnąć strzykawkę z igłą, do szczelnego flakonu zastępczego. Na wielu aukcjach internetowych lub w perfumeriach można nabyć puste flakony lub perfumetki, które mogą nas uratować, a kosztują grosze. Jeśli to nagły wypadek (bo np. flaszka pękła lub z atomizera obróconego flakonu dosłownie kapie), uratuje nas nawet dobrze umyty słoik lub najlepiej szklana butelka po Kubusiu (byle ze szczelną nakrętką).
Cieknący atomizer oznacza, że nasza flaszka nie jest szczelna ani hermetyczna – więc jeśli w porę nie zareagujemy, jej nierzadko cenna zawartość jest zagrożona. Innymi słowy mówiąc, przez ową nieszczelność zapach odparowuje, wycieka i wnikają doń zanieczyszczenia i powietrze atmosferyczne. A w powietrzu wiadomo – bakterie i substancje, które na pewno wejdą w reakcję z naturalnymi esencjami zapachowymi i przyczynią się do ich przedwczesnego zepsucia/zważenia i flaszka wyląduje w koszu. W takiej sytuacji, gdy nie możemy liczyć na wymianę gwarancyjną, a moim zdaniem atomizer jako część flakonu jak najbardziej podlega gwarancji producenta (producenta, a nie perfumerii która nam go sprzedała) i możemy dochodzić swoich praw z tytułu gwarancji, nawet jeśli produkt nosi znaczne ślady zużycia (już prawie go wypsikaliśmy). Nie potrzebujecie w tym celu paragonu (od co najmniej 2002 roku), bo gwarantem NIE JEST sklep, a producent lub jego oficjalny dystrybutor, który ma obowiązek (w imieniu producenta) przyjąć reklamację jakościową – oczywiście jeśli produkt jest oryginalny. Sam zresztą przez to przechodziłem, a o tym co i jak reklamować, szerzej wspominałem TU.
Niewiele można poradzić na atomizery lejące podczas aplikacji (zamiast chmurki, sikają cienką strużką perfum i zwykle nie tam gdzie chcemy), bo te zwykle nie są uszkodzone, a są po prostu podłej jakości. Producent przyoszczędził, montując we flakonie najtańszy model (wiadomo taki atomizer kosztuje majątek, w hurcie będzie ze 4 grosze za sztukę), a ty się potem perfumomaniaku męcz. Ciecz nie trafia tam gdzie powinna, zamiast chmurki/ obłoczku perfum mamy sikawkę, przez co musimy aplikować ich więcej. A przecież im zapach został bardziej rozpylony, tym mniejszą ilością psików osiągniemy zamierzony efekt i flaszka starczy na dłużej. Inna sprawa to atomizery wydające dziwne dźwięki, skrzypiące i okresowo zacinające się*. To już niestety mało istotna (i niepodlegająca gwarancji) wada konstrukcyjna – więc póki działa, lepiej tego nie ruszać.
*zacinanie się atomizera (przyklejanie i pozostawanie przez dłuższą chwilę w pozycji naciśniętej), to zwykle efekt przedostawania się pod cyngiel odrobiny perfum, które nie zostały wyciśnięte przez dyszę atomizera. Zwykle pomaga zdjęcie górnego kapturka (jest lekko nasadzony na rurkę) i przepłukanie wnętrza wodą, by rozpuścić zalegające, przyschnięte i klejące się resztki perfum – by przywrócić atomizerowi jego pełną sprawność.
Ponadto nie każdy wie, ale wysokiej klasy i zwykle markowe atomizery, posiadają kilka trybów pracy. Mocne i pełne (do końca skoku tłoka) naciśnięcie spustu atomizera, sprawi, że pompka wypchnie okazały, obfity i donośny obłoczek perfum – gdy jego naciśnięcie np. w połowie lub 1/3 sprawi, że wygeneruje mniej obfity i łatwiejszy do kontrolowania psik. To się przydaje, gdy chcemy zaaplikować minimalną ilość perfum, lub bardziej precyzyjnie je rozmieścić na ciele, z bliskiej odległości. Obfity psik, zaaplikowany z niewielkiej odległości zwykle spłynie ze skóry i wsiąknie w kołnierzyk koszuli, garnituru lub materiał delikatnej sukienki, a przecież perfumy mogą plamić. Warto sprawdzić swój atomizer, czy pozwala na dawkowanie objętości, bo można w ten sposób bardziej efektywnie i oszczędnie nakładać perfumy, zwłaszcza te bardzo nośne (intensywne).
