Napisane przez: pirath | 23 marca 2016

z cyklu szybki przelot przez… D jak Douglas i S jak Sephora…


Nigdy, przenigdy nie wchodźcie do Douglasa ani Sephory w dresie… No chyba, że chcecie się poczuć jak Oprah Winfrey, na majówce Ku Klux Klanu… Coś mnie podkusiło, by w trakcie weekendowej rekreacji, zahaczyć o pobliskie CH – min. celem zdobycia materiałów do kolejnego „szybkiego przelotu„… I to był błąd, gdyż swym świętokradczo prowokacyjnym dla tegoż uświęconego przybytku przyodzieniem – wywołałem pełną mobilizację i manewry ochrony, w obu świątyniach luksusu… Co chwila jakiś złowieszczy „czarny kontur„, z subtelnością i gracją „armii czerwonej” – pojawiał się lub „niezauważalnie i transparentnie” przemykał gdzieś w tle, bacznie obserwując każdy mój ruch… Dosłownie czułem ich podejrzliwe spojrzenia na karku i plecach, bo jak powszechnie wiadomo, koleś w dresie to złodziej (i pijak, bo każdy pijak to złodziej) – zaś klienci w garniturach nie kradną, bo klient w krawacie w ogóle jest mniej awanturujący się… Czemu o tym wspominam? Bo w naszej dzikiej rzeczywistości, wciąż spotykam się ze schematem, iż potencjał zakupowy potencjalnego klienta określa się po jego wyglądzie (nie zachowaniu, a wyglądzie) – co w przypadku ludzi naprawdę majętnych bywa bardzo mylące, a w moim przypadku było po prostu nieprzyjemne i irytujące… 😉

Po drugie zauważyłem, że niektóre Douglasowe Nowości usiłują zaklinać rzeczywistość, a nawet zakrzywiać czasoprzestrzeń!. Piję oczywiście do mającego swą premierę w 2013 roku Paco Rabanne Invictus, którego Douglas z uporem maniaka, wciąż eksponuje na półce z nowościami (od mniej więcej trzech lat)… Dlaczego za każdym razem im to wytykam? Pozwólcie że wyjaśnię to bardziej obrazowo, na przykładzie, z mojego ulubionego poletka motoryzacyjnego. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do salonu samochodowego powiedzmy Volkswagena, gdzie jako nowość – widzicie na obracającym się postumencie Golfa IV (premiera roku 1998), albo Passata B6 (rocznik 2005, ale obowiązkowo w kombi!)… Nie najnowszego Golfa powiedzmy VII generacji, czy Passata CC, rocznik 2016 – a odgrzewany kotlet, sprzed kilkunastu lat (przy czym w branży motoryzacyjnej czas płynie nieco wolniej niż w branży perfumeryjnej – zatem punkt odniesienia, mniej więcej się zgadza)… Czy jako potencjalny klient poczulibyście się oszukani, wprowadzeni w błąd lub zmanipulowani, tak spreparowaną ekspozycją nowości – gdy wspomniany Invictus gości w ofercie tejże perfumerii od kilku lat?. Ok, już nie przedłużając, pora na niewielkie podsumowanie, choć od razu mówię, że ilość premier, nijak nie przekłada się na ich jakość, a to co najbardziej rzuca się w nozdrza – to wtórność, nijakość i odgapiostwo…

Dunhill - Icon

Dunhill – Icon – mimo wszystko to jeden z najlepszych zapachów tamtejszego popołudnia. Wprawdzie niepozorny i dość lekki, ale ma w sobie coś świeżego i intrygującego. W sumie nic dziwnego, skoro za tą kompozycją stoi Carlos Benaim, gość który skomponował najbardziej chwytliwe casualowce i świeżaki od CK i Ralpha Laurena. Jeśli Oryzys i Charon pozwolą oraz trafi się próbka, to chętnie wrócę do Icon’a, bo wprawdzie medialnie i wizerunkowo Dunhill nie należy do tzw. najpopularniejszego nurtu – ale jakościowo już nijak od niego nie odstaje, wszak pachniemy perfumami, a nie ich marką…

