Napisane przez: pirath | 6 sierpnia 2016

Olympic Orchids Artisan Perfumes – DEV #2: The Main Act, czyli umarła Sahara Noir – niech żyje Sahara Noir Intense!


Jeśli podobnie jak ja, rozpaczaliście na wieść o wycofaniu Fordowej Sahary Noir, to mam dla Was świetną wiadomość!. Sahara żyje, ma się dobrze i pozdrawia ze słonecznych plaż Key West na Florydzie 🙂 No dobrze, oryginalną Saharę rzeczywiście ubito – ale co powiecie na to, że istnieje zapach, który pachnie uderzająco podobnie do tejże Sahary? W końcu kogo obchodzi jak się coś nazywa i kto to wyprodukował – skoro pachnie niemal tak samo i wciąż można się cieszyć swoim ukochanym pachnidłem? A! i co więcej, Olympic Orchids twierdzą, że The Main Act to UNISEKS, więc nie popełnili błędu Forda, który sprzedawał Sahara Noir jako perfumy damskie

Olympic Orchids Artisan Perfumes - DEV #2 The Main Act

Z ostatniego zlotu perfumoholików we Wrocławiu, przywiozłem kilka wspaniałości, w tym TO cudo… Zresztą po to urządza się tego rodzaju spotkania, by poznać ciekawe i efektowne nowości, białe kruki, albo móc wyżebrać próbkę czegoś naprawdę rzadkiego (Marto, ponowne dzięki!). A pomyślelibyście, że jakaś mało znana i totalnie niszowa marka ze Stanów, ma w swojej ofercie coś uderzająco podobnego do Sahara Noir – tudzież Sahara Noir jest łudząco podobną kopią bohatera dzisiejszego wpisu? Oba pachnidła miały swą premierę w mniej więcej tym samym czasie i oba pochodzą ze Stanów – więc wcale bym się nie zdziwił, gdyby ich uderzające podobieństwo było efektem nie ordynarnego odgapiostwa, a cichej i zupełnie zamierzonej kooperacji… Ale to tylko moje luźne dywagacje…

Olympic Orchids logo

Kooperacji, bo w przypadku pachnidła tak specyficznego i niszowego oraz dedykowanemu tak wąskiemu i hermetycznemu gronu potencjalnych odbiorców – trudno mówić o przypadku. Zresztą osobiście nie wierzę w „przypadkowe zbieżności brzmień” w tej branży, bo jeśli coś jest do czegoś podobne to, albo mowa o świadomym powielaniu mody – albo celowym (mniej lub bardziej bezczelnym) kopiowaniu jakiegoś brzmienia, w celu odniesienia wymiernych korzyści finansowych. No chyba, że proceder odbywa się w tzw. „białych rękawiczkach” – czyli za zgodą i wiedzą producenta oryginału. I tu pozwolę sobie przytoczyć parę przykładów: X Bolt aka Boss Bottled, Balmain Carbone aka Olfactive Studio Autoportrait, Hermes Terre D’Hermes aka Montale Red Vetiver, czy Bentley Absolute aka Gucci Pour Homme i nasza Sahara Noir aka Olympic Orchids The Main Act lub odwrotnie… Po prostu dwie firmy dogadują się, wypuszczając ten sam zapach pod różnymi szyldami, za co jedna strona zapłaciła tej drugiej. W końcu przy tej ilości perfum na rynku i w różnej segmentacji (nisza, mainstream) – prawdopodobieństwo, że oba wyroby zaczną ze sobą konkurować jest znikome.

mde

A więc nie będę się czepiał i drążył kto od kogo podchwycił pomysł – zwłaszcza, że Sahary Noir oficjalnie już nie ma i nie sposób ustalić pod czyim szyldem zapach zadebiutował jako pierwszy. Cieszmy się, że wciąż możemy obcować z jego potęgą i majestatem. Zainteresowanych brzmieniem The Main Act odsyłam do niedawno popełnionej recenzji Sahary Noir od Toma Forda, choć odnoszę wrażenie (i nie kolor cieczy mam tu na myśli), że Main Act wypuszczono w znacznie wyższej koncentracji niż Fordową Saharę, co uwaga – przekłada się na jeszcze głębsze brzmienie i jeszcze bardziej morderczą projekcję!… I tu słówko o nazewnictwie, gdyż to równie tajemnicze co lakoniczne DEV: #2: – to skrót od linii The Devil Scents, w której to Main Act stanowi kompozycję numer dwa. I wierzcie mi, podtytuł The Devil Scents pasuje do tych iście diabelskich perfum jak ulał! 🙂