Jeśli chodzi o sikające atomizery, to mam jeden w swoim posiadaniu. Niestety nie była to wada fabryczna, byłem na wycieczce, dwie dziewczyny weszły mi do pokoju i jakimś cudem wygięły rurkę (w ogóle kto wchodzi ludziom do mieszkań i zaczyna wąchać perfumy bez wyjaśnień?)… Zamiast przeprosin usłyszałem podejrzenia, że miałem podrobiony flakon (kupiony w D***** za 2x tyle co w internecie). Najgorsza cześć to, to że był to Dior Homme z 2007 roku… No, już się wyżyłem, mogę skończyć moje wypociny. 😉
PS Jestem licealistą i jestem z tego dumny. 🙂
By: Rafał on 13 grudnia 2015
at 09:20
oj tam, nie marudź 🙂 wielu chłopców marzy, by do jego pokoju weszły dwie koleżanki i wykrzywiły mu rurkę… 😀
By: pirath on 13 grudnia 2015
at 12:18
Skisłam.
By: Sabbath on 13 grudnia 2015
at 13:14
w sensie dosłownym, czy w przenośni: 😀
By: pirath on 13 grudnia 2015
at 18:20
No powiedzmy 😉 Przynajmniej działa i się nic nie wylewa (hehe)
By: Rafał on 13 grudnia 2015
at 13:49
to jest najważniejsze, by nic się nie wylało, bo potem są tylko kłopoty 🙂
By: pirath on 13 grudnia 2015
at 18:25
żaden tam cud, dziewczyny zwykle mają wrodzony talent do gięcia rurek ;P
By: nasdac on 17 grudnia 2015
at 12:37
ale z takiej powyginanej rurki może pociec i gdy nakapie nie tam gdzie trzeba, kłopot gotowy i trzeba płacić np. za zalanie sąsiadki 😛
By: pirath on 17 grudnia 2015
at 14:16
słuszna uwaga, zdarza się nawet że w oko siknie ! ;D
By: nasdac on 19 grudnia 2015
at 20:02
a tak w związku z tematem, to ze wszystkich posiadanych pachnideł flacha Balmaina Carbone ma wzorowy atomizer, szeroka, precyzyjna i solidna chmura, natomiast po drugiej stronie jest CK Dark Obssesion – kichnięcie rusałki, dlatego zwykle przelewam go do perfumetki
By: nasdac on 17 grudnia 2015
at 12:43
hmmm poza moją… niby psika, ale obłoczek niezbyt z tego obfity i muszę nacisnąć około 10 razy by uzbierać na skórze satysfakcjonującą ilość 🙂
p.s. kichnięcie rusałki mnie rozwaliło, pozdrawiam 🙂
By: pirath on 17 grudnia 2015
at 14:19
a widzisz, czyli u Balmaina flaszka flaszce nierówna, oby następna trzymała poziom, pozdrawiam również 🙂
By: nasdac on 19 grudnia 2015
at 20:05
czego Tobie sobie i wszystkim życzę i również pozdrawiam 🙂
By: pirath on 22 grudnia 2015
at 18:28
Sensowny i pomysłowy wpis Piracie. A link do reklamacji może być jeszcze przydatny ☺
By: narde on 19 grudnia 2015
at 18:13
podziękował 🙂
By: pirath on 22 grudnia 2015
at 18:25
A ja mam pytanie dotyczące wyglądu atomizera w nowych perfumach, a w szczególności kwestii wypełnienia rurki pęcherzami powietrza. Spotkałam się w internecie z wieloma różnymi opiniami w tym temacie, że rurka powinna być wypełniona perfumami, albo, że powinna być pusta, albo też, że powinna zawierać pęcherze powietrza. Proszę o rozwianie moich wątpliwości.
By: Buka on 1 czerwca 2016
at 15:26
rurka może zawierać ciesz i bąbelki powietrza, ale istotne jest, czy jak wypakujesz takie niby nowe i nieużywane perfumy z kartonika, czy po pierwszym naciśnięciu atomizera tryśnie ciecz. Fabrycznie nowy i nieużywany flakon poznasz po tym, że trzeba kilka razy nacisnąć atomizer by zassał ciecz i zaczął psikać. Używany psiknie już przy pierwszym naciśnięciu bo atomizer już wcześniej zassał ciecz. Mam nadzieję że pomogłem, pozdrawiam
By: pirath on 1 czerwca 2016
at 19:57
Tak, bardzo pomogłeś 🙂 Dziękuję. I rzeczywiście w moim przypadku musiałam kilkakrotnie psiknąć, by wyleciała ciecz. Pozdrawiam 🙂
By: Buka on 2 czerwca 2016
at 09:33
dzięki, również pozdrawiam 🙂
By: pirath on 5 czerwca 2016
at 10:30