Dolce&Gabbana - Light Blue Pour Homme Beauty of Capri

Dolce&Gabbana – Light Blue Pour Homme Beauty of Capri…. no cóż, pomimo spektakularnej nazwy, Capri to równie spektakularne fiasko/porażka/zaliczenie klepiska (czy jakby to mniej lub bardziej eufemistycznie określić) co Living in Stromboli. Owa porażka niczego dyrektora kreatywnego D&G nie nauczyła i dalej brną w maliny… Wersja Capri jest równie denna i słaba (wręcz tragikomiczna w swej beznamiętnej beznadziejności), co protoplasta i żadne marketingowe voodoo tego nie zmieni. Tym niemniej dziwi mnie upór i konsekwencja z jaką Dolce eksploatuje i promuje wątek marynistyczno śródziemnomorski. Takich zapachów jest na pęczki, a w dodatku dużo lepszych (lepiej wykonanych i tańszych) – więc jest kilka możliwości*:

– szantażuje ich mafia, dając do zrozumienia że: „nasi bossowie szanują pana Armaniego i bardzo lubią jego kompozycje wodne” – gdzie jeden z bossów pochodzi ze Stromboli, a drugi urodził się na Capri;
CEO D&G jest równie nieudolny i konsekwentny w swej nieudolności, co Frida Giannini, była CEO Gucci;
– chcą utopić trochę kasy w słomianej inwestycji, metodą na „ratujmy Grecję„;
– przestali udawać, że mają swoich klientów za bandę naiwnych idiotów;

*niewłaściwe/niepotrzebne skreślić

Armani Code Profumo

Armani Code Profumo – nie ogarniam!, po prostu tego nie ogarniam jak po stworzeniu tak dobrego flankiera, jakim jest Acqua do Gio Profumo, można wypuścić takiego gniota!… Owszem, premierowy Code był słaby, wtórny i „tani„, zaś Code Profumo jest tego kwintesencją… Wzorując się na ultra minimalistycznych, jednozdaniowych recenzjach Luca Turin’a, powiedziałbym o nowym Code: beznamiętny i upierdliwie słodki glut… Poważnie, jeśli sądziliście że YSL L’Homme jest szczytem skrajnie zachowawczej i porażająco nijakiej beznamiętności – to powąchajcie Code Profumo… to pachnie jednostajnie nudną, smętną nutą upierdliwej i mdlącej słodyczy, którą epatuje od początku do końca w idealnie niezmiennej formie… zupełnie tak jakby natrzeć skórę cebulą, albo czosnkiem i chodzić tak przez cały dzień… Z tym, że czosnek mimo wszystko pachnie dużo bardziej nośnie i interesująco…

Balmain Homme

Balmain Homme – to po prostu kopia CK Reveal i nie ukrywam, że okrutnie mnie Balmain tym zapachem rozczarował. Tu nie chodzi o to, że zapach pachnie wtórnie i populistycznie do bólu – po prostu marce pokroju Balmain, czyli brandowi który wylansował Carbone, po prostu nie przystoi firmować tak zachowawczego banału. Banału w niemal całej rozciągłości nawiązującego do konceptu bądź co bądź niezłego CK Reveal – ale to co przystoi i ujdzie Calvin Kleinowi, niekoniecznie ujdzie Balmain… Ale z drugiej strony, skoro odważne, bezprecedensowe i ambitne koncepty pokroju Pour Monsieur czy uwielbiany w kręgach perfumoholików Carbone, nie cieszą się popularnością u mas – to ktoś u Balamina wpadł na pomysł, by spróbować schować dumę i ambicję do kieszeni i tym razem spłodzić coś, co na pewno przypadnie masom do gustu… I tak mam wrażenie postąpili, bo wprawdzie dotąd hołdowali zasadom „jak nas widzą, tak nas piszą” oraz „noblesse oblige„** -bo w końcu z czegoś trzeba, w tym obdartym z ideałów świecie żyć…