The Main Act grafika

No dobrze, jest coś co odróżnia The Main Act od Fordowej Sahary i tym czymś jest obecność kocanki, czyli nieśmiertelnika – któremu to np. Annick Goutal poświęciła swe kultowe Sables. O ile u Forda nieśmiertelnik uszedł mej uwadze, to w kompozycji Olympic Orchids, stanowi wyrazistą i niemożliwą do zignorowania bazę. Bazę, która dosłownie wsiąka i wrasta w ubrania i skórę, przeżywając nawet prysznic!. Więc nie są identyczne, choć ten jeden detal to trochę za mało, by móc powiedzieć że to dwie różne i przypadkowo zaaranżowane kompozycje. Ale who cares, skoro oba są przepiękne, a delikatniejszy z nich już nie żyje?…

foto flakonu

Jeśli więc lubicie pachnidła ciężkie, mroczne i nietuzinkowe, pokroju Fumidusa, Petroleum i ciężko ujęte żywice (Norma Kamali Incense) – to tą odsłoną/wariacją motywu znanego z Fordowej Sahara Noir, będziecie wprost urzeczeni. Zapach jest jeszcze gęstszy, cięższy i głębszy niż go poznałem. Jest wręcz gorzki i zaciąga dymną spalenizną, gdyż gęsta i ciągnąca się niczym karmel pasta z labdanum i olibanum, która stanowi pierwotną oś kompozycji – tu została jeszcze bardziej zredukowana, wręcz przypalona!. W efekcie wyszło coś co z powodzeniem można by określić mianem Sahary Noir Intense! I to w każdej mierze, bo jeśli wziąć pod lupę projekcję i trwałość, to pod tym względem Main Act przebija Fordową Saharę, pachnąc przeszło dobę, a na ubraniach uwaga! – przeżywa ich pranie… Jeśli więc jesteście ortodoksyjnymi miłośnikami ekstremalnie wyrażonego kadzidła i labdanum, demoniczne The Main Act jest właśnie dla Was…Olympic Orchids Artisan Perfumes - DEV #2 The Main Act EdP

rok powstania: 2013?

nos: Ellen Covey

trwałość: potężna, zapach przeżywa ponad dobę i prysznic – a na ubraniu przetrwał pranie…

projekcja: monstrualna i budząca respekt,

Skład: labdanum, balsam tolu, agar (oud), piżmo, kastoreum, cywet, kadzidło, kocanka, jałowiec, dzięgiel, skóra, róża, goździk (przyprawa), cynamon, kardamon,


Odpowiedzi

  1. Już kiedyś, wtedy kiedy Marta oznajmiała światu posiadanie tego cuda napaliłem się bez opamiętania. Do dziś mam okrutny smak na to cudo którego jestem totalnie pewien że zaspokoi me szatańskie żądze w temacie żywicznym. Idę żebrać 😉

    P.S. Ostatnio poznałem piękne Embers ale to nadal nie jest To…

    • mam gdzieę próbkę Embers, więc prędzej czy później recenzja będzie – ale owszem to zdecydowanie nie ta parafia, ani nawet wyznanie 🙂

      • Poznałem dwa dni temu wraz z Incense Extreme i ten drugi szybko poszedł w odstawkę ( nic specjalnego ) jako że Diabeł ma do zaoferowania znacznie więcej…
        Osobiscie nie porównywał bym go z Saharą gdyż oba mają inny pejzaż mimo podpbieństw. Sahara, sucha, pylista, pikantna i zaczepna, żywiczna owszem, ale jakby surowa. Devil od poczatku bucha pierwotnym ciepłem, miękkością, niecodzienną balsamicznością , uwodzi cynamonowym objęciem. Jest zdecydowanie bardziej krągły i smakowity, sensualny. Genialne ujęcie labdanum znacząco trzyma żywiczny rys, ba niesamowicie uzależniający funndament. W Sacharze więcej olibanum domimuje, takiego surowego.
        Oba piękne ale wpadłem totalnie obłędnie dopiero przy kompozycji Olympic Orchid..:-)


Dodaj komentarz

Kategorie