Napisane przez: pirath | 19 czerwca 2011

Parfum d’Empire – Wazamba


Niedawno pisałem w kontekście Prady Amber, że zapachy które wyszły z pod pióra konkretnego nosa, zawierają jego osobisty podpis… tę charakterystyczną nutę, wręcz manierę, która pozwala łatwo zidentyfikować, kto stoi za konkretnym zapachem…
a za Wazamb’ą bez wątpienia stoi Marc Antoine Corticchiato… nos wybitny, który umiejętnie i gracją oswaja ciężkie nuty i zaprzęga je w zaprzęg prawdziwie orientalnych, niesamowicie sugestywnych i żywych kompozycji…

Pamiętam jaki zachwyt wzbudziła u mnie pierwsza jego kompozycja, którą dane było mi powąchać –  Aziyade…. gęsta od syropu owoców tropikalnych, niezwykle soczysta, trójwymiarowa, sugestywna i naturalna… zapach sprawia wrażenie, że oto stoi przed nami półmisek pełen kandyzowanych owoców, ociekających jeszcze syropem, który zachował w swej słodyczy ich aromat i soczysty smak… najbardziej uderzyła mnie naturalność, bogactwo i koloryt tego zapachu… Aziyade pachnie tak intensywnie i autentycznie, że dostaję ślinotoku na myśl o smakołykach, które tworzą ten fenomenalnie aromatyczny ukłon w stronę bliskowschodniego orientu….

Aziyade to kompozycja piękna, ciekawa – ale wymagająca od nosiciela nie lada odwagi… oferowana jest jako unisexowa propozycja dla dwojga… jest jednak tak niedwuznaczna, słodka i owocowa, że miałbym poważne opory przed sowitą aplikacją i wyjściem z tym zapachem do obcych ludzi… zapach wywołuje nie lada konsternację w otoczeniu…
kobietom rozmiłowanym w cięższych akcentach bez wątpienia przypadnie do gustu, gorzej z akceptacją Aziyade wśród męskich odbiorców, bo zapachowi brakuje wyraźnego męskiego pierwiastka…

I tu z odsieczą nadchodzi Wazamba…. zapach, który już w pierwszych sekundach przywołuje z pamięci pierwsze takty Aziyade, jednak od samego początku wzbogacony o lekko surową, mocną woń żywicy i igliwia jodłowego…. dokładnie tego akcentu trzeba było Aziyade, by panowie z lubością i bez skrępowania po nią sięgnęli!…
Wazamba zyskała ten wyrazisty składnik, który wyraźnie przechyla kompozycję w stronę męskich wonności…
Połączenie słodkiego akcentu owocowego z surową, nieco mroczną nutą balsamu jodłowego stworzyło przepiękną mieszankę… gdyby obedrzeć Wazambę z tej lepkiej, owocowej bazy – otrzymalibyśmy coś na wzór Fumidus’a – Pro Fumum….

O ile Aziyade sama w sobie jest mało przekonująca dla panów, a Fumidus zbyt odstręczający swą wulgarną surowością i bezkompromisowym podejściem do tematu żywicy – to połączenie tych dwóch tematów zapachowych dało wspaniały efekt… Otrzymaliśmy zapach bardzo oryginalny, ciekawy i niesamowicie noszalny…
oczywiście jeśli jesteśmy miłośnikami magii orientu, bo Wazamba i tak mija się o lata świetlne z innymi męskimi kompozycjami na rynku…

Wazamba jest przepełniona tym wszystkim, co wschód ma najpiękniejszego do zaoferowania… znajdziemy tu kadzidło pięknie korespondujące z mirrą, szlachetnymi drewnami i balsamem z jodły… całość oprawiono w ambrę, owoce w syropie i garść nut roślinnych –  tworzących iście mistyczną mieszankę… jest tu tajemnica i uwodzicielska moc magii wschodu…
a całe to misterium odbywa się bezpośrednio na naszej skórze… Wazamba nie jest tak wylewna jak Aziyade… jest bardziej stonowana, ale za to jej trwałość jest znacznie lepsza niż w przypadku pierwowzoru…

W przypadku Aziyade miałem wrażenie, że zapach wręcz eksploduje na skórze, zalewając i ogłuszając otoczenie mocą i bogactwem swej kompozycji…. jednak to silne wejście z przytupem skutkowało dość szybkim uodpornieniem się na jej magię i zapach dość szybko usuwał się w cień…. sprawiało to dodatkowo wrażenie kiepskiej trwałości….
Wazamba zaś zaczyna swój żywot nieco skromniej i ewoluuje na skórze przechodząc stopniowo z fazy kandyzowanych owoców do żywicznego stadium rozwoju…. jest subtelniej, mniej krzykliwie i jej byt trwa na skórze nosiciela dobre 10 godzin…