**noblesse oblige – franc. szlachectwo zobowiązuje,

JPG Le Male Summer 2015

Jean Paul Gaultier – Le Male Summer 2015 – dawno nie wąchałem takiego syfu i kakofonii, naprawdę… Mięta i kwiat pomarańczy pachną wprawdzie pięknie, ale solo… Ale jakiś szaleniec (być może ten sam, który lata temu, z równie tragicznym skutkiem postanowił połączyć ze sobą ananasa i kokos, w JPG Fleur du Male Cologne) uznał, że połączenie świeżej i lekko mdlącej mięty (takiej wąchanej wprost z roślinki) będzie się pięknie komponowało z równie mdlącym, acz bardziej słodkim i na kilometr zawiewający tandetnym kwiatem pomarańczy (rodem z najtańszych i najpodlejszych podróbek kultowego Le Male) i voila! W sumie nie powinno się pisać, że dane perfumy śmierdzą (to nieeleganckie i może być dla kogoś obraźliwe), ale uwierzcie mi, gdy to powąchałem miałem cofkę… Nie wiem, może mój organizm reaguje w ten sposób na pewne połączenia nut zapachowych – ale żołądek mi podpowiada, że odwaga twórcy i rozmach w kreacji Le Male Summer 2015, raczej nie doczeka się pełnej recenzji na łamach tego bloga…

Tom Ford Noir Extreme

Tom Ford – Noir Extreme – to największe rozczarowanie tego dnia. Zaaplikowany na skórę (od razu zaznaczę że czystą, bo perfumy przyszedłem tu wąchać NIM trzasnąłem 50 km na rowerze), zawiódł mnie swą skromną, wręcz blisko skórną projekcją oraz nikłą trwałością. W sumie mogłem się tego spodziewać, wszak to Ford, więc jego Extreme będzie się zachowywało na skórze identycznie jak rasowe EdP, czy Pure Parfum – ale rozczarowanie jest tym większe, że zapach jest diabelnie przyjemny i po prostu żałuję, że nie mogę czuć go intensywniej!. O ile premierowy Noir nie zrobił na mnie wrażenia, to już jego wersja ekstremalna (dużo mniej minimalistyczno purystyczna i uniseksowa) odsłona – pachnie dużo cieplej i ciekawiej, choć niezbyt okazale. Do zapachu z przyjemnością wrócę, choćby po to by zweryfikować jego mizerną projekcję i trwałość przy bardziej sprzyjającej aurze i na spokojnie. Tym niemniej, jest na czym zawiesić nos…

Lanvin - Ectat D'Arpege Pour Homme

Lanvin – Ectat D’Arpege Pour Homme, nie będzie się dobrze sprzedawać – a szkoda, bo to bardzo przyjemnie skrojone perfumy. Wprawdzie zapach spełnia wszystkie warunki, by sprzedawać się wyśmienicie (jest miły, lekki, populistyczny i jest bardziej niż poprawnie skrojonym świeżakiem) – ale niestety nikt nie wymówi jego nazwy… Czy u Lanvin nikt nie pomyślał, że poza Francją historyczny zapis nazw jest nieintuicyjnym i niepraktycznym archaizmem – zwłaszcza, że oferują te perfumy również poza terytorium Francji? No który facet przeczyta Ectat D’Arpege Pour Homme, dodatkowo z tymi „brwiami” nad literami „E” – nie łamiąc sobie przy tym języka i nie opluwając wszystkich wokoło? Może nie francuz jakoś to z trudem przeczyta i wyduka konsultantce, a ta równie dobrze obyta z realiami języka francuskiego konsultantka – jakimś cudem rozszyfruje jego niemiłosiernie pokaleczony odczyt fonetyczny (w języku francuskim inaczej się pisze i zupełnie inaczej czyta poszczególne słowa), ale jak biedny chłopina ma to wymówić z pamięci? No wkurzy się i kupi kolejnego Bossa! 🙂

Pitbull Man

Pitbull – Pitbull Man – byłby śmiertelnie nudny i nijaki, gdyby nie piękny niuans, który ujawnia się w jego fazie dojrzałej. Szczerze powiedziawszy spodziewałem się po Pitbullu (jak na temperamentnego latynosa przystało i produkt będący po prostu kolejnym suwenirem dla fanów) jakiegoś sowicie doprawionego przyprawami słodziaka (coś na wzór Davidoffa Hot Water, Antonio Banderas Elixir, albo Paco Rabanne One Milion), ale nic z tych rzeczy. Zapach choć w początkowej fazie nieco rozchwiany i niczym szczególnym nie zaskakuje – w akordzie serca klaruje się i z minuty na minutę pięknieje, do formy przepięknie upstrzonej wprost rozkosznym fiołkiem. Pachnidło cieszy nozdrza swym dość lekkim i świeżym bukietem, przypominającym odrobinę równie wiosennego Gucci Pour Homme II. Jeśli Światowid i Odyn ześlą próbkę, będzie recenzja…


Odpowiedzi

  1. Nie zgodzę się całkowicie z opinią o zapachu Toma Forda , całkowicie abstrakcyjna opinia . zapach jest bardzo trwały , jedyny minus że bardziej jest uniseks niż męski .

    • hmmmm odnoszę wrażenie, że mówimy o dwóch różnych Noirach…
      p.s. „abstrakcyjna”, na pewno tego słowa chciałeś użyć? 🙂

  2. Na moje massmarketowa linia męska Toma Forda to strata pieniędzy, za cenę 50 ml w perfumerii mam przyzwoitą odlewkę jego niszowej linii, która prawdopodobnie starczy na trochę ponad 100 lat… Oczywiście nie dostanę przy tym flakonu żeby leżał na szafce, ale gdy psiknąłem się więcej niż raz małym atomizerem z folki ludzie mówili, że czują mnie kilkanaście metrów za mną, to jest warte poświęcenia flakonika 😉

    • Widzisz Ford jest biznesmenem i jak każdy kreatywny biznesmen stara się wyszukiwać kolejne nisze na których mógłby zarobić. Jego kolekcja niszowa sprzedaje się nieźle jedynie w naszym mniemaniu, gdy prawdziwa kasa jest na wartym setki miliardów dolarów rynku mainstreamowym i Ford doskonale zdaje sobie sprawę gdzie leży największa kasa. Jego niszowa kolekcja jest dla melomanów i miłośników perfumiarstwa – wreszcie to na niej zbudował swą markę i reputację, ale potężną kasę zrobi dopiero na masówce 🙂

  3. O tak, zgodzę się z Autorem, że ochrona w sklepach perfumeryjnych w Polsce potrafi skutecznie zepsuć nastrój zakupów. Będąc ostatnio w Polsce odwiedziłem Douglasa, Sephorę, Rossmana i jakieś pharmacy w celu exploracji półek z zapachami, w każdym z powyższych byłem uważnie śledzony co nie było miłe. Widać wyraźnie i nie da się tego ukryć, że w Polsce wody toaletowe jakiejkolwiek marki by one nie były są ciągle towarem niezwykle luksusowym i tak pożądanym, że ciężko w to uwierzyć. Czy kiedykolwiek to się zmieni?

    • Wiesz mi się wydaje że tu nie o cenę perfum chodzi (choć to też), tylko o zaniedbania i elementarny brak szkoleń dla pracowników ochrony w tym sektorze. Nikt ich nie uczy jak mają się zachowywać, by swym natręctwem i naleciałościami z pracy w resorcie (większość to albo inwalidzi z grupą albo mundurowi na emeryturach) sprawiają że klienci czują się zaszczuci ich krążeniem pomiędzy regałami, niczym strażnik więzienny. Co z tego skoro że sieć inwestuje w ekspozycję, ładne (i często rażąco niekompetentne) konsultantki, skoro cały efekt psuje postawiony w środku (na sztukę dla sztuki) pracownik ochrony, który nie wie jak się zachować. A wszystko po to, bo debilnie skonstruowana umowa z ubezpieczycielem wymusza najęcie ochrony, choćby fikcyjnej… Pal licho jeśli trafię na dorabiającego sobie studenta, gorzej jeśli trafi mi się nadgorliwy i opresyjny „agent Tomek” na emeryturze, z ambicjami… Ja bym zatem zaczął od edukacji i uświadomienia decydentom od tych przybytków, że ochrona w tej formie przynosi więcej szkody niż pożytku. Owszem prewencja jest ważna, ale profesjonalista i tak podprowadzi wszystko co go interesuje i wyjdzie przez nikogo nie niepokojony 🙂