Flakon w którym zamknięto zapach jest utrzymany w jednorodnej, zunifikowanej stylistyce Parfum d’Empire… wysoki walec z okrągłą, grubą podstawą – zwieńczono charakterystycznym dla marki korkiem, przywodzącym na myśl wschodnie akcenty, z których marka czerpie garściami…
Ośmielę się wysunąć wniosek, że Wazamba jest bardziej pełnym i udanym rozwinięciem Aziyade… na pewno jest dużo trwalsza i bardziej uniwersalna niż odurzający słodkościami pierwowzór…
ubóstwiam Aziyade, ale w kontekście kontemplacji z nadgarstka, jednak na wieczorne wyjście z przyjaciółmi do knajpy, wybrałbym zdeklarowaną jako męską Wazambę

Zapach ten dał mi to czego od dłuższego czasu szukałem… kompozycji pachnącej igliwiem i ich żywicą… uwielbiam ten zapach… Wąchałem ostatnio w lokalnej Q. Wazambę i rekomendowanego przez kolegów z forum Serge Lutens – Fille En Aiguilles, jednak właśnie interpretacja mistrza Corticchiato bardziej trafiła w mój gust…

Głowa: kadzidło, aldehydy, opoponaks
Serce: cyprys, drzewo sandałowe, mirra
Baza: balsam z jodły, jabłko, ambra, czystek


Odpowiedzi

  1. Wazamba uzależnia. Aziyade dopiero zamierzam poznać.

  2. są IMO bardzo podobne na początku… chyba Marc nie był zadowolony ze swego dzieła do końca bo rok po aziyade popełnił wozambę i dopiero ten zapach ma szansę na zdobycie szerszego grona użytkowników

  3. Ta notka powinna nosić tytuł Aziyade vs. Wazamba 😛 Ja kocham Aziyade, Wazambę też lubię, te owoce są takie palone i dymne, ale Aziyade dla mnie przoduje za swój prowakacyjny, zaczepny charakter. Choć oba są piękne.

  4. faktycznie można było to zrobić w kontekście porównania, ale na razie nie stosuję takich zestawień… może w przyszłości z nudów….
    silne nawiązanie do aziyade było nieuniknione, bo wazamba (w uproszczeniu), to nic innego jak aziyade z dodatkiem żywicy jodły… taki swoisty autoplagiat ze strony korsykańczyka…

  5. Przeczytałem listę nut i się strasznie napaliłem, do tego ta niewysoka jak na niszę cena!

  6. Rozczarowanie…

    • a to czemu?… w moim odczuciu to jedne z najzgrabniejszych perfum PdE, no chyba że nie odpowiada Ci przytłaczająca, nieco zwalista stylistyka Corticchiato…

  7. Ok 2 godziny miałem je na ręku,rozczarowała mnie nuta unurzanego w lepkim cukrze kminu…miałem nadzieję na żywiczną ucztę 🙂 spróbuje jeszcze raz ,poczekam na bazę.

    • spróbuj koniecznie, gdyż w sumie jesteś pierwszą znaną mi osobą która nie uległa powalającemu rozmachowi, bogactwu i głębi tych perfum… może to kwestia odmienności chemii Twojej skóry, która pewne nuty uwypukla bardziej a inne wycisza, ale ten zapach jest wręcz spektakularnie bogaty w niuanse… owszem jest słodki, sprawia wrażenie przytłaczającego, za sprawą ciężkiej ręki Marca Antoine – ale taki urok jego warsztatu, który mi osobiście bardzo odpowiada… w sumie to nisza, a ta różni się drastycznie od semantyki mainstreamu i do stylistyki niektórych brandów trzeba czasem przywyknąć i chwilę to trwa… 🙂

  8. Zgadza się.ten zapach próbowałem tuż przed warsztatami w Quality,wiec zanim czmychnęło to przyciężkawe serce już miałem coś innego na nadgarstku.ale te pierwsze 2 godziny troszkę mnie rozczarowały,ale jak już mówiłem spróbuję ponownie 🙂

    • he he, ja niewiele pamiętam perfum z tamtejszych warsztatów… wszędzie perfumy, wszyscy psikają jakieś perfumy, co chwilę ktoś mi podtykał jakiś bloter, a zapachy Corcchitiato dojrzewają znacznie dłużej niż 2 godziny, więc to kolejny powód, by dać Wozambie drugą szansę… 🙂

  9. Kolejny test wypadł inaczej,coś mnie bardzo kręci w perfumach tej marki…

  10. Wycofuję się z tego co na początku sądziłem o Wazambie,i przyznaję Ci rację,piękne perfumy.moim zdaniem mają coś wspólnego z Complex,który dopiero co testowałem.mam kolejny orzech do zgryzienia – co wybrać 🙂

    • no widzisz, w przypadku niszy, trzeba dać i poświęcić perfumom więcej atencji niż w przypadku dużo szybciej strawnego i prostszego mainstreamu… 😉

      • Najciekawsze jest to jakbardzo Wazamba użyta „globalnie” przypomina mi Complex 🙂

  11. przyznam, że osobiście nie dostrzegam między nimi podobieństwa, ale na różnej skórze, perfumy również pachną różnie… 😀


Dodaj komentarz

Kategorie