      • Mój 6 letni synek po wyjściu z Douglas powiedział mi że się strasznie balł tego Pana i że on myślał że tej Pan mu chce coś złego zrobić. Od tamtego czasu na zakupy chodzę sama, choć rzeczywiście można poczućsię jakzłodziej, którym się nigdy nie było…

        • i kolejny wyborny przykład, dowodzący że coś jest z ochroną w rodzimych perfumeriach nie tak i przynosi to krzywdę… mam nadzieję że ktoś ze ślepo zapatrzonych w swój wyidealizowany sieciówek to przeczyta i coś z tym zrobi… McDonalds daje Happy Mela i tandetnego klauna, a sieciówki srogiego wąsacza z piwnym brzuchalem i mrocznym uniformie – więc chyba wiadomo co zostanie podprogowo zarejestrowane na in plus i zaprocentuje w przyszłości. Ehhhh chyba nie powinienem odwalać robotę za ich marketing 🙂

  4. Następnym razem nie zapomnij zabrać bejzbola 😉

    • he he, dresiarstwo to nie ubiór, a stan umysłu… 🙂

  5. Witaj 🙂 jestem nowy na blogu, ale zostanę tu dłużej. Nie ukrywam, że jestem w tym momencie troszkę laikiem jeśli chodzi o perfumy. Z tego powodu chciałbym abyś pomógł mnie naprowadzić abym odnalazł swoją własną drogę. Pokrótce sytuacja wygląda u mnie tak : bardzo podoba mi się trwałość Joop Homme, a również urzeka mnie np. zapach Guerlaina Ideala jak i Valentino Uomo. Z lżejszych zapachów miękną mi nogi na niuchnięcie Herrery 212 mena bądź Versace Eau Fraiche. Jak myślisz w którą stronę powinienem podążyć i może mógłbyś mi doradzić jakieś perfumy, które mógłbym ocenić które są równie trwałe jak Joop Homme a przy tym mają bardzo ciekawą nutę czy to podobną do Guerlaina lub Valentino ? Uwielbiam ogon ciągnący się za mną, jak po Joop Homme, ale sam zapach jest dla mnie trochę za słodki.

    Dzięki z góry i pozdrawiam 🙂 wykonujesz świetną robotę 🙂

    • Nadal nie jestem piratem, ale nie mogę się powstrzymać 😉
      Jeśli chodzi o Valentino to jest on podobny do Diora Homme i Diora Homme Intense. Jest również podobny do Midnight in Paris. Jak chcesz coś z parametrami Joop! to polecam Amena. 😉 Możesz również spróbować inne gourmandy typu Spicebomb czy La Nuit de l’Homme. Jeśli chodzi już o perfumy z wyższej półki to Dior Fève Délicieuse. Lżejsze pominę…(jedyny według mnie warty uwagi zapach związany z tymi wyżej to Nautica Voyage)

      • no nie jesteś, ale grunt że chciałeś pomóc koledze 😉 Ja od siebie dodam, że A*Men to siekiera, a koledze pewnie chodziło o delikatnego casualowca pokroju Ideal, ale o mocy Joopa Homme 🙂

    • Witam Cię zatem serdecznie, ale obawiam się że własną drogę musisz odnaleźć sam, zwłaszcza że z wiekiem i stopniem wtajemniczenia nasze gusta ewoluują i zmieniają się. Nie ma zatem złotego środka i recepty, no może poza wystrzeganiem się ewidentnego badziewia – ale od czego masz perfumomanię 🙂 A teraz temat który podjąłeś. Skoro gustujesz w zapachach lekkich i raczej casualowych (Valentino Uomo), to nie oczekuj że będą wybrzmiewać z mocą i trwałością siekiery. Niestety z definicji lekki i delikatny zapach nie będzie pachnieć z mocą siekiery. To co Ci mogę na pewno poradzić, to kupuj i używaj to co Tobie się podoba, nie przejmując się zdaniem i gustami innych, zresztą z czasem i tak Ci się odwidzi/odmieni i sam odnajdziesz swoją ścieżkę, bez niczyjej pomocy, bo często taka pomoc jedynie przeszkadza. Dziękuję też za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie 🙂

  6. Z tym dresem to mnie rozbawiłeś 🙂 Przypomniała mi się historia, gdy moja ciocia ubierająca się dość skromnie weszła do jednej ze znanych perfumerii i testowała jeden z zapachów. Podeszła do niej pewna niezwykle „uprzejma” pracownica perfumerii, zmierzyła ciocię wzrokiem od góry do dołu i powiedziała „pani i tak tego nie kupi”. W tym momencie ciocia wyciągnęła złotą kartę i poprosiła o perfumy, pracownicy zrobiło się głupio i zaczęła przepraszać 🙂

    • dobry przykład, widać wystarczy być gołodupcem, ale ubrać na siebie coś markowego i od razu lepiej człowieka traktują – a wystarczy ubrać się skromnie lub rekreacyjnie by od razu zapracować sobie na etykietkę od sprzedawcy z darem jasnowidzenia 🙂

  7. Cóż, dres jest strojem sportowym. Kto uważa inaczej, ten ma za swoje.

    • Tak samo jak jeansy to spodnie kowbojów, a czapki nike to nakrycie głowy dresów 😉 Z perfumerii się robi jakieś wielce wygórowane miejsca, do których nie wolno wchodzić bez firmowego, oficjalnego stroju… Ja czasem lubię wejść do perfumerii po wyjściu z siłowni tylko po to żeby się pośmiać z tego, że jakaś pani nalega żebym powiedział czego szukam… Zauważyłem, że w jednej z perfumerii trochę mniej się pilnuje ludzi, tzn. cały czas ktoś na mnie spoglądał, ale nie stał koło mnie po tym jak dałem do zrozumienia, że sam sobie poradzę. Zaproponowano mi tam nawet próbkę w moim „odświętnym dresie” 😉
      PS Oczywiście nie mówię, że tak jest wszędzie

      • też tak sądzę. Ubrać to ja się mogę do teatru, wykwintną kolację, na ślub, pogrzeb, etc. ale będąc osobą prywatną i odwiedzając sklep/punkt usługowy, mój ubiór ma sprawiać wygodę i komfort mi, a w stosownym wdzianku, czy mundurku właściwym dla odgrywanej tu roli występuje sprzedawca/doradca/konsultant/hostessa, etc. Mogę sobie przyjść nawet w szlafroku, ponieważ moje pojawienie się w szlafroku nijak nie profanuje atmosfery i czci tegoż czy innego przybytku o charakterze komercyjnym. Oczywiście inną kwestią jest zachowanie i kultura osobista, która zawsze powinna być na odpowiednim poziomie i jednako obliguje każdą ze stron (klient/sprzedawca). Profesjonalny sprzedawca będzie jednako traktował i klienta w garniturze od Toma Forda za 30 tysięcy i pospolitego dresika… he he, ale dobrze wiedzieć, że Twoje „odświętne dresy” nie zbiły z tropu dzielnej pani konsultantki i zachowała się z klasą 🙂 oby więcej takich przypadków, pozdrawiam

    • tak myślisz? w sklepie tzw. dresscode (ale fajnie brzmi w kontekście tematu) obowiązuje sprzedawcę, a nie klienta – a jeśli ktoś uważa inaczej, to nie powinien pracować w handlu, a zwłaszcza „ekskluzywnym”… 🙂

      przykład z życia: u znajomego do salonu samochodowego wchodzi facet, wyglądający kolokwialnie rzecz ujmując jak żul. Wymiętolona i miejscami poplamiona czymś koszula, wymięte spodnie, brudne buty, fryzura ala Łukaszenka i ogólnie „zmęczony” look – a w ręce wymięta reklamówka z Biedronki. Kręci się między samochodami, personel go ignoruje, więc sam podszedł i zagadał o cenę jednego z aut. Znudzony sprzedawca, nawet nie odrywając oczu od monitora, informuje go z przekąsem, że coś koło miliona… żul wiele się nie namyślając kładzie mu tą reklamówkę na biurku i mówi, że tu jest milion gotówką, więc niech sobie odliczy ile trzeba i pisze paragon…

      reasumując: perfumeria/sklep jest dla mnie, a nie ja jestem dla sklepu/perfumerii

  8. Mylisz się, jeansy zostały stworzone dla poszukiwaczy złota, a nie kowbojów, z materiału na namioty.

    • Może i zostały stworzone dla poszukiwaczy złota, ale stereotyp to stereotyp. Komputery też zostały stworzone do obliczeń, a nie do rozrywki…

      • dokładnie, z czasem pierwotne i natywne znaczenie i funkcjonalność różnych przedmiotów ulega rozszerzeniu i modyfikacji. Dziś faceta w sztruksowej marynarce i jeansach, plus kraciastej koszuli uważa się za eleganta, gdy tak naprawdę sztruks i jeans to materiały, które w zamyśle ich autorów, z elegancją miały niewiele wspólnego – ale w dzisiejszych czasach i kulturze uchodzą za szykowne wdzianko. Spokojnie za 100 la pieluchomajtki, które noszą dziś z dumą nastoletni chłopcy (te dresy z krokiem na wysokości kolan i rurkowatymi nogawkami) pewnie będzie się nosić do garnitury z cekinami co pewnikiem będzie uchodzić za szczyt elegancji i najbardziej wysmakowany fason 🙂

    • Obaj macie rację, bo cytując Wikipedię: Dżinsy (ang. jeans) – rodzaj spodni zaprojektowanych w XIX wieku w USA przez Leviego Straussa (późniejszego założyciela firmy Levi Strauss & Co.)[1] z myślą o górnikach i farmerach.
      Co nie zmienia faktu że jeans, jakże chętnie dziś łączony z marynarką i elegancją koszulą to ordynarny ciuch roboczy, a dresy to wdzianko rekreacyjne. Pomijając ich natywne zastosowanie – formalnie nie ma między nimi żadnej różnicy…

  9. Ja się dopiero zaczynam przełamywać , co do ów perfumerii… Dotychczas czułam się niezręcznie, oceniające spojrzenia ekspedientek sprzedających luksus i ich „pomocne” rady, polegające w głównej mierze na wciskaniu nowości nie zachęcają do zakupów 😉

  10. Witam.

    Czy miałeś okazję przetestować MEMO African Leather? ponoć bardzo fajny zapach. Jakie masz zdanie? 🙂

    Dzięki za odpowiedz.

    • Witaj Sebastianie, niestety nie miałem okazji, a od jakiegoś czasu z niszą jestem trochę na bakier, pozdrawiam 🙂

  11. – Dziś, moi drodzy, do odpowiedzi… poprosimy… piratha…
    – Jezu… Znowu?
    – Znowu, nie znowu. Nie marudź. Tym razem, poprosimy Cię o opisanie w kilku zdaniach zapachu Armani Code… Tak, chodzi nam o męską wersję.
    – Bardzo chętnie. Otóż wg mnie, rzeczony zapach był słaby, wtórny i…
    – Wystarczy. Pała… Tak, tak. Pała, z wykrzyknikiem!
    – I tani…
    – Jebłam.

    Pozdrawiam:)

    • nie prawda, bo ja wpierw zapytałbym dla kogo ten wywiad, a potem odmówiłbym komentarza 😉


Dodaj odpowiedź do djasinska Anuluj pisanie odpowiedzi

Kategorie